Zasmial sie i przekrecil regulator natezenia swiatla do maksimum. W przeciwleglym rogu, miedzy dwoma stojakami na wino, przycupnal niewielki, ziemny zamek z ciemna dziura u podstawy. Na scianie piwnicy Kress zauwazyl niewyrazny zarys swojej twarzy.
Cialo znów drgnelo, przesuwajac sie kilka centymetrów w strone zamku. Kress nagle wyobrazil sobie czekajaca niecierpliwie, glodna biala mamke. Bylaby moze w stanie zmiescic w swej gebie stope Cath, ale przeciez nic wiecej. To bylo zbyt absurdalne.
Znów sie zasmial i z palcem na zaworze, zamykajacym wylot weza, zaczal schodzic w dól. Piaseczniki — setki, poruszajace sie jak jeden — opuscily cialo i sformowaly linie obronne, pole bieli miedzy nim a mamka.
Nagle Kressowi przyszla do glowy inna mysl. Usmiechnal sie i opuscil uzbrojone w waz ramie.
— Cath zawsze byla trudna do strawienia — powiedzial, zachwycony swoim dowcipem. — Szczególnie dla kogos o waszych rozmiarach. Chyba bede musial wam pomóc. Od czego w koncu sa bogowie?
Pobiegl na góre i po chwili wrócil z tasakiem: Piaseczniki cierpliwie czekaly i przygladaly sie, jak Kress rozrabuje cialo Cath m’Lane na male, latwe do strawienia kawalki.
Tej nocy spal w kombinezonie, z kanistrem pestycydu w zasiegu reki. Nie musial go jednak uzywac. Biale, nasycone, zostaly w piwnicy, a na inne dotychczas sie nie natknal.
Rano dokonczyl sprzatania salonu. Nie zostal w nim zaden slad po walce, poza rozbitym pojemnikiem.
Zjadl lekki lunch i na nowo podjal poszukiwania zaginionych piaseczników. W pelnym swietle dnia ich znalezienie nie bylo trudne. Czarne ulokowaly sie w jego skalnym ogrodzie, budujac zamek ciezki od obsydianu i kwarcu. Czerwone znalazl na dnie dlugo nie uzywanego basenu plywackiego, czesciowo wypelnionego latami nanoszonym przez wiatr piaskiem. Widzial piaseczniki obu kolorów, uwijajace sie po posiadlosci, przy tym niektóre, calkiem liczne, niosly do swych mamek tabletki trucizny. Kress doszedl do wniosku, ze pestycyd jest juz zbedny. Nie bylo potrzeby ryzykowania walki, skoro mógl po prostu poczekac, az trucizna zrobi swoje. Do wieczora obie mamki powinny byc martwe. Pozostawalo jeszcze odnalezienie pomaranczowych. Kress okrazyl posiadlosc kilka razy rozszerzajaca sie spirala, lecz nigdzie sie na nie nie natknal. Gdy zaczal splywac potem — dzien byl suchy i goracy, a kombinezon szczelny — zdecydowal, iz nie jest to az tak wazne. Jezeli gdzies tu byly, prawdopodobnie jadly teraz tabletki trucizny razem z czarnymi i czerwonymi.
Wracajac do domu z satysfakcja rozdeptal kilka piaseczników, które wlazly mu pod nogi. Wewnatrz zrzucil kombinezon; zjadl znakomity obiad i polozyl sie, by odpoczac. Wszystko bylo pod kontrola. Dwie mamki wkrótce przestana zyc. Trzecia znajdowala sie,w miejscu, w którym latwo mógl ja zlikwidowac, gdy juz przestanie mu byc potrzebna. Nie mial równiez watpliwosci ze w koncu uda mu sie odnalezc czwarta. Sprawa Cath przestala istniec — wszelkie slady jej wizyty zostaly zatarte.
Z zadumy wyrwalo go mruganie ekranu telefonu. Dzwonil Jad Rakkis, chcac sie pochwalic jakimis wszystkozernymi robakami, które mial zamiar przyniesc na dzisiejsze gry wojenne.
Kress zupelnie o tym zapomnial, ale szybko odzyskal zimna krew.
— Oj, przepraszam; Jad, powinienem cie wczesniej zawiadomic. Juz mi sie to wszystko znudzilo i pozbylem sie piaseczników. Wstretne male potworki. Przykro mi, ale nie bedzie dzis przyjecia.
Rakkis byl oburzony.
— No to co ja mam zrobic z moimi robakami?
— Wlóz je do koszyka z owocami i wyslij swojej ukochanej — powiedzial Kress, przerywajac polaczenie. Szybko zadzwonil do pozostalych bywalców jego przyjec. Nie chcial, aby ktokolwiek paletal mu sie pod drzwiami, dopóki piaseczniki zyly i lazily po posiadlosci.
Gdy dzwonil do Idi Noreddian, zdal sobie sprawe z irytujacego niedopatrzenia. Ekran zaczal sie przeczyszczac, wskazujac, ze telefon nie zostal odebrany. Kress wylaczyl sie.
Idi zjawila sie godzine pózniej, o zwyklej porze. Byla nieco zaskoczona tym, ze przyjecie zostalo odwolane, ale jednoczesnie bardzo zadowolona z perspektywy spedzenia wieczoru sam na sam z Kressem. Rozbawil ja opowiescia o reakcji Cath na robiony przez nich hologram. Zdolal sie przy tym upewnic, ze Idi nikomu nie wspomniala o tym ich dowcipie. Skinal glowa, zadowolony, i ponownie napelnil winem kieliszki W butelce bylo juz tylko kilka kropel.
— Bede musial przyniesc nowa — powiedzial. — Chodz ze mna do piwnicy i pomóz mi wybrac dobry rocznik Zawsze mialas lepsze podniebienie niz ja.
Poszla z nim dosc chetnie, jednak na szczycie schodów, gdy otworzyl drzwi i gestem wskazal, by weszla pierwsza, zawahala sie.
— Dlaczego swiatlo jest wylaczone? — spytala. — I ten zapach — co to za dziwny zapach, Simon?
Wygladala na zaskoczona, gdy ja pchnal. Wrzasnela, spadajac ze schodów. Kress zatrzasnal drzwi i zaczal zabijac je deskami, które, wraz z gwozdziami i mlotkiem, przygotowal i zostawil tu wczesniej. Gdy konczyl, uslyszal jek Idi.
— Boli mnie — zawolala. — Simon, co to jest? — Nagle zapiszczala. Chwile pózniej rozlegl sie krzyk.
Nie milkl przez godziny. Kress, chcac sie od niego odgrodzic, poszedl do sensorium i wystukal zamówienie na pieprzna komedie.
Gdy nabral pewnosci, ze Idi juz nie zyje, zaciagnal jej slizgacz na pólnoc i wrzucil do wulkanu. Hol magnetyczny okazal sie dobra inwestycja.
Nastepnego ranka, gdy zszedl na dól, by sprawdzic czy wszystko jest w porzadku, uslyszal dziwne, przypominajace skrobanie dzwieki, które dochodzily zza drzwi piwnicy. Przez kilka chwil sluchal w napieciu, zastanawiajac sie czy to mozliwe, by Idi Noreddian przezyla i teraz drapala w drzwi, chcac sie wydostac. Malo prawdopodobne; to musza byc piaseczniki. Kressowi nie podobalo sie to, co moglo sie kryc za tymi dzwiekami. Postanowil,trzymac drzwi zabite, przynajmniej przez jakis czas. Wzial lopate i wyszedl na zewnatrz, by pochowac mamki, czerwona i czarna, pod ich wlasnymi zamkami.
Znalazl je w doskonalym zdrowiu.
Czarny zamek, oblepiony krzatajacymi sie piasecznikami, polyskiwal szklem wulkanicznym. Na najwyzszej, siegajacej mu do pasa wiezy Kress zobaczyl wstretna karykature swojej twarzy.
Gdy podszedl blizej, czarne przerwaly prace i uformowaly sie w dwie grozne falangi. Obejrzal sie i zobaczyl, ze inne odcinaja mu droge ucieczki. Zdumiony, porzucil lopate i pospiesznie wybiegl z pulapki, kruszac pod butami kilka czarnych pancerzy.
Zamek czerwonych wspinal sie po scianie basenu. Mamka byla bezpiecznie umieszczona w szczelinie, otoczona piaskiem, betonem i umocnieniami. Czerwone piaseczniki lazily po calym dnie basenu. Kress zauwazyl grupy, niosace do zamku skalnika i duza jaszczurke. Przerazony cofnal sie od skraju basenu i uslyszal jakis chrobot. Spojrzal w dól. Zobaczyl trzy piaseczniki, wspinajace sie po jego nodze. Stracil je i starannie rozdeptal, ale juz nadciagaly inne. Byly wieksze, niz je pamietaclass="underline" Niektóre byly wielkosci jego kciuka.
Zaczal biec. Zanim znalazl sie bezpieczny w domu, serce mu walilo jak oszalale i ledwie lapal oddech. Zatrzasnal drzwi i zaczal je pospiesznie blokowac zamkami. Jego dom zostal tak zaprojektowany; by byl owadoszczelny. Wewnatrz, bedzie bezpieczny.
Mocny drink ukoil mu troche nerwy. A wiec trucizna im nie zaszkodzila, pomyslal. Powinien byl sie domyslic. Wo ostrzegla go, ze mamki moga jesc praktycznie wszystko: bedzie musial uzyc pestycydu. Wypil dla równego rachunku nastepnego drinka, wlozyl kombinezon i przytroczyl kanister do pleców. Otworzyl drzwi.
Przed nimi, na zewnatrz, czekaly piaseczniki. Stanely przeciwko niemu obie armie; zjednoczone w obliczu wspólnego zagrozenia, bardziej liczne, niz móglby sobie wyobrazic. Przeklete mamki musialy plodzic jak skalniki. Piaseczniki byly wszedzie, tworzyly pelznace morze. Kress podniósl wylot weza i otworzyl zawór. Szara mgla pokryla najblizsze szeregi.
Poruszyl reka w jedna, w druga strone.
Tam, gdzie siegnela mgla, piaseczniki skrecaly sie gwaltownie i zdychaly w drgawkach. Kress usmiechnal sie. To nie byl przeciwnik dla niego. Rozpylil pestycyd szerokim lukiem i smialo postapil naprzód, depczac sciólke z czarnych i czerwonych cial.