Krazyl i krazyl wzdluz wysokich, plastykowych scian i patrzyl.
To bylo fascynujace. Zamki byly nieco zbyt bezbarwne i jednolite w stosunku do tego, czego by sobie zyczyl, ale znalazl na to rade.
Nastepnego dnia wrzucil wraz z pozywieniem troche obsydianu i okruchy barwionego szkla. W ciagu kilku godzin piaseczniki wkomponowaly to w mury.
Jako pierwszy zostal ukonczony zamek czarnych, niedlugo potem stanely fortece bialych i czerwonych. Pomaranczowe byly, ostatnie, jak zwykle. Kress zabieral swoje posilki do salonu i jadl, siedzac na kanapie, by móc bez przerwy prowadzic obserwacje.
Lada godzina spodziewal sie wybuchu pierwszej wojny.
Byl rozczarowany. Mijaly dni, zamki wyrastaly coraz wyzej, byly coraz rozleglejsze. Kress oddalal sie od pojemnika jedynie po to, by zalatwic potrzeby fizjologiczne i odpowiedziec na pilne, dotyczace interesów telefony. Jednak wojna nie wybuchala.
Rozdraznienie Kressa roslo coraz bardziej.
W koncu przestal je karmic.
Dwa dni po tym, jak pozywienie przestalo spadac z ich pustynnego nieba,cztery czarne piaseczniki otoczyly i zaciagnely do swej mamki jednego pomaranczowego. Najpierw go okaleczyly, odcinajac szczypce, czulki i konczyny, potem przez glówna rame wniosly do swego miniaturowego zamczyska. Juz stamtad nie wyszedl. Godzine pózniej ponad czterdziesci pomaranczowych przemaszerowalo przez pustynie i zaatakowalo róg czarnych.
Byly bardzo nieliczne w porównaniu z wysypujacymi sie z glebi zamku obroncami. Walka zakonczyla sie ich rzezia. Zabici i zdychajac stali sie pozywieniem dla mamki.
Kress, uszczesliwiony, gratulowal sobie pomyslowosci.
Gdy nastepnego dnia wrzucil resztki swego obiadu natychmiast miedzy trzema rogami rozgorzala o nie walka. Biale odniosly wielkie zwyciestwo.
Od tego dnia wojny wybuchaly jedna po drugiej.
Niemal miesiac po dostarczeniu piaseczników przez Jale Wo Kress wlaczyl projektor holograficzny i jego twarz zmaterializowala sie wewnatrz pojemnika. Obracala sie powoli wokól osi, by wszystkie cztery zamki byly równo obdzielone jego spojrzeniem. Te swoja podobizne Kress uwazal za raczej udana — wiernie odtwarzala jego szelmowski usmiech, szerokie usta, pelne policzki. Blekitne oczy blyszczaly, siwe wlosy byly starannie ulozone w modne loki, brwi cienkie i zakreslone w wyrafinowany sposób.
Wkrótce piaseczniki wziely sie do pracy. W czasie, w którym jego oblicze promieniowalo z nieba, Kress karmil je niezwykle obficie. Wojny ustaly wszelka aktywnosc zostala skierowana ku tworzeniu oltarzy.
Twarze Kressa wylonily sie z murów zamków. Z poczatku wszystkie cztery rzezby wydawaly sie byc takie same. Jednak wraz z postepem pracy, Kress zaczal zauwazac subtelne róznice w technice i wykonaniu. Czerwone piaseczniki byly najbardziej twórcze — uzyly malenkich odlamków lupka dla oddania siwizny jego wlosów. Idol bialych wydawal mu sie mlody i czupurny, zas twarz wyrzezbiona przez czarne, jakkolwiek doskonale, linia po linii wierna, uderzyla go dobrocia i madroscia. Pomaranczowe piaseczniki jak zwykle byly ostatnie i najgorsze. Wojny nie byly dla nich pomyslne i ich zamek w porównaniu z innymi, wygladal dosc nedznie. Podobizna, która rzezbily byla toporna i pozbawiona zycia i zanosilo sie na to, ze zamierzaja ja taka zostawic. Kress poczul sie gleboko urazony, gdy zauwazyl, ze przestaly nad nia pracowac, nic jednak nie mógl na to poradzic.
Gdy wszystkie piaseczniki ukonczyly swe rzezby, wylaczyl holograf i zdecydowal, ze nadszedl czas, by urzadzic przyjecie. Jego przyjaciele beda zbulwersowani. Pomyslal ze móglby nawet zainscenizowac dla nich wojne. Mruczac radosnie pod nosem zabral sie do,ukladania listy gosci.
Przyjecie bylo ogromnym sukcesem.
Kress zaprosil trzydziesci osób: garstke bliskich i dzielacych jego upodobania przyjaciól, kilka bylych kochanek oraz kolekcje konkurentów w interesach i rywali politycznych, którzy nie mogli sobie pozwolic na zignorowanie jego zaproszenia.
Wiedzial, ze niektórzy z nich beda pognebieni czy nawet obrazeni jego piasecznikami. Liczyl na to. Uwaznie przejrzal liste gosci i pod wplywem chwili dodal do listy nazwisko Jali Wo.
— Jesli pani chce, niech pani przyprowadzic ze soba Shade — powiedzial, przekazujac jej zaproszenie.
Fakt, iz Wo je przyjela nieco go zaskoczyl.
— Shade nie bedzie obecny — dodala. — Nie bierze udzialu w imprezach towarzyskich. Ja natomiast chetnie sprawdze na miejcu jak sie sprawuja panskie piaseczniki.
Zamówil bardzo wystawne potrawy. Gdy wreszcie zamarly ostatnie rozmowy, a wiekszosc gosci byla do mdlosci opita winem i objedzona przysmakami zaszokowal wszystkich osobiscie zbierajac do wielkiej miski resztki ze stolu.
— Chodzcie wszyscy — powiedzial. — Chcialbym was przedstawic moim najnowszym ulubiencom.
Niosac miske przed soba, poprowadzil ich do salonu.
Piaseczniki spelnily jego najbardziej wypieszczone nadzieje.
Glodzil je przez ostatnie dwa dni i teraz byly w bardzo bojowym nastroju. Na oczach stloczonych wokól pojemnika gosci, przewidujaco wyposazonych przez Kressa w powiekszajace gogle, stoczyly o wrzucone jedzenie wspaniale walke. Po jej zakonczeniu Kress naliczyl prawie szescdziesiat trupów. Czerwone i biale, które ostatnio zawarly rozejm, zdobyly wieksza czesc lupu.
— Krese, jestes obrzydliwy — powiedziala Catherin Lane. Zyla z nim przez pewien czas dwa lata wczesniej, az jej ckliwy sentymentalizm niemal doprowadzil go do obledu — To byla glupota z mojej strony, ze znowu tu przyszlam. Myslalam, ze moze sie zmieniles, chcesz przeprosic. — Nigdy mu nie wybaczyla jego zachowania po tym, jak pelzacz zjadl jej niezwykle milutkiego pieska — Nigdy wiecaj mnie nie zapraszaj, Simon.
Wymaszerowala, odprowadzona przez swego aktualnego kochanka i wybuchy chóralnego smiechu.
Pozostali goscie mieli mnóstwo pytan.
— Gdzies zdobyl te stworzenia? — chcieli wiedziec.
— W firmie Wo i Shade, import — odpowiedzial, uprzejmym gestem wskazujac Jale Wo, która przez wiekszosc wieczoru trzymala sie na uboczu i milczala.
— Dlaczego udekorowaly mury zamków twymi podobiznami?
— Poniewaz jestem dla nich zródlem wszelkiego dobra. Przeciez mnie znacie od tej strony, prawda? — Wzbudzilo to szereg zduszonych chichotów.
— Czy beda znowu walczyc?
— Oczywiscie, ale nie dzisiaj. Nie martwcie sie. Beda nastepne przyjecia.
Jad Rakkis, ksenobiolog-amator, zaczal mówic o innych spolecznych owadach i wojnach, jakie one tocza.
— Te piaseczniki sa zabawne, ale nie ma w nich nic szczególnego. Powinniscie posluchac na przyklad o ziemskich czerwonych mrówkach.
— Piaseczniki nie sa owadami — odpowiedziala ostro Jala Wo, ale Rakkis byl na fali i nikt nie zwrócil na jej slowa najmniejszej uwagi. Kress usmiechnal sie do niej i wzruszyl ramionami.
Malada Blane zaproponowala, aby przy okazji nastepnej wojny robic zaklady. Wszyscy temu przyklasneli i rozpoczeli ozywiona, niemal godzinna dyskusje na temat zasad i stawek. W koncu goscie zaczeli sie rozchodzic.
Jala Wo byla ostatnia.
— Tak wiec — powiedzial Kress, gdy zostali sami — wyglada na to, ze moje piaseczniki sa przebojem.
— Rozwijaja sie calkiem dobrze. Juz teraz sa wieksze niz moje.
— Tak. Z wyjatkiem pomaranczowych.
— Zauwazylam. Wydaja sie stosunkowo nieliczne i ich zamek jest w oplakanym stanie.
— No cóz, ktos musi przegrywac — powiedzial Kress — Pomaranczowe najpózniej sie wykluly i urzadzily. Teraz to sie na nich odbija.
— Przepraszam — powiedziala Wo — moge zapytac czy wystarczajaco pan karmi swoje piaseczniki?
Kress wzruszyl ramionami.
— Poszcza czasami. Dzieki temu sa bardziej zawziete.
Zmarszczyla brwl.
— Nie ma potrzeby ich glodzic. Niech im pan pozwoli walczyc w ich wlasnym czasie i z wlasnych powodów. Walka lezy w ich naturze i bedzie pan swiadkiem niezwykle subtelnych i zlozonych konfliktów. Ciagle, wywolywane glodem wojny sa ponizajace i pozbawione finezji.