Nie przypominał sobie po tych słowach żadnej szczególnej reakcji. Ale najwyraźniej ktoś zrozumiał.
Może zresztą cały ten zwariowany poker miał głównie posłużyć do rozszyfrowania Zieglera?
Czyżby w takim razie do konspiracji należeli i Landley, i Silvestri, i Kornacki… A Lamais? Były najemnik uczestniczył parokrotnie w Radzie Trzech. A Viren? Nikt nie lubił Virena. Opryskliwy i wybuchowy robił się dostępniejszy jedynie wtedy, gdy rozmowa zahaczała o zagadnienie jądra atomowego. Który zatem? Może wszyscy? Ktoś przecież przysłał tę dziewczynę.
Roy zaśmiał się w duchu. Ładnie wymyślili – jedyny obszar wyjęty spod kontroli kamer i szpicli. Wewnętrzna strona kobiecego uda!
Oczywiście cała zagrywka mogła być prowokacją. Nadzorcy Ogrodu mogli w ten sposób sprawdzać nowicjusza. Czy jednak wówczas w odzewie padłoby słowo “zieleń"?
Roy nie zasnął już do świtu. Kombinował nad sposobem odpowiedzi. Zdecydował się, że odpowie. Musiał. Konspiratorzy też zapewne rozważali ewentualność czy nie został podstawiony? Wprawdzie sprawność naukowa, doświadczenie zawodowe, wreszcie znana twarz, stanowiły niewątpliwą wizytówkę profesora Zieglera. Ale jeśli nawet trudno znanego człowieka zamienić, można go po prostu kupić.
Did przyniósł śniadanie o wpół do ósmej do łóżka. Nie rzucił nawet okiem ani na pomiętą pościel, ani na mały pantofelek, który nocny Kopciuszek pozostawił zaklinowany w oknie wiodącym na krużganki.
– Dawno tu pracujesz, Did? – odezwał się profesor.
– Dwa i pół roku, sir.
– A kontrakt masz?
– Pięcioletni.
Ziegler mało dotąd rozmawiał ze swym sekretarzem. Nie przepadał za ludźmi milczącymi. A stała obecność asystenta bywała niekiedy bardziej dokuczliwa od niewidzialnej aparatury szpiegującej. Toteż rzadka wymiana zdań dotyczyła przeważnie spraw zawodowych. Dziś jednak, bardziej niż kiedykolwiek, pragnął rozmowy.
– Usiądź i poczęstuj się – zaproponował przyjaźnie.
– Dziękuję, już jadłem.
– Od dawna chciałem cię zapytać, Did, gdzie zdobyłeś takie umiejętności obsługi aparatury?
– Kończyłem szkołę mechaniczną w Durbanie. A najwięcej nauczyłem się tutaj.
– Rozumiem, byłeś już asystentem.
– Tak.
– Czyim?
– Pana Kapadulosa… Czy już mogę zebrać talerzyki?
Ziegler uczuł nieprzyjemne ukłucie. Asystent Kapadulosa. Nie wyglądał na mocarza, ale był gibki, zręczny… Właściwy człowiek do właściwych zadań. Strach wypełzł z głębin mózgu i przez chwilę węszył w poszukiwaniu jakiejś odtrutki, ot choćby Johnny Walkera. Ziegler zapędził go jednak z powrotem na dno jaźni. Jeśli udo dziewczyny było prowokacją, nie miał odwrotu, jeśli nie, dżentelmenowi nie wypadało się wycofać. Tamara, Daud Dass, Kapadulos… krąg się zagęszczał.
Podczas lunchu Roy zdecydował się na ryby. Zamówił je w paru wariantach.
– Lubię ryby – powiedział uśmiechając się do kolegów. – Zawierają dużo fosforu… Aż mózg świeci.
Lamais, Silvcstri, Kornacki, Viren, Landley – czy ktoś odebrał odpowiedź? Nic na to nie wskazywało. W każdym razie nie nastąpiła żadna oczekiwana reakcja.
Podczas sjesty David poszedł odpocząć, a sam Roy miał zamiar wybrać się na basen. Przedtem pragnął jednak skorygować pewne przedpołudniowe wyliczenia. Siadł przed monitorem komputera. Poszukał włącznika, ale nim zdołał go wcisnąć, ekran samoczynnie rozgorzał światełkiem.
POZDROWIENIA DLA DENNINGHAMA!
Roy zdrętwiał, jakby nagłe przeciążenie wdusiło go w fotel. Tymczasem na ekranie kolejne pasy tekstu rozjarzały się niczym przewracające się kilogramy monstrualnego domina.
SPOKOJNIE ZIEGLER! TO JEST BEZPIECZNE!
Jakże może być bezpieczne? – pomyślał z rozpaczą. – Przecież nie tylko cały czas śledzą nas kamery, ale jeszcze cały zapis komputera podlega nadzorowi.
SPOKOJNIE ZIEGLER! NIC CI NIE GROZI! PRZYNAJMNIEJ TUTAJ! KAMERY NIE SIĘGAJĄ DO TEGO ZAKĄTKA. TYLKO JEDNA REJESTRUJE TWE PLECY I TYŁ TWOJEJ GŁOWY! TO WSZYSTKO! CHCESZ O COŚ ZAPYTAĆ, ROY, WŁĄCZ QX27:-CVII. I PYTAJ, PYTAJ! KOMPUTER JEST ZABLOKOWANY! PODAJE DO CENTRALI JEDEN Z PRZEDPOŁUDNIOWYCH PROGRAMÓW, KTÓRY TERAZ CHCIAŁEŚ SPRAWDZIĆ. NASZA ROZMOWA ODBYWA SIĘ POZA REJESTRACJĄ.
Pojął, choć było to niepojęte. Ktoś oszukał maszynę! Ktoś znalazł cybernetyczny sposób, aby urządzenie o przeznaczeniu szpiegowskim służyło odwrotnemu celowi – porozumieniu między spiskowcami. Każdy z nich miał w pracowni swój pulpit, swój ekran. Znajdował się w martwym polu kamery. Nikt z projektantów nie pomyślał o zdublowaniu urządzeń. Genialne! Ale któż potrafił zrealizować tak szaleńczy pomysł?
Wystukał według instrukcji QX27-CVII i napisał jedno słowo: SILVESTRI?
– SI SENIOR! – triumfalnie odpowiedziała maszyna.
– Kto jeszcze?
– PO CO ZA DUŻO WIEDZIEĆ?
– Czy wynalazek, o którym wspominał Kapadulos, jest już gotowy?
– ŁĄCZNIE ZE SCHEMATEM PROTOTYPOWEGO URZĄDZENIA.
– Co to jest?
– SPOKOJNIE, SPOKOJNIE, ZIEGLER. NIE WSZYSTKO NARAZ. DUŻO MUSISZ SIĘ JESZCZE DOWIEDZIEĆ.
No i dowiedział się w ciągu trzech następnych dni. Kiedy tylko udało mu się pozbyć lub zająć czymś asystenta, komputer otrzymywał jakiś ciężko strawny program, który zamulał mu trzewia i dostarczał wymaganych soków nadzorcom, natomiast Ziegler chłonął informacje.
Zaczęło się, jak się mógł domyślić, od zabawy. Już przed paru laty niesforni naukowcy opracowali różne sposoby porozumiewania się poza kontrolą. Zakazy drażniły, prowokowały, inspirowały. Za nośniki informacji służyły ciała dziewcząt, kulki gumy do żucia, tworzące pod blatem stołu uproszczonego Braille'a, a szczególnie “mig" nożny. Wszyscy w Ogrodzie chodzili przeważnie w klapkach, a szpiegujące kamery przez oszczędność nie obejmowały najczęściej dolnych partii ciała. Wymagało to wprawdzie znacznej akrobatyki palców u nóg i wyglądało zabawnie, ale przy odpowiedniej dawce ćwiczeń stawało się realne. Z czasem zabawa przestała być tylko zabawą, zwłaszcza kiedy paru naukowców próbujących sprzeciwić się ogólnym rygorom tajemniczo zniknęło. Inny próbował ucieczki, ale nic nie wskazywało, żeby mu się powiodła.
I wtedy zjawił się Silvestri. Jego komputerowe sztuczki zrewolucjonizowały łączność. Około dziesięciu naukowców utworzyło rodzaj mafii. Rozgryziono system kontrolny, zaczęto zatajać pewne wyniki pracy. Zdemaskowano też pierwszego szpiega.
Jedenastym spiskowcem był niejaki Tuller. Zdolny biochemik, skazany na długoletnie więzienie za przestępstwa seksualne. Preferował sadyzm, i to na nieletnich. Nie stanowiło to oczywiście przeszkody dla Fundacji, której system wartości nie dotyczył sfery obyczajowej.
Tuller znajdował się dopiero na pierwszym etapie wtajemniczenia, kiedy rozpoczął nadawać pierwsze meldunki do centrali nadzoru. Podał dwa nazwiska członków wprowadzających. Obaj naukowcy wywiezieni zostali tego samego dnia wieczorem helikopterem i nikt ich więcej nie widział. W każdym razie nie opublikowali już od tej chwili ani jednej pracy naukowej, nie udzielili ani jednej wypowiedzi w mass mediach.
Na szczęście Tuller nie dowiedział się jeszcze o podkomputerowej łączności i nie znał większej liczby nazwisk. Nie przekazał również dalszych informacji. Kiedy po kolejnym raporcie na jego monitorze pojawiło się polecenie sygnowane przez Centralę, wykonał je skwapliwie i dokładnie. Zmarł w kwadrans później, porażony prądem wielkiej mocy po wadliwym manipulowaniu aparaturą pomiarową.