— Pod ziemią, zgadza się. Kilka metrów. Gdzie dokładnie — powiem ci, gdy przyjdzie czas. Wtedy też dowiesz się, jak stąd wyjść i jak wrócić. To właśnie była ujemna strona naszej farmy — przyjemne miejsce, lecz zbyt wiele ludzi znało jego lokalizację. Odpowiedź na twoje „dlaczego” jest chyba oczywista. „Jak” może poczekać. Melduj.
— Szefie, jest pan najbardziej nieznośnym człowiekiem, jakiego kiedykolwiek spotkałam.
— Długie lata praktyki, Piętaszku. Melduj.
— Założę się, że gdy pana ojciec spotkał po raz pierwszy pana mamę, nie zdjął nawet kapelusza.
— Poznali się w szkółce niedzielnej u Baptystów i oboje wierzyli w dobre wróżki. Melduj.
— Chryste, co za nudziarz! Na Ell-Pięć dotarłam bez przygód. Sztuczka z pępkiem udała się; przekazałam jego zawartość panu Mortensonowi. Potem nastąpiły nieprzewidziane kłopoty. Osiedle kosmiczne opanował jakiś nieznany etiologom wirus powodujący zaburzenia w oddychaniu. Zaraziłam się nim. Na szczęście pani Mortenson okazała się świetną pielęgniarką. Dzięki niej jakoś z tego wyszłam. Nawiasem mówiąc, chciałabym jakoś się jej odwdzięczyć.
— W porządku. Mów dalej.
— Leżałam dość długo nieprzytomna. Stąd właśnie ta tygodniowa przerwa w harmonogramie. Ale byłam gotowa do drogi, gdy tylko Mortenson powiadomił mnie, że mam już przy sobie te mikrofilmy, które miał panu przekazać. W jaki sposób, Szefie? Ten sam trick z pępkiem?
— I tak, i nie.
— To, do diabła, nie jest odpowiedź!
— Dobrze; użyliśmy tego schowka.
— Tak myślałam. Zawsze czuję coś — jakby ucisk — gdy jest pełen. Mam nadzieję, że to się kiedyś nie skończy źle.
Napięłam mięśnie brzucha i przesunęłam dłonią w okolicy pępka.
— Ej! On jest pusty! Opróżniliście go?
— Nie my. Nasi przeciwnicy.
— A więc przegrałam. Boże, to straszne!
— Nie — próbował mnie pocieszyć. — Jeśli wziąć pod uwagę wszystko, przez co musiałaś przejść, to nawet świetnie się spisałaś.
— Czyżby? Może jeszcze zasłużyłam na Krzyż Victorii? — zadrwiłam sama z siebie. — Nie jestem debiutantką, Szefie. Zamiast wciskać mi bajeczki, lepiej niech mi pan pokaże diagram. Powinnam była od razu o to poprosić. Za moim pępkiem, wykonawszy zabieg chirurgiczny, umieszczono niewielki schowek. Ma on zaledwie jeden centymetr sześcienny, lecz może pomieścić sporo odpowiednio spreparowanych mikrofilmów. Posiada przy tym bardzo ważną zaletę: nikt nie wtajemniczony nie domyśli się jego istnienia. Bezstronni sędziowie stwierdzili, że mam bardzo ładny brzuch i miły dla oka pępek. Dla niektórych jest to nawet większa zaleta niż śliczna twarz, choć i w tej materii nie mogę narzekać.
Dzięki specjalnemu zwieraczowi z silikonowego elastomeru mój pępek wygląda zupełnie naturalnie, bez względu na to, czy kryje się coś za nim, czy też nie. Ów sztuczny mięsień spełnia tę samą rolę, co zwieracze odbytnicy i pochwy, działając samorzutnie nawet podczas snu lub utraty przytomności. Aby włożyć coś do skrytki, należało jedynie zamoczyć to w odrobinie galaretki K-Y albo innego nieorganicznego kremu i nacisnąć mocno kciukiem. Problem stanowiły przedmioty o spiczastych krawędziach, ale i to jakoś wytrzymywałam. Wyjęcie przesyłki było równie łatwe. Wystarczyło naciągnąć palcami obu rąk skórę wokół pępka i napiąć mięśnie brzucha.
Sztuka przemycania rzeczy wewnątrz ludzkiego ciała ma długą tradycję. Do klasycznych sposobów należy używanie w tym celu otworów nosowych, ust, żołądka, odbytnicy, pochwy, kanałów uszu oraz niebezpieczna i niezbyt praktyczna egzotyczna metoda polegająca na wszczepianiu niewielkich przedmiotów pod skórę w owłosionych miejscach.
Wszystkie te sposoby znane są każdemu celnikowi i agentowi służb specjalnych — tak państwowych, jak i prywatnych — na całej Ziemi, w osiedlach kosmicznych, na Księżycu, na innych planetach i w ogóle wszędzie tam, gdzie dotarł człowiek. Możecie więc o nich zapomnieć. Jedyną klasyczną metodą, niekiedy nadal skuteczniejszą od nowoczesnych, jest „Podwójny List”. Ale „Podwójny List” jest sztuką naprawdę wysokiego lotu. Poza tym, nawet jeśli zostanie perfekcyjnie skonstruowany, zawsze może dostać się w ręce półgłówka, który pod wpływem narkotyków wszystko wyśpiewa.
Teraz, gdy schowek w moim ciele został odkryty, z pewnością pojawi się mnóstwo kurierów i zwykłych przemytników, stosujących tę taktykę. Najprawdopodobniej zacznie ona być używana na tyle powszechnie, że z naszego punktu widzenia stanie się zupełnie bezużyteczna. Tylko patrzeć, jak celnicy zaczną pchać swoje brudne paluchy w każdy pępek. Może nie powinnam tak myśleć, ale mam nadzieję, że będzie ich kłuło w oczy zachowanie niektórych podróżnych; pępek to bardzo wrażliwe miejsce.
— Słabą stronę tej metody, moja panno, zawsze stanowił fakt, iż podczas zręcznie prowadzonego przesłuchania…
— Oni nie byli zręczni.
— …czy też pod wpływem tortur lub środków farmakologicznych mogłaś zostać zmuszona do wygadania się o istnieniu skrytki.
— To musiało stać się wtedy, gdy nafaszerowali mnie penthotalem. Nie przypominam sobie, bym powiedziała im coś przedtem.
— Możliwe. Niewykluczone jednak, że otrzymali informację z jakichś innych źródeł. Oprócz nas jest jeszcze kilka osób, które znają sprawę; trzy pielęgniarki, dwóch chirurgów, anestezjolog. Być może to jeszcze nie wszyscy. W każdym razie wystarczająco dużo. Ktoś mógł wygadać się przypadkowo lub — co bardziej prawdopodobne — po prostu zdradzić nas. Tak czy owak, nasi przeciwnicy przechwycili przesyłkę. Nie ma jednak o co rwać sobie włosów z głowy. Na mikrofilmie, który dostał się w ich ręce, jest dokładny spis restauracji, sporządzony na podstawie książki telefonicznej dawnego miasta Nowy Jork z 1928 roku. Bez wątpienia gdzieś jakiś komputer pracuje teraz nad złamaniem szyfru i odczytaniem tekstu zakodowanego w tej liście. Zajmie mu to wiele czasu… bo tam nic nie jest zakodowane. To atrapa.
— I po to musiałam ganiać na Ell-Pięć, chorować tam przez tydzień, latać kablowcami i dać się zgwałcić tej bandzie zboczeńców?!
— Wybacz mi to ostatnie, Piętaszku, ale czy naprawdę sądzisz, że ryzykowałbym życie mojej najlepszej agentki, gdyby ta misja nie była rzeczywiście ważna?
Pochlebstwem można kupić prawie każdą kobietę. Pewnie dlatego właśnie pracuję ciągle dla tego aroganckiego skurczybyka.
— Teraz nie rozumiem już nic, Szefie.
— Dotknij blizny po usunięciu wyrostka robaczkowego.
— Że co? — Wsunęłam rękę pod prześcieradło i dotknęłam brzucha. — Co jest, do cholery?
— Nacięcie nie było dłuższe niż na dwa centymetry, dokładnie wzdłuż tej blizny. Mięśnie brzucha nie zostały naruszone. Przesyłkę wyjęliśmy mniej więcej dwadzieścia cztery godziny temu, przeprowadzając taką samą „operację”. Powiedziano mi, iż przy zastosowaniu przyśpieszonych metod leczenia ran nawet ty sama nie zauważysz nowej blizny na starej. Cieszę się, że Mortensonowie tak dobrze o ciebie dbali, chociaż wiem, że sztuczne objawy choroby, jakie u ciebie wywołali, z pewnością nie były przyjemne. Musieli to jednak zrobić, abyś nie wiedziała o istnieniu drugiej, właściwej przesyłki. Przy okazji: tam naprawdę panuje epidemia.
Szef przerwał. Ciągle unikałam pytania o to, co w końcu przenosiłam. Mógł mi nic nie odpowiedzieć. Po chwili odezwał się ponownie: — Wspominałaś coś o podróży powrotnej.
— Owszem. Jeśli jeszcze kiedyś będzie mnie pan wysyłać poza Ziemię, chcę lecieć pierwszą klasą w jakimś porządnym statku antygrawitacyjnym. Nie mam zaufania do tych hinduskich sztuczek z linami.