Выбрать главу

Jednym z rozmawiających był potężny mężczyzna o blond włosach, ubrany w mundur starszego sierżanta siódmej grupy Sił Specjalnych. Miał dobrze ponad dwa metry wzrostu i wypełniał sobą mundur jak ludzki czołg.

Szeroko gestykulując, omawiał właśnie technikę walki nożem z niskim, krępym młodszym oficerem, noszącym emblemat Komanda Foki. Młodszy oficer śmiał się przez szczerbate uzębienie z wyraźnym brakiem zainteresowania. Ręce oficera były tak umięśnione, że mógłby występować w roli Popeye’a, a jego dłonie i nadgarstki były poorane bliznami.

Wysoki, z hiszpańską bródką, łagodnie wyglądający starszy sierżant Sił Specjalnych kontynuował jednostronną rozmowę z jedyną wśród obecnych kobietą. Była atrakcyjna, miała smukłą twarz, kasztanowe włosy i ciemnozielone oczy. Nosiła starannie wyprasowany mundur starszego sierżanta piechoty morskiej. Kurtka bez odznaczeń przylegała ciasno do ciała i była wykonana z tak cienkiego materiału, że widać było każdy ruch małych, ale jędrnych piersi kobiety. Jej figurę wyraźnie podkreślał również krój spódnicy, która — o ile Jake się nie mylił — była przynajmniej pięć centymetrów krótsza niż przewidywały przepisy. Buty były wprawdzie przepisowo czarne, ale wbrew regulaminowi wykonane z lakierowanej skóry, i miały dziesięciocentymetrowy obcas. Ubiór i ostra piżmowa woń perfum, która jak młot kowalski uderzyła sierżanta, kiedy tylko wszedł do pokoju, były dostatecznym powodem, żeby nie przerywać rozmowy. Kobieta zachowywała się bardzo spokojnie. Przez cały czas nie poruszała rękami ani nie kręciła głową. Utkwiła wzrok w jakimś punkcie na ścianie, jakby patrzyła w odległą przestrzeń.

Brodaty sierżant sztabowy ciągnął monolog.

W pomieszczeniu byli jeszcze Ersin, gigantyczny starszy sierżant o hebanowej karnacji, z emblematem Dowództwa Zadań Specjalnych na ramieniu, i pękaty, czarny starszy sierżant z pierwszej grupy.

— Dobra, zaczynamy — powiedział Mosovich, kiedy wszyscy w ciszy zajęli miejsca. — Najpierw wszystkich przedstawię. Po mojej prawej stronie siedzi Mark Ersin z siódmej grupy, Siły Specjalne. Będzie zwiadowcą podczas naszej małej operacji. — Wskazał na hebanowego starszego sierżanta. — A to jest starszy sierżant Tung. Pracuje w pewnym sensie dorywczo w Dowództwie Zadań Specjalnych.

Kilku obecnych zaśmiało się cicho. Starszy sierżant, doświadczony instruktor i oficer polowy, był legendą wśród żołnierzy zadań specjalnych w nie mniejszym stopniu niż Mosovich.

— O, niektórzy z was znają starszego sierżanta Tunga. Dobrze, to nam zaoszczędzi wyjaśnień. Starszy sierżant Tung zajmie się kwestiami operacyjnymi. — Następnie wskazał na dużego, jasnowłosego sierżanta. — Starszy sierżant Mueller też jest z siódmej grupy. Nie dajcie się zwieść jego wyglądowi. Jest nie tylko duży i milczący. Jest duży, milczący i bardzo nieprzyjemny. Młodszy oficer Trapp — wskazał na żołnierza Komanda Foki, który pokazał w uśmiechu szczerbate uzębienie i zabawnie pomachał ręką — jest z szóstego Komanda Foki.

— Sierżant Martine — Jake wskazał szczupłego czarnego sierżanta — z pierwszej grupy jest znakomitym technikiem od łączności i złotą rączką od wszystkiego. Sierżant sztabowy Richards — wskazał żołnierza z hiszpańską bródką, który nadal zagadywał jedyną wśród obecnych kobietę. — Jest doświadczonym łapiduchem.

Sierżant skrzywił się na to określenie.

— Sierżant Ellsworthy — ciągnął Jake, wskazując kobietę — przyjechała ze Szkoły Snajperów Piechoty Morskiej.

Panowie, teraz nie żartuję, nie drażnijcie tej młodej damy; jest równie niebezpieczna, co ładna. Dobra, wszyscy zadają sobie teraz pytanie „Dlaczego ja i o co, do cholery…” — Przepraszam, sierżancie — kobieta przerwała głosem małej dziewczynki — ale chyba coś jest przyczepione do ściany za pana krzesłem.

Miała chropowaty południowy akcent, ale jej głos był słodki jak miód.

Rozmowy ucichły, a sześć par oczu zwróciło się w stronę wskazanego kawałka ściany. Zebrani kolejno zatrzymywali wzrok na właściwym miejscu.

— Tak — powiedział reprezentant Komanda Foki. — Teraz widzę. Wygląda jak jakaś ośmiornica.

— Nie — powiedział Mueller. — Raczej jak zakamuflowana żaba. Co to jest, do cholery? Wygląda na żywe.

Wychylił się do przodu, a na jego twarzy malowało się zaciekawienie.

— Jest żywe — powiedziała Ellsworthy. — Poruszyło jednym okiem.

— Więc — huknął Tung — co to, kurwa, jest i skąd się tu wzięło, do cholery?

— Nie wiem — powiedział Trapp, a w jego dłoni w tajemniczy sposób pojawił się nóż. — Ale zaraz będzie o jedną żabę mniej.

— Chwileczkę — powiedział Mosovich. — Nie jest groźny. Himmicie Rigas, miał pan nie brać udziału w tym spotkaniu.

— Pierwsze spotkania są zawsze bardzo pouczające — powiedział Himmit, a jego skóra przybrała na chwilę naturalną szaropurpurową barwę, po czym znowu dopasowała się do koloru ściany.

Grupa do zadań specjalnych zareagowała mieszanymi, ale tłumionymi uczuciami. Tylko czarny sierżant wstał i odsunął się.

— Proszę usiąść, sierżancie Martine, nie jest groźny — rzucił Mosovich.

— Cho… cho… cholera! C… c… co… t… to jest? — wyjąkał Martine. Jego sposób mówienia był tak dobrze znany jak jego umiejętności.

— ET jak cholera — stwierdził Mueller, kiedy przyglądał się Rigasowi bez cienia strachu na twarzy.

Odwrócił się do Mosovicha.

— Obcy?

— To jeden z powodów naszego spotkania. Miał zaczekać, aż o nim opowiem, do diabła! — rzucił Mosovich.

— Gdzie on się podział? — wyszeptała Ellsworthy. — Spuściłam go z oka tylko na chwilę.

Zaczęła studiować ścianę centymetr po centymetrze.

— Nie wiem — powiedział Mueller, kręcąc głową. — Po prostu zniknął.

— Kurde — powiedział Trapp i nerwowo machnął nożem. — Gdzie jest ta mała ropucha?

— Spokojnie — powiedział Mosovich. — Nie pojawi się znowu, dopóki nie będzie się czuł bezpieczny. To Himmit. Chcecie coś o nim wiedzieć, to zamknijcie się, do cholery, i słuchajcie…

Powoli odzyskali poczucie dyscypliny i skupili uwagę na starszym sierżancie, wciąż jednak ukradkowo zerkając na ściany.

— Dowództwo Zadań Specjalnych zleciło nam dokładne zbadanie wrogiej planety. Właśnie, wrogiej. Dobra, oto szczegóły.

Przedstawił główne zagadnienia kontaktu z Federacją i zagrożenia ze strony Posleenów.

— Problem polega na tym, że nie mamy wystarczającej ilości informacji na temat Posleenów. Wywiad jest jedną z najważniejszych spraw w operacjach wojskowych, a my go właśnie nie mamy. Himmici są jak duchy, węszyli nie zauważeni po całej planecie Posleenów. Ale nie byli w miejscach, gdzie mogliby nawiązać kontakt, co oznacza, że nie przyjrzeli się wrogom z bliska. Poza tym nie szukają rzeczy, które nas interesują. Wreszcie, wybacz Himmicie — skinął głową w kierunku miejsca, gdzie w jego mniemaniu czaił się zakamuflowany kosmita — góra, czyli w tym wypadku prezydent, oczekuje niezależnej ekspertyzy. Obecnie wszystkie nasze informacje pochodzą od wywiadu Darhelów i Himmitów. Prezydent chce, żeby wszystkiemu przyjrzały się ludzkie oczy, i to my jesteśmy tymi oczami.