Nazajutrz, w sobotę, Dawid wybierał się do szkoły Łukasza na mecz krykieta. Harriet chciała obejrzeć przedstawienie szkolne, w którym grała Helena. Dorota miała przyjechać rano i zostać na weekend. Janeczka nie chciała ich odwiedzić – obiecała koleżance ze szkoły, że pójdzie do niej na przyjęcie.
Dawid zabrał ze sobą Pawła.
Dorota przyjechała zająć się Benem, którego nie widziała od roku.
Harriet nie była zaskoczona, kiedy Dawid powiedział:
– Ben wygląda dziecinnie, ale nie jest już taki mały. Czy Dorota zdaje sobie z tego sprawę?
– Powinniśmy ją ostrzec?
– Wystarczy, że pobędzie z nim pięć minut i wszystko zrozumie.
Zapadła cisza. Harriet wiedziała, że Dawid zasypia. Ocknął się nagle i powiedział:
– Harriet, czy przyszło ci na myśl, że za kilka lat Ben będzie nastolatkiem? Stanie się istotą seksualną.
– Tak, ale jego zegar biologiczny jest inny niż nasz.
– Przypuszczam, że tacy jak on przechodzą okres dojrzewania.
– Nie wiem. Może popęd seksualny będzie u niego mniejszy. Ktoś powiedział, że mamy obsesję na punkcie seksu… kto to był? Tak, Bernard Shaw.
– Na myśl, że Ben będzie istotą seksualną, zaczynam się bać.
– Od dłuższego czasu nikogo nie skrzywdził. Kiedy weekend dobiegał końca, Dorota powiedziała:
– Ciekawe, czy Ben zadaje sobie pytanie, dlaczego tak bardzo się od nas różni.
– Któż to może wiedzieć? Nigdy nie wiedziałam, co on sobie myśli.
– Może wierzy, że gdzieś na świecie żyją ludzie podobni do niego.
– To całkiem prawdopodobne.
– Oby tylko nie było żeńskich przedstawicielek tego gatunku!
– Kiedy patrzę na Bena, zaczynam myśleć o ludziach pierwotnych, którzy zamieszkiwali w przeszłości naszą planetę. Oni muszą gdzieś w nas być.
– Gotowi w każdej chwili wyskoczyć! Może po prostu nie zauważamy, kiedy wyskakują – powiedziała Dorota.
– Bo nie chcemy zauważać – powiedziała Harriet.
– Ja z całą pewnością nie chcę – stwierdziła Dorota. – Po tym, co przeszliśmy z Benem… Czy ty i Dawid zdajecie sobie sprawę, że wasz syn nie jest już dzieckiem? Traktujemy go jak małego chłopca, ale…
Dwa lata poprzedzające rozpoczęcie nauki w gimnazjum stanowiły dla Bena trudny okres. Był samotny, ale czy cierpiał z tego powodu? Harriet była bardzo samotna i cierpiała z tego powodu…
Ben, podobnie jak Paweł, od razu po przyjściu ze szkoły siadał przed telewizorem. Czasem oglądał filmy od szesnastej do dwudziestej pierwszej albo dwudziestej drugiej. Nie widział różnicy między programami telewizyjnymi. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego niektóre filmy nadają się dla dzieci, a inne dla dorosłych.
– Co się działo w tym filmie, Ben?
– Działo… – mówił chłopiec niskim, niepewnym głosem i patrzył na matkę, jakby próbował odgadnąć, czego oczekiwała.
– O czym był ten film, który przed chwilą obejrzałeś?
– Duże samochody – odpowiadał Ben. – Motor. Dziewczyna płakała. Samochód gonił mężczyznę.
Raz, chcąc sprawdzić, czy Ben mógłby się uczyć od brata, Harriet spytała Pawła:
– O czym był ten film?
– To historia o rabusiach, którzy napadli na bank. To chyba oczywiste. – Paweł spojrzał z pogardą na nierozgarniętego Bena, który słuchał, a jego oczy patrzyły to na twarz matki, to znów na twarz brata. – Postanowili zrobić podkop. Chcieli się w ten sposób dostać do banku. Ale kiedy znaleźli się w piwnicy, zaskoczyła ich policja. Niektórym udało się uciec, inni trafili do więzienia. Policjanci zastrzelili dwóch mężczyzn.
Ben przysłuchiwał się z uwagą.
– Pamiętasz, o czym był ten film, Ben?
– O rabusiach, którzy napadli na bank – powiedział chłopiec. Spróbował opowiedzieć film, używając tych samych słów co brat.
– On mnie naśladuje – powiedział Paweł.
Oczy Bena zaiskrzyły się. Harriet wiedziała, że chłopiec jest bliski ataku furii. Jeśli zrobię komuś krzywdę, znowu zabiorą mnie do tamtego miejsca”. Harriet potrafiła odgadnąć, co myśli i czuje Paweł, ale Ben pozostawał dla niej zagadką.
Czy Paweł mógłby uczyć Bena, bez wiedzy żadnego z chłopców?
Po przeczytaniu synom opowiadania prosiła Pawła, żeby powtórzył jego treść. Używając tych samych słów co brat, Ben streszczał opowiadanie, ale po chwili wszystko zapominał.
Harriet grała z Pawłem w węże i drabiny albo w chińczyka. Ben siedział obok i przyglądał się. Kiedy Paweł był u psychiatry, Harriet próbowała namówić Bena do gry, ale nie mógł zrozumieć reguł.
Niektóre filmy oglądał wiele razy. Wypożyczyli magnetowid. Ben uwielbiał musicale: The Sound of Musie, West Sicie Story, Oklahoma! i Cats.
„Ona będzie śpiewać”, mówił, kiedy Harriet pytała, co się dzieje w filmie. Albo: „Będą tańczyć, a potem ona zaśpiewa”. Albo: „Zranią tę dziewczynę. Ona uciekła. A teraz jest przyjęcie”.
Ale nie potrafił opowiedzieć całego filmu.
– Zanuć tę melodię, Ben. Ja i Paweł chcemy ją usłyszeć.
Ben nie umiał śpiewać. Z jego ust dobywał się gardłowy pomruk.
Któregoś razu Paweł poprosił Bena, żeby zanucił melodię z filmu, i zaczął się z niego wyśmiewać. Harriet była przy tym. Ben spojrzał na brata z wściekłością. Harriet skarciła Pawła.
– Co ja takiego zrobiłem? – zawołał jej syn. – Ben jest najważniejszy. Ben, Ben, Ben… – Paweł zamachnął się, jakby chciał uderzyć brata. Oczy Bena rozbłysły. Był gotów rzucić się na Pawła.
– Ben – powiedziała Harriet ostrzegawczym tonem. Chciała uczynić z niego normalnego chłopca, ale wiedziała, że w takich chwilach jeszcze bardziej zamykał się w sobie, w swoim wnętrzu, gdzie… ale co? – pamiętał?… śnił? – o swoim gatunku.
Pewnego dnia Harriet była w domu sama z Benem. Nagle zorientowała się, że chłopca nie ma w pobliżu. Zaczęła go szukać. Zajrzała do sypialni na pierwszym piętrze, potem do pokoi Bena i Pawia. Trzy pozostałe świeciły pustkami. Stały tam łóżka ze świeżo powleczonymi poduszkami i wypranymi kołdrami. Pokoje na drugim piętrze były czyste i puste. Trzecie piętro: ile czasu minęło, odkąd dzieci bawiły się na górze, a ich radosny śmiech rozbrzmiewał echem w ogrodzie? Harriet nigdzie nie mogła znaleźć Bena. Wspięła się po cichu na strych. Drzwi były otwarte. Chłopiec stał w miejscu, gdzie wpadające przez okno światło tworzyło na podłodze postrzępiony, jasny prostokąt. Podniósł głowę i patrzył na światło słoneczne. Harriet nie potrafiła odgadnąć, co czuł… Nagle zauważył ją i zniknął w ciemności. Harriet miała wrażenie, że zobaczyła jego prawdziwą twarz, którą na co dzień ukrywał. Została sama na wielkim, ponurym strychu. Dokoła panowała absolutna cisza. Ben przykucnął gdzieś w kącie. Wiedziała, że jej nie skrzywdzi, a mimo to poczuła paraliżujący strach.
– Ben – powiedziała drżącym głosem. Miała wrażenie, że na tym ciemnym strychu jej syn powrócił do odległej przeszłości, przeniósł się w czasy, kiedy nie było jeszcze istot ludzkich. – Ben… – powtórzyła.
Żadnej odpowiedzi. Cisza. Pasek cienia przeciął brudny prostokąt światła: to ptak przeleciał z jednego drzewa na drugie.