Выбрать главу

— Nie ma narzędzi? — zapytał groźnie pułkownik.

— Nie, sir.

Specjalista przełknął, a jego pokaźne jabłko Adama przesunęło się w górę i w dół.

— Nie ma podnośnika?

— Nie, sir.

— Starszy sierżancie? — rzucił pułkownik.

Sierżant, zapięty w gortexowy płaszcz przeciwdeszczowy, próbował dostrzec w całej sytuacji coś zabawnego.

— Mam go odprowadzić na kwaterę, sir? — zapytał i wsunął ręce pod pachy, przygotowany na długie oczekiwanie w marznącym deszczu.

Miał cholerną nadzieję, że spadnie śnieg. Zmniejszyłoby to ryzyko hipotermii.

— Właściwie byłbym wdzięczny za jakieś sugestie — powiedział pułkownik z tą samą nutą groźby w głosie.

— Inne niż ta oczywista, żeby przywołać rozjemców?

Zmieszanie dowódcy wywołało uśmiech na hebanowej twarzy sierżanta. Uważał Jacka za najlepszego dowódcę batalionu, jakiego kiedykolwiek spotkał, a zawsze było zabawnie obserwować go przy rozwiązywaniu mniejszych problemów. Pułkownik bardzo nie lubił zajmować się duperelami. To tak, jakby urodził się już generałem i tylko czekał, aż będzie miał adiutantów, którzy wyręczą go w sprawach kierowców i ich błędów.

— Inne niż ta, żeby przyznać przez radio, że mój kierowca jest idiotą, i wezwać zespół ratunkowy z powodu złapania gumy. Reynolds — powiedział i odwrócił się do specjalisty czwartego stopnia, stojącego na baczność w marznącej mżawce — bardzo chciałbym wiedzieć, coś ty sobie, do cholery, myślał.

— Sir, niedługo czeka nas test przydatności operacyjnej — powiedział specjalista, który teraz desperacko pragnął, żeby nagle ustały jego procesy życiowe albo żeby ziemia rozstąpiła się pod nim i go pochłonęła.

— Aha, mów dalej. Nie krępuj się użyć więcej niż tylko jednego zdania — powiedział pułkownik.

— Chyba wiem, do czego on zmierza — zaśmiał się starszy sierżant.

Specjalista wziął głęboki oddech i mówił dalej drżącym głosem.

— No, zestaw narzędzi przydaje się tylko w gównianych sprawach, jak zmiana koła…

— Jak teraz! — warknął pułkownik.

— Tak, sir — uparcie ciągnął specjalista. — Kiedy pojazd jest dobry, opony rzadko się psują. A to jest dobry jeep i cholerna nowa opona! Ale na przeglądzie inspektorzy wiedząc, że najwięcej forsy idzie zawsze na pojazdy dowódców, sprawdzają je bardzo dokładnie. A kiedy nie znajdą nic poważnego, czepiają się takich dupereli jak odprysk farby na podnośniku czy sprzęcie. Dlatego kazałem szefowi mechaników załatwić nowy zestaw narzędzi i żeby się nie rozpieprzył…

— Wiedziałem! — zaśmiał się podoficer. — Boże, nienawidzę takich sytuacji. Następnym razem, Reynolds, weź dwa zestawy narzędzi i trzymaj tylko jeden w szafie!

— Reynolds!

Pułkownik powstrzymał się od dalszego ciągu wypowiedzi. Skręcenie karku idiocie niczego by nie rozwiązało.

Złościło go poczucie niedopatrzenia, bo nie zajął się sam tą sprawą przed akcją.

— Tak, sir?

— Twoja bezmyślność zasługuje niemal na uznanie.

Horner spojrzał w niebo, jakby szukał tam wsparcia.

— Tak jest, sir.

— Powinienem opisać to w aktach i dopilnować, żebyś już zawsze był kierowcą — powiedział pułkownik.

— Tak jest, sir.

— To nie jest komplement — powiedział oficer i uśmiechnął się jak tygrys.

— Tak jest, sir.

Reynolds wiedział, że kiedy pułkownik uśmiecha się w ten sposób, siedzi się po uszy w szambie. No, skauci, pomyślał, wybieram się do was.

— Starszy sierżancie Eady?

— Oddziały Alfa.

Kiedy toczyła się rozmowa, starszy sierżant zdążył wyciągnąć i przejrzeć plan dyslokacji taktycznej. Marznący deszcz coraz większymi kroplami padał na foliową powłokę mapy i od czasu do czasu trzeba było strząsać nagromadzoną wodę. Wyglądało na to, że wieczorem spadnie śnieg. Sierżant chciałby być już wtedy w Centrum Operacji Taktycznych i przebrać się w wygodne ubranie.

— Gdzie? — rzucił pułkownik i podszedł do jeepa.

— Na południe od najbliższej poręby, która powinna być jakieś dwieście metrów na lewo, za zakrętem, potem jeszcze jakieś sto pięćdziesiąt, dwieście metrów. Polana na prawo. O ile pamiętam, przy drodze na skraju polany rośnie trafiona piorunem sosna.

Podoficer jeździł po tych drogach jeszcze zanim specjalista nauczył się jeść bez pomocy mamusi.

— Reynolds — warknął pułkownik, wskoczył do otwartego jeepa i oparł stopę na zabłoconym boku.

— Sir?

— Zakładam, że potrafisz przebiec czterysta metrów w oporządzeniu.

Pułkownik przybrał tę samą pozycję, co starszy sierżant z tyłu. Włożył ręce w rękawiczkach pod pachy i lekko się skulił. Była to pozycja doświadczonego i zdrowo wkurzonego oficera piechoty, przygotowanego na długie oczekiwanie w zimnym, marznącym deszczu.

— Tak jest, sir!

Specjalista stanął na baczność, szczęśliwy, że będzie miał gdzie umknąć przed lodowatym wzrokiem swojego dowódcy.

— Jazda.

Zmieszany specjalista pobiegł jak gazela. Zimne błoto z każdym krokiem rozbryzgiwało się na wszystkie strony.

— Sierżancie — powiedział spokojnie pułkownik, kiedy postać żołnierza zniknęła za pierwszym zakrętem.

— Tak, sir! — powiedział Eady i wyprostował się w fotelu, ale nie wyjął rąk spod pach.

— Sarkazm? — zapytał surowo pułkownik.

— Sarkazm? U mnie, sir? Nigdy — powiedział i odchylił się do tyłu.

Wyciągnął przed siebie prawą rękę z wysuniętym kciukiem i palcem wskazującym. Zmieściłoby się między nimi ziarnko grochu.

— Może tylko troszeczkę. Odrobinkę.

— Zastanawiam się, czy nie znaleźć nowego kierowcy… — powiedział pułkownik i rozluźnił się nieco.

Cała ta sytuacja była po prostu głupia i zbyt mało istotna, żeby się nią przejmować.

— Doprawdy? — zaśmiał się starszy sierżant.

— Chodzi nie tyle o to, że jest tak cholernie głupi — ciągnął zrezygnowany pułkownik z lekkim uśmiechem. — Tylko o to, że albo jest arogancki, albo strasznie przymilny.

— Cóż, pułkowniku — powiedział podoficer, zdjął kevlarowy hełm i podrapał się w głowę.

Zimny wiatr zdmuchnął z niej łupież. Zadbawszy w ten sposób o podstawową higienę osobistą, sierżant założył hełm na głowę i zajął się dopinaniem wszystkich pasków. Pasek na podbródku był przetłuszczony; zużyty materiał przesiąkł potem podczas długich operacji polowych.

— Jeśli chodzi o to, że jest małym lizusem, to głównie dlatego dostał tę pracę. Poza tym cholernie dobry z niego biegacz. Pułkownik Wasserman uwielbiał biegaczy.

Hebanowej karnacji żołnierz, także znakomity biegacz, uśmiechnął się z zadowoleniem. Z jego punktu widzenia była to ostatnia rzecz, którą należało zmienić w całym batalionie.

— Pułkownik Wasserman był o włos od wydalenia go ze służby i nadal niewiele brakuje, żeby go wyrzucono na bruk — pułkownik parsknął śmiechem.

On i starszy sierżant starali się doprowadzić żołnierzy do przyzwoitego poziomu, ale Reynolds najwyraźniej należał do tych, którzy najlepiej nadawali się do „starej gwardii”. Prezentował się znakomicie podczas inspekcji, ale na ćwiczeniach po prostu nie mógł czegoś nie schrzanić. Horner westchnął zrezygnowany. Zdawał sobie sprawę, że w pewnych sytuacjach nawet trening nie pomagał.