Dzieci siedziały przed telewizorem, ale niczego nie oglądały. Janeczka i Pawełek płakali. Dawid siedział przy stole z głową w dłoniach. Harriet powiedziała cicho, ale tak, by mąż usłyszał:
– Dobrze, jestem kryminalistką. Ale oni go mordowali. Dawid się nie poruszył. Harriet stała odwrócona do niego plecami. Nie chciała widzieć twarzy męża.
– Za kilka miesięcy by nie żył. Może za kilka tygodni. – Cisza. W końcu się odwróciła. Z najwyższym trudem zmusiła się, żeby spojrzeć na męża. Wyglądał na chorego, ale to nie było to…
– Nie mogłam tego znieść – powiedziała.
– Sądziłem, że tak się umówiliśmy – odparł z rozmysłem.
– Tak, ale ty tego nie widziałeś, nie widziałeś…! – krzyknęła.
– Dopilnowałem, żeby tego nie widzieć – odpowiedział Dawid. – A tyś myślała, że co się stanie? Że zrobią z niego przystosowanego członka społeczeństwa i wszystko będzie cacy? – Dawid szydził z Harriet, ale dlatego, że dławiły go łzy.
Dawid i Harriet popatrzyli na siebie. To były długie, twarde spojrzenia, przed którymi nic nie mogło się ukryć. Dobrze, on miał rację, a ja się myliłam, pomyślała, ale stało się.
– Dobrze, ale stało się – powiedziała na głos.
– Przypuszczam, że to jest motjuste.
Harriet usiadła na sofie obok dzieci. Teraz zobaczyła, że wszystkie mają załzawione buzie. Nie mogła ich pocieszyć dotykiem, ponieważ to ona doprowadziła je do płaczu.
W końcu powiedziała: „łóżko”, dzieci wstały jak na komendę i nie patrząc na matkę, wyszły z salonu.
Harriet zabrała do dużej sypialni zapas jedzenia dla Bena. Dawid przeniósł swoje rzeczy do innego pokoju.
Ben obudził się przed świtem i zaczął swoje wrzaski, Harriet nakarmiła go, potem zrobiła zastrzyk.
Jak zwykle dała dzieciom śniadanie i próbowała zachowywać się normalnie. Dzieci też próbowały. Nikt nie wspomniał o Benie.
Dawid zszedł na dół, a Harriet powiedziała:
– Proszę, zawieź je do szkoły.
W domu zostali tylko Harriet i Ben. Kiedy Ben się obudził, Harriet nakarmiła go, ale nie zrobiła zastrzyku. Wrzeszczał i walczył, ale, jej zdaniem, już znacznie mniej.
Zapadła chwilowa cisza. Wyglądało na to, że Ben się zmęczył.
– Jesteś w domu, Ben, nie w tamtym miejscu – powiedziała, a on słuchał.
– Jeśli przestaniesz hałasować, wyjmę cię z tej rzeczy, w którą cię wsadzili.
Na to było jednak za wcześnie. Poprzez wrzaski Bena do uszu Harriet dobiegły głosy, podeszła więc do poręczy schodów. Dawid nie pojechał do biura, ale został w domu, żeby jej pomóc. Na dole stały dwie policjantki, z którymi rozmawiał Dawid. Odeszły.
Co im powiedział? Harriet nie zapytała.
Gdy zbliżała się pora powrotu dzieci, Harriet powiedziała do Bena:
– Ben, chcę, żebyś teraz zachowywał się cicho. Przyjdą pozostałe dzieci i wystraszysz je tym krzykiem.
Ben ucichł, wyczerpany.
Leżał na podłodze wysmarowanej odchodami. Harriet zaniosła go do łazienki, zdjęła kaftan bezpieczeństwa, wsadziła chłopca do wanny i umyła. Zauważyła, że drży z przerażenia; nie zawsze był nieprzytomny, kiedy myli go w zakładzie. Zaniosła Bena z powrotem do łóżka i powiedziała:
– Jeśli zaczniesz od nowa, będę musiała znowu ci to nałożyć.
Chłopiec zazgrzytał zębami; oczy płonęły gniewem. Ale on też się bał. Będzie musiała kontrolować go poprzez strach.
Harriet sprzątała pokój, a Ben leżał, poruszając rękoma, jakby zapomniał, jak się to robi. W tym więzieniu z materiału przebywał pewnie, odkąd trafił do zakładu.
Kucnął na łóżku, poruszając rękami, i rozglądał się po pokoju. W końcu poznał zarówno pomieszczenie, jak i Harriet.
– Otwórz drzwi – powiedział.
– Nie, dopóki się nie upewnię, że będziesz grzeczny – odparła.
Ben już miał zacząć robić piekło, ale Harriet krzyknęła:
– Mówię poważnie, Ben! Jeśli zaczniesz krzyczeć i wrzeszczeć, to cię zwiążę.
Ben się opanował. Harriet podała mu kanapki, a on dławiąc się wepchnął je sobie do ust.
Oduczył się wszystkich podstawowych społecznych zachowań, które wpoili mu z takim trudem.
Ben jadł, a Harriet mówiła cicho:
– Wysłuchaj mnie, Ben. Musisz mnie wysłuchać. Zachowuj się grzecznie, a wszystko będzie dobrze. Musisz się odpowiednio odżywiać. Musisz korzystać z nocnika albo chodzić do toalety. Nie wolno ci wrzeszczeć ani walczyć. – Nie była pewna, czy chłopiec słyszy. Powtórzyła wszystko od początku. Powtórzyła wszystko wiele razy.
Wieczorem została z Benem; w ogóle nie zobaczyła się z dziećmi. Dawid przeniósł się do drugiego pokoju, z dala od Harriet. Ona widziała to tak, że ochrania domowników przed Benem, a jego samego na powrót przystosowuje do życia w rodzinie. Oni jednak, dobrze o tym wiedziała, widzieli to tak, że Harriet odwróciła się do wszystkich plecami i postanowiła wyruszyć do obcej krainy razem z Benem.
W nocy zamknęła drzwi pokoju Bena na klucz. Nie zrobiła mu zastrzyku, bo miała nadzieję, że zaśnie. Istotnie, zasnął, ale obudził się, krzycząc ze strachu. Harriet weszła do pokoju i zastała Bena w końcu łóżka, pod ścianą. Ręką zasłaniał twarz i nie słuchał jej, mimo że mówiła do niego i mówiła, usiłując rozsądnymi argumentami odegnać burzę przerażenia. W końcu ucichł, a Harriet podała mu jedzenie. Wciąż było mu mało, naprawdę głodował. W zakładzie faszerowali go środkami uspokajającymi, a w takim stanie nie mógł jeść.
Najedzony, znowu skulił się pod ścianą, kucnął na łóżku i zerknął na drzwi, skąd mieli nadejść prześladowcy: jeszcze nie dotarło do niego, że jest w domu.
Potem Ben zapadł w drzemkę… zbudził się z wrzaskiem; zdrzemnął się… ocknął… Harriet ukoiła go, i zapadł w sen.
Mijały dni; mijały noce.
Do Bena w końcu dotarło, że znajduje się w domu i jest bezpieczny. Stopniowo przestał jeść tak, jak gdyby każdy kęs był ostatnim. Stopniowo zaczął używać nocnika, później pozwolił prowadzić się za rękę do toalety. Wreszcie zszedł na dół, rozglądając się na wszystkie strony, żeby dostrzec nieprzyjaciela, zanim ten znowu go uwięzi. Ben widział to tak, że właśnie w tym domu został osaczony. Osaczony przez własnego ojca. Kiedy po raz pierwszy spojrzał na Dawida, wycofał się z sykiem.
Dawid nie starał się dodać Benowi otuchy; według niego odpowiedzialność za Bena spoczywała na barkach Harriet, natomiast on sam odpowiadał za dzieci – prawdziwe dzieci.
Ben zajął miejsce przy dużym stole, wśród innych. Nie odrywał wzroku od ojca, który go zdradził.
– Witaj, Ben – powiedziała Helena.
– Witaj, Ben – powiedział Łukasz, potem Janeczka. Paweł nie przyłączył się do powitań. Zgnębiony powrotem Bena, klapnął na krzesło i udawał, że ogląda telewizję.
– Witajcie – powiedział w końcu Ben, wodząc oczami po twarzach: „Przyjaciel czy wróg?”.
Ben jadł, nie spuszczając wzroku z domowników. Kiedy poszli oglądać telewizję, dla bezpieczeństwa poszedł w ich ślady; zapatrzył się w ekran, ponieważ pozostali to zrobili.
I tak życie wróciło do normy, jeżeli można użyć tego słowa.
Ben jednak nie ufał ojcu; już nigdy więcej mu nie zaufał. Ilekroć Dawid się zbliżał, Ben sztywniał, cofał się, a jeśli ojciec podszedł zbyt blisko, chłopiec wyszczerzał zęby.
Kiedy Harriet nabrała pewności, że Ben wydobrzał, postanowiła wcielić w życie pomysł, który od pewnego czasu kiełkował w jej umyśle. W ogrodzie, który okropnie zarósł latem, pomagał młody człowiek imieniem John – imający się różnych prac bezrobotny.