Выбрать главу

— Jezu, sir, to dla mnie jak grom z jasnego nieba!

Mike zmarszczył czoło tak, iż zdawało się, że twarz mu pęknie. Mięśnie jego szczęki to napinały się, to rozluźniały.

— Ja mam swoje życie, wiesz? Co z moją rodziną, moją żoną? Sharon strasznie się wścieknie!

— Sprawdziłem. Sharon była kiedyś oficerem marynarki. Ona też zostanie powołana.

Srebrnowłosy oficer odchylił się do tyłu i przez kłęby wonnego dymu obserwował reakcję swojego byłego, a pewnie i przyszłego podwładnego.

— Jezus Maria i wszyscy święci, Jack! — krzyknął Mike i uniósł ręce w geście frustracji. — A co z Michelle i Cally? Kto się nimi zajmie?

— Nad tym właśnie będzie się zastanawiał jeden z zespołów na konferencji — powiedział Horner i zaczekał, aż minie nieuniknione wzburzenie podwładnego.

— Czy mogą przydzielić Sharon i mnie do tej samej jednostki? — zapytał Mike.

Sięgnął po odrzuconą zapalniczkę i na nowo przypalił Ramarsa. Po raz pierwszy od trzech lat głęboko zaciągnął się dymem z cygara i pozwolił, żeby nikotyna częściowo uwolniła go od napięcia. Wypuścił z płuc gniewne kłęby dymu.

— Pewnie nie… Nie wiem. Jeszcze tego nie ustalono. Wszystko stoi teraz na głowie i właśnie dlatego zwołano to zebranie: żeby wszystko wyprostować.

Przez chwilę Horner rozglądał się dookoła, a potem wyciągnął kartkę papieru jako popielniczkę. Strząsnął na nią popiół i przesunął kartkę na środek stołu konferencyjnego.

— Co się dzieje? Wiem, nie możesz mi powiedzieć, prawda? Kontrwywiad słucha.

Mike patrzył przez chwilę na żarzący się koniec cygara i znowu się zaciągnął.

— Nie mogę i nie zamierzam grać w dwadzieścia pytań.

Generał Horner stuknął palcem w stół i przeszył byłego podwładnego piorunującym spojrzeniem.

— Oto cała sprawa — ciągnął, wydmuchując kolejne kłęby wonnej chmury.

Pomieszczenie szybko wypełniło się dymem z cygara.

— Konferencja potrwa trzy dni. Mogę cię zatrzymać jako przedstawiciela zespołu technicznego, za naprawdę śmieszne wynagrodzenie, na czas konferencji, może nawet na tydzień. Ale tylko jeśli już teraz zgodzisz się na awans na oficera. Poza tym będziemy później działać w ścisłej tajemnicy przez jakiś czas, może przez kilka miesięcy.

Wszelka komunikacja ze światem zewnętrznym będzie monitorowana i filtrowana.

— Chwileczkę, nic nie mówiłeś o żadnej cholernej pracy w tajemnicy! — rzucił Mike z kamienną twarzą.

— W tej kwestii nie ma żadnej dyskusji, więc nawet nie próbuj. To rozkaz prezydenta. Możesz też jechać do domu, a za kilka miesięcy dostaniesz rozkaz zameldowania się w Benning jako sierżant.

Jack odchylił się w fotelu i złagodził ton wypowiedzi.

— Ale jeżeli zostaniesz z nami już teraz, Sharon za tydzień dostanie czek z twoim wynagrodzeniem reprezentanta grupy technicznej — myślę, że uda mi się to wygospodarować z funduszów zespołu — a później dostaniesz wynagrodzenie i wszystkie uprawnienia starszego oficera, łącznie z opieką medyczną, nowym mieszkaniem i tak dalej.

Jack przechylił głowę i czekał na odpowiedź.

— Sir, ja już robię karierę…

Mike obracał w palcach cygaro i wpatrywał się w blat stołu konferencyjnego. Stwierdził, że nie może znieść wzroku Hornera.

— Mike, nie dobijaj mnie. Wyjaśnię ci to tak, jak pozwalają mi na to rozkazy: potrzebuję cię w moim zespole. — Znowu uderzył palcem w stół. — A żeby nie owijać zbytnio w bawełnę: twój kraj cię potrzebuje. Nie po to, żebyś pisał science fiction albo tworzył strony internetowe, ale żebyś uczestniczył w science fiction. Na nasz sposób.

— Uczestniczył…

I nagle dotarło do niego. Ten pisarz przed budynkiem specjalizował się w powieściach o flocie wojennej. Kosmicznej flocie wojennej, nie „mokrej” marynarce!

Mike przymknął powieki. Kiedy je podniósł, zobaczył parę niebieskich oczu, zimnych jak przestrzeń między gwiazdami.

Gdy furia lądy skrywa, A morza ściemnia gniew, Uprzężny naród wkracza, By naszą przelać krew.
Lecz nim legiony padną, Lecz nim zaświszcze broń, Jehowo, Królu Gromów, Wszechwładco Bitew: chroń!
— Kipling

2

Fort Bragg, Północna Karolina, Sol III
9:11 czasu wschodniego USA, 16 marca 2001

Na szerokim drewnianym biurku w Połączonym Dowództwie Zadań Specjalnych zadzwonił służbowy telefon, a dowódca rzucił arkusz papieru, na którym coś notował, na stertę podobnych dokumentów.

— Dowództwo — powiedział. — Generał Taylor.

Jedna ze ścian pokoju była ozdobiona imponującą kolekcją dekoracji o tematyce wojennej, obrazów słynnych bitew i zdjęć z czasów oficerskich. Dywan i tapety miały głęboki, intensywny niebieski odcień, ale całość sprawiała wrażenie gołych ścian. Pomieszczenie znajdowało się w samym środku jednego z betonowych budynków w Fort Bragg w Północnej Karolinie.

Połączone Dowództwo Zadań Specjalnych utworzono z powodu katastrofalnych skutków funkcjonowania istniejących wcześniej organów. Podczas akcji uwalniania zakładników w Teheranie główną przyczyną kompromitacji służb specjalnych była ich niezdolność do koordynacji działań. Zadania specjalne wymagają treningu, którego nie odbyły regularne oddziały. Przykładowo radarzyści nie zostali dokładnie powiadomieni, gdzie odbędą się loty, i nie mogli ostrzec przed burzami piaskowymi czy wrogimi helikopterami na trasie. Piloci lotnictwa morskiego, aczkolwiek zdolni i odważni, nie byli dostatecznie przygotowani na tak trudną misję, co doprowadziło do wielu katastrof i problemów.

Nieprawidłowości w przekazywaniu informacji, w pracy wywiadu i przeszkoleniu żołnierzy spowodowały połączenie różnych grup do zadań specjalnych pod egidą jednej organizacji: Połączonego Dowództwa Zadań Specjalnych. Właśnie Dowództwo planowało i przeprowadzało tak skomplikowane akcje jak najazd Sił Specjalnych i Rangersów w Panamie, rozpoznanie sił bojowych w Bagdadzie czy dywersja Komanda Foki podczas Pustynnej Burzy.

Połączone Dowództwo Zadań Specjalnych było teraz organem gotowym do dostarczenia właściwych sił specjalnych w odpowiednim momencie i w każdym miejscu na Ziemi. Ale nadchodzące zadanie nie mieściło się w tych celach.

— Generale Taylor, mówi Trayner — powiedział zimny głos w słuchawce.

— Co może zrobić Dowództwo dla Zastępcy Szefa Sztabu? — zapytał generał Taylor i odchylił się w fotelu, patrząc bezmyślnie na obraz na przeciwległej ścianie: szereg żołnierzy w niebieskich mundurach, wyłaniających się z mgły i nacierających na podobny szereg żołnierzy w szarych uniformach.

— To trudne zadanie — powiedział Zastępca. — Potrzebuję jednego z twoich ludzi. Podam ci szczegóły, a ty sam mi powiesz, kogo potrzebuję. Poza tym — muszę to podkreślić, bo wykraczam poza procedurę — wszystko powinno być możliwie „czarne”. Czy to jasne?

„Czarne” operacje są czasem tak tajne, jak gdyby ich nigdy nie przeprowadzono. Nie ma rozkazów ani raportów, są tylko skutki. Politycy, a nawet prezydenci, nienawidzą „czarnych” operacji.

— Capice, sir — odparł dowódca, zastanawiając się, o co w tym wszystkim chodzi.