Выбрать главу

Eliasz chciał wziąć ją za rękę, powiedzieć jej, że nie jest sama, i że Bóg Wszechmocny powinien wysłuchać jego błagania. Był przecież prorokiem, przyjął tę misję u brzegów potoku Kerit, a teraz aniołowie stali u jego boku.

– Brak mi łez. Jeśli Twój Bóg nie ma litości i pragnie czyjejś ofiary, poproś, by zabrał mnie, a memu synowi pozwolił dalej przechadzać się doliną i ulicami Akbaru.

Eliasz starał się skupić na modlitwie, lecz rozpacz matki była tak wielka, że zdawała się wypełniać całą izbę, przenikać ściany i drzwi – wszystko. Dotknął ciała chłopca. Gorączka spadła: był to zły znak.

Tego ranka kapłan odwiedził chłopca i, tak jak przez ostatnie dwa tygodnie, przyłożył mu okłady z ziół na czoło i piersi. Od paru dni akbarskie kobiety przynosiły lekarstwa, których skład przekazywany był z pokolenia na pokolenie i których uzdrowicielska moc sprawdziła się przy wielu okazjach. Co wieczór zbierały się u stóp Piątej Góry i składały błagalne ofiary, by dusza chłopca nie opuszczała ciała.

Pewien egipski kupiec, przebywający przejazdem w mieście, poruszony wydarzeniami w Akbarze, ofiarował niezwykle drogi czerwony proszek, który miał być dodawany do jedzenia chłopca. Legenda głosiła, że sami bogowie przekazali egipskim lekarzom tajemnicę jego wytwarzania.

Eliasz przez cały ten czas modlił się bez przerwy.

Ale nie zdarzyło się nic, absolutnie nic – nie było żadnej poprawy.

– Wiem dlaczego pozwolono ci tu zostać – wyszeptała kobieta. Nie spała już od kilku dni. – Twoja głowa ma być towarem przetargowym i pewnego dnia wymienią ją w Izraelu na złoto. Jeśli ocalisz mego syna, przysięgam na Baala i bogów Piątej Góry, że nie uda im się ciebie schwytać. Znam drogi, dziś już zapomniane, i pokażę ci, jak potajemnie wydostać się z Akbaru.

Eliasz nic nie odpowiedział.

– Pomódl się do twego Boga Jedynego – poprosiła znowu. – Przysięgam, jeśli ocali mego syna, odstąpię od Baala i uwierzę w Niego. Powiedz twemu Panu, że udzieliłam ci schronienia, gdyś był w potrzebie, że zrobiłam dokładnie tak, jak On nakazał.

Eliasz znów zaczął się modlić i błagać z całych sił. Wtedy właśnie chłopiec poruszył się.

– Chcę stąd wyjść – odezwał się słabym głosem.

Oczy matki zabłysły z radości i wypełniły się łzami.

– Chodź mój synku. Pójdziemy, dokąd tylko chcesz. Będziesz robił to, na co ci przyjdzie ochota.

Eliasz uczynił gest, jakby chciał go podtrzymać, ale chłopiec odsunął jego rękę.

– Chcę wyjść sam – powiedział.

Podniósł się i powoli zaczął iść w stronę głównej izby. Po kilku krokach upadł na ziemię niczym rażony piorunem.

Eliasz i wdowa podbiegli do niego – chłopiec nie żył.

Przez chwilę żadne z nich nie wypowiedziało ani słowa. Nagle kobieta zaczęła krzyczeć z całych sił.

– Niech będą przeklęci bogowie, niech będą przeklęci ci, którzy zabrali duszę mego dziecka! Niech będzie przeklęty mężczyzna, który sprowadził nieszczęście na mój dom! Mój jedyny syn! Na cóż posłuchałam woli niebios, czemu byłam wielkoduszna dla cudzoziemca? Mój syn umarł!

Sąsiedzi usłyszeli lament wdowy i zobaczyli ciało jej syna leżące na ziemi. Kobieta wciąż krzyczała i biła pięściami stojącego nieruchomo u jej boku Eliasza. Nie był zdolny do jakiejkolwiek reakcji i nie bronił się. Podczas gdy kobiety starały się uspokoić wdowę, mężczyźni chwycili go za ramiona i zawlekli do namiestnika.

– Ten człowiek odpłacił nienawiścią za szlachetność. Rzucił urok na dom wdowy i jej syn umarł. Daliśmy schronienie przeklętemu przez bogów.

Izraelita łkał cicho: “Panie, Boże mój, nawet tę wdowę, która była mi życzliwa, zechciałeś zasmucić? Zabiłeś jej syna, bo nie wypełniam powierzonej mi misji i zasługuję na śmierć."

Tego wieczora pod przywództwem kapłana i namiestnika zebrała się rada Akbaru. Eliasza postawiono pod sąd.

– Odpłaciłeś za miłość nienawiścią, dlatego skazuję cię na śmierć – powiedział namiestnik.

– Choćby twoja głowa warta była worek złota, nie możemy budzić gniewu bogów Piątej Góry – odezwał się kapłan. – Inaczej nawet całe złoto tego świata nie przywróci temu miastu pokoju.

Eliasz pochylił głowę. Zasłużył na cierpienie tak wielkie, jakie tylko zdoła unieść, bo Pan go opuścił.

– Pójdziesz na szczyt Piątej Góry – odezwał się kapłan. – Poprosisz obrażonych bogów o przebaczenie. Oni spuszczą na ciebie ogień niebieski, który cię pochłonie. Jeśli tego nie uczynią, znaczyć to będzie, iż pragną, by nasze ręce wymierzyły ci sprawiedliwość. My czekać będziemy u stóp góry i wykonamy wyrok, tak jak każe rytuał.

Eliaszowi dobrze były znane święte egzekucje: podczas nich wyrywano serce z piersi i odcinano głowę. W myśl wierzeń, człowiek bez serca nie mógł wejść do raju.

– Czemuż mnie wybrałeś, Panie? – wołał, świadom, że ludzie wokół nie wiedzą, o jaki wybór chodzi. – Nie widzisz, że nie potrafię spełnić tego, czego żądasz?

Nie usłyszał odpowiedzi.

Długi korowód mężczyzn i kobiet Akbaru ruszył w ślad za strażnikami prowadzącymi Izraelitę do podnóża Piątej Góry. Ludzie lżyli go i obrzucali kamieniami. Żołnierze z trudem panowali nad rozszalałym tłumem. Po półgodzinnej wędrówce dotarli do świętej góry.

Tłum zatrzymał się przed kamiennymi ołtarzami, gdzie zwykle składano ofiary i prośby, i gdzie wznoszono modły. Wszyscy znali legendę o olbrzymach, którzy tu zamieszkiwali, czy opowieści o innych śmiałkach, strawionych przez ogień niebieski, bo złamali zakazy. Wędrowcy przechodzący nocą przez dolinę zaklinali się, że słyszeli śmiechy bogów i bogiń zabawiających się na szczycie. Nawet jeśli nie wierzyli w to wszystko, nikt nie ważył się naruszyć zakazów.

– Chodźmy – krzyknął żołnierz, poszturchując Eliasza końcem włóczni. – Dzieciobójca zasługuje na najsroższą karę.

Eliasz dotknął stopą zakazanej ziemi i rozpoczął wspinaczkę. Po jakimś czasie, gdy nie dochodziły go już krzyki mieszkańców Akbaru, usiadł na kamieniu i zapłakał. Od tego popołudnia w warsztacie, gdy zobaczył ciemność rozświetloną połyskującymi punktami, sprowadzał jedynie nieszczęście na innych. Pan stracił w Izraelu swoich rzeczników i kult bogów fenickich rozprzestrzenił się. Pierwszej nocy nad potokiem Kerit Eliasz sądził, że Bóg wybrał go na męczennika, tak jak to uczynił z wieloma innymi.

Zamiast tego Pan wysłał kruka – ptaka złowróżbnego, który żywił go, aż do wyschnięcia potoku. Dlaczego kruka, a nie gołębia czy anioła? Czyżby to wszystko było majakiem kogoś, kto pragnie ukryć swój strach, albo zbyt długo przebywał na słońcu? Eliasz nie był już pewien niczego – być może stał się narzędziem Zła? Dlaczego, zamiast nakazać mu powrócić i pozbyć się księżniczki, która tak skrzywdziła jego lud, Bóg posłał go do Akbaru? Czuł się jak tchórz, lecz posłuchał rozkazu. Trudno mu było przywyknąć do tych obcych, przyjaznych ludzi, o całkiem odmiennej kulturze. Gdy już mu się zdawało, że wypełnił zadanie, syn wdowy umarł.

– Dlaczego? – pytał sam siebie.

Podniósł się, poszedł dalej, aż otoczyła go mgła, spowijająca szczyt góry. Mógł wykorzystać to, że nie jest widziany i uciec przed prześladowcami, ale po co? Był już zmęczony ucieczką, wiedział, że nigdzie na ziemi nie znajdzie dla siebie miejsca. Nawet gdyby teraz zdołał zbiec, przekleństwo wiszące nad nim towarzyszyłoby mu w innym mieście i też wydarzyłyby się tragedie. Poniósłby ze sobą, gdziekolwiek by poszedł, cienie wszystkich zmarłych. To już lepiej będzie, jak wyrwą mu serce i odetną mu głowę.