— Cóż, generał Taylor zaznaczył, że to bardzo ważne i że lepiej będzie, jeśli nikt się nie dowie o tej rozmowie. Więc skoro ochrona budynku zapisuje, kto wchodzi i wychodzi… — pokryty bliznami podoficer wzruszył ramionami.
— Ominąłeś sieć bezpieczeństwa Pentagonu? — zapytał Zastępca Szefa Sztabu i obrzucił sierżanta piorunującym spojrzeniem.
— Mówił pan przecież, że to „czarna” operacja — powiedział Mosovich, rozprostowując kości.
Przez ostatnie trzy godziny siedział w całkowitym bezruchu. Gdyby był szpiegiem, byłoby to bardzo owocne.
Niesamowite, jakie rzeczy potrafią mówić generałowie, kiedy myślą, że nikt ich nie podsłuchuje. Jake nie był pewien, o co dokładnie chodziło — generał nie mówił o tym wprost — ale rozmowy jasno wskazywały, że działo się coś niezwykle ważnego.
— Nie aż tak „czarna”, kurwa mać — wrzasnął generał. — Cholera jasna, Jake, tym razem spieprzyłeś za dużo. Kryłem cię w zeszłym roku, ale teraz uważaj, kurwa, co robisz.
— Tak jest, panie generale.
Podoficer nadal uśmiechał się lekko bez cienia skruchy.
Generał opanował daremny gniew i roześmiał się.
— Nigdy nie ulegałeś dyscyplinie, ty mały skurwielu.
Podrapał się w koniuszek nosa i potrząsnął głową.
— Tak, trudno cię też było wyszkolić, nawet jako smarkacza.
Podoficer uśmiechnął się i wstał, żeby zrobić sobie filiżankę kawy. Generał miał niezmiennie najlepszą kawę w armii od czasu, kiedy spędził rok w służbie wymiennej w marynarce. Jake nalał sobie filiżankę znakomitego napoju i wciągnął aromat głęboko w nozdrza. Łyk kawy potwierdził, że był to ten sam co zwykle wyśmienity napar generała.
— A więc o co chodzi? — zapytał unosząc brew i usiadł z powrotem na kanapie.
— Cóż, siedzimy po same uszy w gównie, Jake. Słyszałeś kiedyś o projekcie NFŻ? Wciągnęli cię w to kiedyś? — zapytał generał i wypił łyk swojej kawy.
— Chodzi o Niezidentyfikowane Formy Życia? Tak, węszyli za specjalnymi jednostkami gdzieś w dziewięćdziesiątym trzecim albo dziewięćdziesiątym czwartym. Jakiś durny skurwiel podał im moje nazwisko i dlatego poddano mnie serii najgłupszych w historii testów psychologicznych. Płacą mi dodatkowe sto pięćdziesiąt dolców miesięcznie za skoki ze spadochronem, więc naturalnie zapytano mnie, czy nie bałbym się skoczyć z wysokości. Chryste. — Westchnął zirytowany. — Ci psychiatrzy!
— A co ty o tym sądzisz? Myślisz, że kosmici istnieją?
Generał sądził, że ma minę pokerzysty, ale Jake rozegrał z nim zbyt wiele partii pokera, żeby nie rozpoznać, że do czegoś zmierza.
— Musi pan coś wiedzieć, bo inaczej nie rozmawialibyśmy o tym — powiedział podoficer, nie dając się złapać w pułapkę.
— Tak, no, potrzebujemy zespołu specjalnego. Niekoniecznie musisz go prowadzić; później o tym zadecydujemy.
— Trayner wyciągnął purpurową teczkę dokumentów, dokładnie obwiązaną taśmą z napisem „Ściśle tajne”. — Jakieś siedem do dziesięciu osób, specjaliści z różnych dziedzin, do tajnego przerzucenia na niebezpieczne terytorium wrogich sił zbrojnych w celu rozpoznania wroga i zbadania terenu.
— Mógłby pan określić koszty, szefie? I dokąd, u licha, mamy wysłać zespół przeciwko „wrogim siłom zbrojnym”? Nie prowadzimy w tej chwili, cud nad cudy, żadnej wojny.
Pomachał palcem na znak, że szanowny generał powinien przestać się ociągać i wręczyć mu teczkę. Pomimo całego swojego gderania na temat trzymania oczu szeroko otwartych w obliczu niebezpieczeństwa, najwyraźniej nie mógł sobie odmówić przyjemności płynącej ze skoków adrenaliny, bo inaczej już dawno odszedłby ze służby.
— No… nie mogę określić kosztów. Wszystko jest w dokumentacji — powiedział Trayner, wachlując teczką tam i z powrotem, jak gdyby chciał pomachać nią Jake’owi przed nosem.
Trayner znał słabości Jake’a.
— Dobra, teraz druga sprawa, generale. Co to ma wspólnego z obcymi formami życia?
Jake miał czasami poczucie, że ciekawość zaprowadzi go kiedyś do piekła.
— Hm, powiedzmy, że nie jesteś już najsprytniejszym sukinsynem w mieście. — Zazwyczaj ponury generał uśmiechnął się. — Himmicie Rigas, to chyba właściwy moment.
Na dźwięk tych słów na ścianie po prawej stronie generalskiego biurka pojawiła się istota o czterech kończynach.
Cienkie zielone paski, zgodne ze wzorem tapety, zniknęły ze skóry stworzenia, która przybrała teraz jednolitą szaropurpurową barwę. Kończyny, które skierowane ku górze przylegały do ściany, ześlizgnęły się na dół, a stworzenie przyjęło czworonożną postawę. Wyglądało teraz jak żaba z kończynami równej długości i dwiema parami oczu i ust, po jednej z każdej strony. Powyżej ust i pomiędzy szeroko rozstawionymi oczami widniała narośl przypominająca złożony plaster miodu. Mogło to być ucho albo nos. Skóra zafalowała, kiedy istota zbliżyła się płynnie i wyciągnęła łapę w oczywistym geście powitania. Pudełko przymocowane do nadgarstka przemówiło wysokim tenorem.
— Zachowujesz się wyjątkowo cicho jak na człowieka — powiedziała istota.
W ciągu następnych kilku lat wielu ludzi miało przeżyć taką chwilę. Każdy zadawał sobie wtedy pytanie, z czym ma do czynienia. Po raz pierwszy w historii ludzkość mogła z całą pewnością stwierdzić, że nie jest jedyną inteligentną formą życia w galaktyce, i spojrzeć w twarz pozaziemskiej istocie. Niektórzy reagowali strachem, inni przyjaźnią, jeszcze inni miłością. Reakcje były zróżnicowane jak sama ludzkość. Sierżant Mosovich po prostu wyciągnął dłoń na powitanie. Uścisk łapy Obcego wywołał u sierżanta gwałtowny wzrost adrenaliny, co w wojsku określa się jako chłodny zastrzyk moczu do serca. Wyciągnięta kończyna była zimna i gładka, pokryta delikatną warstwą jedwabistych piór. Jake starał się kontrolować oddech i opanować drżenie głosu.
— Dzięki. Ty też jesteś niezły. Jak długo tu już stoisz?
— Od wczoraj. Przyszedłem po waszym drugim posiłku, ale jeszcze przed popołudniową odprawą generała.
Zszedłem z sufitu przez drzwi, kiedy strażnik odprowadzał interesanta. Zamek nie był przeszkodą. Jak sam pan odkrył, można go łatwo otworzyć wytrychem magnetycznym. Generał przyjął piętnastu interesantów i odbył siedemdziesiąt osiem rozmów telefonicznych w ciągu ostatnich osiemnastu godzin. Jego interesantami byli kolejno: jego adiutant, podpułkownik William Jackson, w sprawie odwołania zaplanowanego wcześniej spotkania. Drugim interesantem…
— Przepraszam, Himmicie Rigas, ale muszę udzielić starszemu sierżantowi Mosovichowi kilku wstępnych wskazówek.
Generał uśmiechnął się uprzejmie, przyzwyczajony do gadatliwości Himmita. Uważał przy tym, żeby nie pokazywać zębów.
— Oczywiście, generale. Mój raport może zaczekać.
Jake odwrócił się powoli plecami do generała i opadł na kanapę. Nie chciał patrzeć, jak Himmit z powrotem wtapia się w ścianę.
— Masz tu wszystko opisane. — Trayner rzucił wreszcie Jake’owi purpurową teczkę. — Przeczytaj teraz; to nie może wyjść poza ten pokój. Zacznij myśleć o składzie zespołu, który weźmie udział w pozaplanetarnej misji zwiadowczej. Planeta typu ziemskiego, chłodna i bagnista. Odbędziecie trening z Himmitem. Kiedy uporamy się ze wstępnymi przygotowaniami, odeślę cię z powrotem do Bragg. Zbierzesz zespół, ale niczego nie wyjaśniaj, dopóki nie ustalimy ostatecznego składu grupy. Potem będziecie pracować w ścisłej tajemnicy; to też rozkaz prezydenta.
— A w jaki sposób prezydent dowiedział się o tym wszystkim? — zapytał Mosovich, nie otwierając jeszcze teczki.
— Zadzwonili do niego przez telefon — odpowiedział Zastępca.