Выбрать главу

— Nie! To nieprawda!

— W porządku. Jeżeli za tydzień nadal będziesz tak uważała, wtedy wysłucham cię. Umowa stoi?

Anna miała rację. Gdy minął tydzień, przeszła mi ochota do zwierzeń. W dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach jestem przekonana, że wiedziała. Tak czy owak, przyjemnie jest mieć świadomość, że zależy na tobie komuś, kto uważa, iż SIL-e nie są nieludzkimi monstrami.

Nie dbam o to, czy któryś z moich pozostałych przyjaciół wiedział lub choćby domyślał się prawdy. Szef wiedział z pewnością, lecz on nie był przyjacielem; był S z e f e m. Nagle uświadomiłam sobie, że dla przyjaciół nie powinno stanowić różnicy to, czy byłam normalnym człowiekiem, czy sztuczną istotą ludzką. Naprawdę liczył się jedynie fakt, iż byłam częścią ich zespołu — zespołu Szefa.

Któregoś ranka zjawił się Szef. Postukiwał kulami i dyszał ciężko z wysiłku. Złociutka pomogła mu wejść i posadziła go na fotelu dla gości.

— Dziękuję, siostro. Nie będę już pani potrzebował — powiedział, odstawiając kule na bok. Następnie zwrócił się do mnie: — Zdejmij ubranie.

W jakichkolwiek innych okolicznościach byłaby to albo sprośność, albo mile widziana propozycja. W tych okolicznościach oznaczało jedynie, że Szef chce, abym zdjęła ubranie. Złociutka skwitowała to lakonicznym skinieniem głowy i wyszła, choć należała do tego gatunku pielęgniarek, które wylałyby wiadro wody na łeb samego Siwy-Niszczyciela, gdyby spróbował wejść w ich kompetencje. Szybko zrzuciłam ciuchy i czekałam. Szef obejrzał mnie od stóp do głów.

— Na pierwszy rzut oka wszystko w porządku.

— Też mi się tak wydaje.

— Dr Krasny zrobił ci test na laktację. Wynik jest pozytywny.

— Rzeczywiście, robił jakieś sztuczki z moimi hormonami. Wydzieliło się nawet trochę mleka. Parę kropel. To było dziwne uczucie.

Szef odchrząknął.

— Odwróć się. Ponieś do góry prawą stopę. Dobrze, a teraz lewą. Wystarczy. Wygląda na to, że rany zagoiły się.

— Ja też mam takie wrażenie. Doktor powiedział, że cała reszta również wróciła już do normy. Nic mnie nie boli i nie swędzi, więc chyba nie kłamał.

— Możesz się ubrać. Według dr. Krasny’ego twoja kuracja jest zakończona.

— Czuję się naprawdę dobrze.

— „Dobrze” to pojęcie względne.

— O’key: jestem zdrowa jak ryba.

— To się dopiero okaże. Jutro rano wyjeżdżasz na rekonwalescencję. Zaczniesz też trenować. O dziewiątej masz być spakowana i gotowa.

— Gdy mnie tu przywieziono, mój jedyny bagaż stanowiły przykre wspomnienia; pakowanie nie zajmie mi więc zbyt wiele czasu. Będę jednak potrzebowała nowego DT, paszportu, nowej karty kredytowej i odrobiny gotówki.

— Wszystko to otrzymasz przed wyjazdem.

— I jeszcze jedno, Szefie. Nie sądzę, bym potrzebowała rekonwalescencji. Zamierzam udać się na Nową Zelandię. Odkładałam pobyt w R & R już tyle razy, że zasłużyłam chyba w końcu na kilka tygodni płatnego urlopu. Nie jest pan przecież nadzorcą niewolników.

— Piętaszku, ile lat upłynie jeszcze, zanim przekonasz się, że ilekroć nie pozwalam ci na twoje zachcianki, robię to wyłącznie dla twojego dobra i dla dobra naszej organizacji?

— Coś takiego! Biję się w piersi, Wielki Biały Ojcze. W dowód wdzięczności przyślę panu pocztówkę z Wellington.

— Z jakąś ładną Maoryską, jeśli łaska; gejzery już widziałem. I niech ci się nie wydaje, że ominie cię trening. Decyzję o tym, kiedy będzie można go zakończyć, pozostawiam tobie; chcę jednak, aby twoja sprawność, refleks, instynkt i orientacja były takie, jak gdybyś urodziła się na nowo.

„Urodziła się na nowo”? Pan raczy żartować, Szefie, w dodatku nie mając do tego talentu. „Moją matką była probówka, moim ojcem skalpel był”.

— Przestań wreszcie z uporem maniaka wracać do sprawy, którą dawno już powinnaś uznać za nieistotną.

— Czyżby? Trybunały międzynarodowe twierdzą, że nie mogę zostać obywatelką żadnego kraju. Według Kościoła nie posiadam duszy, bo nie jestem „człowiekiem zrodzonym z mężczyzny i kobiety”. W oczach prawa w ogóle nie jestem człowiekiem. Według pana to nieistotne?

— Prawnicy to osły. A dokumenty dotyczące twojego pochodzenia zostały wykradzione z kartoteki laboratorium i zniszczone dawno temu. Na ich miejscu leży teraz kompletne dossier kogoś, kto nigdy nie istniał.

— Dlaczego nie powiedział mi pan o tym wcześniej?

— Bo dopóki nie zaczęłaś popisywać się swoimi chorobliwymi kompleksami, nie widziałem takiej potrzeby. Zrozum wreszcie, że w twoim wypadku natura została oszukana w sposób perfekcyjny. Gdybyś jutro spróbowała przyznać się do swojego „rodowodu”, nie znalazłabyś nikogo, kto byłby w stanie go potwierdzić. Możesz powiedzieć każdemu; nie ma to żadnego znaczenia. Tylko po co? Czy nie rozumiesz, iż jesteś kobietą tak samo jak Matka Ewa?! Nawet bardziej; jesteś tak bliska ideału, jak bliskie ideału były wyobrażenia twoich twórców. Jak sądzisz — dlaczego zająłem się właśnie tobą, choć nie miałaś żadnego doświadczenia ani nawet bladego pojęcia o tej profesji? Dlaczego wydałem małą fortunę na twoją edukację i trening? Odpowiem ci: bo w i e d z i a ł e m. Czekałem kilka lat, aby upewnić się, że jesteś dokładnie tą osobą, którą chcieli stworzyć twoi architekci. A potem nieomalże cię straciłem… — Na jego twarzy pojawił się grymas mający zapewne być uśmiechem. — Sprawiasz mi kłopoty, dziewczyno. Ale porozmawiajmy o twoim treningu. Czy możesz posłuchać mnie jeszcze przez chwilę?

— Tak jest, sir.

Nie próbowałam opowiadać mu, co znaczy wychowywać się w laboratoryjnym sierocińcu. Normalni ludzie żywią przekonanie, że wszystkie osierocone dzieci są takie same. Nie wspomniałam o plastikowej łyżeczce, będącej jedynym narzędziem, jakim potrafiłam posługiwać się przy jedzeniu, dopóki nie skończyłam dziesięciu lat. Nie chciałam też, żeby dowiedział się, jak po raz pierwszy wzięłam do ręki widelec, jak wbiłam go sobie w policzek i jak wszyscy śmiali się ze mnie. Zresztą nie chodzi tylko o to. Jest milion rzeczy, które różnią normalne dzieciństwo od dorastania jako zwierzątko.

— Będziesz trenować ze swoim instruktorem walkę wręcz. Zanim odwiedzisz rodzinę w Christchurch, musisz powrócić do dawnej formy. Myślę też, że najwyższy czas, abyś nauczyła się używać broni ręcznej; łącznie z tą, o której może jeszcze nigdy nie słyszałaś. Jeśli zmienisz specjalność, nie będziesz mogła obejść się bez niej.

— Ale ja nie mam zamiaru zmieniać specjalności.

— Tak czy owak, powinnaś wiedzieć, jak się z nią obchodzić. Nadeszły czasy, gdy nawet kurier musi nosić przy sobie broń gotową w każdej chwili do użycia. I nie gardź zabójcami, Piętaszku. Tak jak wszyscy, mają oni swoje zalety i wady, i tak jak wszyscy, oni również są potrzebni. Rozpad Stanów Zjednoczonych to poniekąd właśnie ich dzieło. Na nieszczęście ci akurat byli rzeźnikami bez wyobraźni. Możemy jednak posłużyć się lepszym przykładem. Co wiesz o wojnie prusko-rosyjskiej?

— Niewiele. Głównie to, że Prusacy musieli zapłacić zwycięzcom olbrzymie kontrybucje.

— Tę wojnę wygrało tak naprawdę zaledwie dwanaścioro ludzi; chyba mówiłem ci już o tym. Siedmiu mężczyzn i pięć kobiet. A najcięższą bronią, jaka została przez nich użyta, był pistolet kaliber sześć milimetrów.