Выбрать главу

Jego znajomi byli niezgrabni, pryszczaci i niepewni siebie. Ben zachowywał się, jakby był starszy od nich. Z początku Harriet myślała, że ci biedni chłopcy, których połączyła niechęć do nauki, zakolegowali się z Benem, bo był jeszcze bardziej niezdarny i nieprzystosowany niż oni. Ale myliła się. „Gang Bena Lovatta” cieszył się poważaniem w szkole. Nie tylko wagarowicze chcieli się przyłączyć do bandy, marzyli też o tym dobrzy uczniowie.

Harriet patrzyła na Bena i jego wielbicieli i próbowała sobie wyobrazić syna wśród ludzi z jego gatunku, siedzącego obok ogniska przy wejściu do jaskini. A może podobni do niego ludzie budowali szałasy w lesie? Nie, była pewna, że mieszkali głęboko pod ziemią, w ciemnych jaskiniach. Prawdopodobnie dziwne oczy Bena przystosowane były do innego rodzaju światła.

Harriet często siadała w kuchni sama, kiedy chłopcy oglądali telewizję w dużym pokoju. Zdarzało się, że całe popołudnie i wieczór spędzali na oglądaniu filmów. Robili sobie herbatę i wyjadali wszystko z lodówki. Potem wychodzili do sklepu po ciastka, chipsy albo pizzę. Było im wszystko jedno, co oglądają. Lubili popołudniowe seriale, ale nie mieli nic przeciwko programom dla dzieci. Najbardziej podniecały ich krwawe filmy nadawane w nocy. Patrzyli z zachwytem na sceny, w których bohaterowie walczyli ze sobą, strzelali, torturowali się i zabijali. Chłopcy zachowywali się tak, jakby występowali w tych filmach. Nieświadomie gestykulowali i uśmiechali się triumfalnie. Jęczeli i wzdychali. „No, dalej! Zrób to!”, wołali podnieceni. „Posiekaj go na kawałki! Zabij go!”. Pomrukiwali z zadowoleniem, kiedy któryś z bohaterów padał, zastrzelony i zaczynał broczyć krwią, albo poddawano go torturom.

W tamtym okresie w lokalnych gazetach ukazywały się wiadomości o napadach i włamaniach. Czasem Ben i inni członkowie gangu znikali na dwa, trzy dni.

– Gdzie byłeś, Ben?

– Byłem z przyjaciółmi – odpowiadał chłopiec obojętnie.

– Gdzie?

– W okolicy.

W parku, kawiarni, albo w kinie. Jeśli udawało im się pożyczyć (ukraść?) motory, jechali nad morze.

Harriet zastanawiała się, czy ma zadzwonić do dyrektora szkoły, ale co by to dało? Na jego miejscu, myślała, cieszyłabym się, że ich nie ma.

A policja? Co by się stało, gdyby Ben wpadł w ręce policji?

Ben i jego koledzy mieli zawsze mnóstwo pieniędzy. Kilkakrotnie, niezadowoleni z zawartości lodówki, kupili mnóstwo smakołyków w sklepie i jedli przez cały wieczór. Derek częstował Harriet (Ben nigdy!).

– Masz ochotę, kochanie?

Brała jedzenie, ale nie siadała obok chłopaków. Wiedziała, że chcą być sami.

W gazetach pisano o gwałtach…

Harriet patrzyła na twarze chłopców i zastanawiała się, czy tak wyglądają młodociani przestępcy, o których pisano w gazetach. Byli nastolatkami, ale wyglądali na więcej niż piętnaście czy szesnaście lat. Derek miał głupkowaty wyraz twarzy. Chichotał cicho na najbardziej okrutnych scenach filmu. Elvis, szczupły, inteligentny blondyn, był dla niej bardzo miły, ale Harriet wiedziała, że to tylko pozory. Miał zimne oczy, podobnie jak Ben. Billy był ociężały i tępy. Dyszał agresją. Kiedy oglądał brutalną scenę, zrywał się z krzesła i podbiegał do ekranu. Uspokajał się dopiero, kiedy koledzy zaczynali na niego krzyczeć. Harriet bała się Billy’ego. Bała się ich wszystkich. Mówiła sobie, że chłopcy nie są dostatecznie inteligentni, żeby być przestępcami. Może z wyjątkiem Elvisa… Jeśli kradli (albo popełniali gorsze przestępstwa), to kto planował? Kto był przywódcą? Ben? Kiedy chłopiec chodził do podstawówki, ludzie mówili: „To dziecko nawet nie wie, jakie jest silne”. W jaki sposób Ben się kontrolował? Harriet znajdowała na jego ciele zadrapania i siniaki, ale nie było to nic poważnego. Jego koledzy też je mieli.

Pewnego ranka zeszła na dół i zobaczyła Bena i Dereka przy stole. Jedli śniadanie. Nic nie powiedziała, chociaż czuła, że na zbyt wiele im pozwala. Wkrótce zastała przy śniadaniu sześciu chłopaków. Poprzedniej nocy słyszała ich głosy na korytarzu. Weszli po cichu na górę i zajęli puste łóżka.

Harriet stanęła obok stołu i spojrzała chłopcom w oczy. Nie zamierzała puścić im tego płazem.

– Nie możecie tu spać, kiedy tylko wam się podoba – powiedziała. Chłopcy jedli z pochylonymi głowami.

– Mówię poważnie – powtórzyła.

– Przepraszamy, naprawdę przepraszamy – powiedział Derek i roześmiał się złośliwie. – Myśleliśmy, że pani nie ma nic przeciwko temu.

– Owszem, mam.

– To wielki dom – powiedział prostak Billy, którego bała się najbardziej. Nie patrzył na Harriet. Wsadził sobie jedzenie do ust i zaczął mlaskać.

– To nie jest wasz dom.

– Pewnego dnia zabierzemy go pani – powiedział Elvis i roześmiał się głośno.

– Możliwe, że tak się stanie.

Chłopcy często przechwalali się w jej obecności. „Kiedy wybuchnie rewolucja, zabijemy wszystkich bogatych sukinsynów”, mówili. „Bogaci mają prawa, a biedni nie”. Mówili to w taki sposób, jakby należeli do jakiejś społecznej organizacji.

Dawid wracał do domu bardzo późno. Czasem nocował u kolegi z pracy. Któregoś wieczoru wrócił wcześniej i zastał w dużym pokoju dziesięciu nastolatków, którzy oglądali telewizję, pijąc piwo. Na podłodze leżały pudełka z chińskim jedzeniem i tacki z rybą i frytkami.

– Posprzątajcie to – powiedział.

Chłopcy wstali powoli i zaczęli sprzątać. Nie śmieli mu się sprzeciwić. Dawid był mężczyzną – panem domu. Ben pomagał kolegom.

– Wystarczy – powiedział Dawid. – A teraz idźcie do domu. Wszyscy.

Ben poszedł razem z nimi. Harriet i Dawid nie próbowali go zatrzymać.

Nie byliśmy sami od wielu tygodni, pomyślała Harriet. Dawid chciał porozmawiać z żoną, ale bał się, że dojdzie między nimi do kłótni.

– Nie widzisz, jak to się skończy? – spytał i nałożył sobie na talerz resztki jedzenia, które znalazł w lodówce.

– Chodzi ci o to, że koledzy Bena będą tu przychodzić coraz częściej?

– Właśnie. Czy nie rozumiesz, że powinniśmy sprzedać ten dom?

– Tak, powinniśmy – powiedziała Harriet cicho, ale Dawid opacznie zrozumiał jej ton.

– Na miłość boską, nie czekajmy dłużej. To szaleństwo…

– W tej chwili potrafię myśleć tylko o tym, że dzieci cieszyłyby się, gdybyśmy zachowali dom.

– My nie mamy dzieci, Harriet. Albo raczej, ja nie mam dzieci. Ty masz jedno.

Harriet pomyślała, że jej mąż nie mówiłby w ten sposób, gdyby częściej przebywał w domu.

– Zapomniałeś o jednej rzeczy.

– O czym?

– Ben odejdzie. Jego koledzy wyjadą stąd, a on razem z nimi.

Dawid zamyślił się, żując powoli jedzenie. Był bardzo zmęczony. Miał pięćdziesiąt lat, ale wyglądał jak sześćdziesięciolatek. Posiwiał, lekko się garbił. Miał wiecznie zatroskany wyraz twarzy i smutne oczy. Patrzył na Harriet tak, jakby spodziewał się, że zdarzy się coś złego.

– Dlaczego tak uważasz? Oni przychodzą tu, kiedy chcą, i robią, co im się podoba. Biorą jedzenie z lodówki.