Выбрать главу

Być może to strach przed tym. co śpiewałem i co mogę powiedzieć?

Wreszcie odzywa się — ledwie słyszę przez powiewy i trzaski wśród drzew.

— Więc daj mi Pierścień.

Obok Niej pojawia się karłowaty robot, który zwykle tkwi przy Jej tronie, gdy Ona siedzi wśród ludzi. Wyciąga ku mnie masywne, matowo-srebrne koło. Wkładam w nie lewe ramię, tak że moja dusza jest całkowicie otoczona. Tabliczka na górnej powierzchni Pierścienia, która tak bardzo przypomina brylant, odchyla się ode mnie i nie mogę przeczytać tego, co jest na niej wyświetlane. Jednak gdy Ona pochyla się. by spojrzeć, blada poświata wydobywa z mroku rysy Jej twarzy.

Oczywiście, mówię sobie, prawdziwa dusza nie jest badana. Zajęłoby to zbyt dużo czasu. Prawdopodobnie bransoleta ma wbudowany kod identyfikacyjny. Pierścień przekazuje go do odpowiedniej części SUM-a, który natychmiast wysyła w odpowiedzi to, co jest pod tym kodem zarejestrowane. Mam nadzieję, że nie kryje się w tym nic więcej. SUM nie uważał za stosowne nam powiedzieć.

— Jakim imieniem nazywasz siebie w tej chwili? — pyta Ona. Przez wezbrany we mnie strumień przepływa nurt goryczy.

— Pani Nasza, dlaczego miałoby cię to interesować? Czy moim właściwym imieniem nie jest numer, który otrzymałem, gdy zezwolono mi się urodzić?

Znowu spływa na Nią spokój.

— Jeżeli mam właściwie oceniać twoje słowa, muszę wiedzieć o tobie więcej niż tylko to, co wynika z tych kilku oficjalnych danych. Imię wskazuje nastrój.

Ja także czuję się znowu niewzruszony, mój strumień płynie tak gładko i silnie, że mógłbym nie wiedzieć, iż byłem w ruchu, gdybym nie obserwował, jak czas zanika poza mną.

— Pani Nasza, nie mogę Ci dać uczciwej odpowiedzi. W ciągu tego ostatniego roku nie przejmowałem się imionami ani w ogóle niemal niczym. Ale niektórzy ludzie, znający mnie z dawniejszych czasów, nazywają mnie Harfiarzem.

— Co robisz poza graniem tej ponurej muzyki?

— Obecnie, Pani Nasza, już nic. Mam pieniądze na to, żeby przeżyć swoje życie, jeżeli będę oszczędnie jadał i nie będę utrzymywał domu. Często jestem karmiony i goszczony w zamian za moje pieśni.

— To, co śpiewasz, jest niepodobne do wszystkiego, co słyszałam od czasu… — I znowu, na krótko, ten spokój, spokój robota, jest zachwiany. — Od czasu poprzedzającego stabilizację świata. Nie powinieneś budzić umarłych symboli, Harfiarzu. One wędrują po ścieżkach ludzkich snów.

— Czy to źle?

— Tak. Sny stają się koszmarami. Pamiętaj: zanim SUM wprowadził ład, logikę i porządek, rodzaj ludzki, wszyscy, którzy kiedykolwiek żyli, byli szaleni.

— A więc dobrze — mówię — przestanę, odstąpię od tego, jeżeli moja zmarła zostanie dla mnie obudzona.

Ona sztywnieje. Tabliczka gaśnie. Cofam moje ramię i Pierścień zostaje zabrany przez Jej sługę. I na dnie tej tonącej w cieniach doliny, pod mrugającymi gwiazdami Ona znowu jest bez twarzy. Jej głos jest równie zimny jak otaczające nas powietrze:

— Nikt nie może zostać przywrócony do życia, dopóki nie nadejdzie Czas Zmartwychwstania.

Nie mówię: “A co z Tobą?”, gdyż byłaby to złośliwość. Co Ona myślała, jak szlochała, gdy SUM wybrał Ją spośród wszystkich młodych świata? Co musiała wycierpieć przez swe stulecia? Nie śmiem sobie tego wyobrazić.

Zamiast tego uderzam struny harfy i śpiewam, tym razem spokojnie:

Rzuć na nią róże, płatki róży, Gałęzi świerczyn nie kładź tu. Bo w niej jest cisza, kres podróży. O, chciałbym znać ten bezkres snu.

Ciemna Królowa krzyczy:

— Co ty wyprawiasz? Czy naprawdę jesteś szalony? Przeskakuję od razu do ostatniej strofy.

Duchowi, mimo bujnych mocy, Tchu brakło wciąż, trzepotał w snach; Lecz oto dziś w głębinach nocy Dziedziczy śmierci wielki gmach.

Wiem, dlaczego moje pieśni uderzają tak mocno: ponieważ niosą w sobie lęki i pasje, do których w świecie rządzonym przez SUM-a nikt nie przywykł, o których większość z nas nie wie, że w ogóle mogą istnieć. Nie ośmielałem się mieć nadziei, że Ona mogłaby być nimi tak poruszona, jak to teraz widzę. Czyż nie żyła z ciemnością i strachem, jakich nawet starożytni nie mogliby sobie wyobrazić? Woła:

— Kto umarł?

— Miała wiele imion. Żadne nie było dostatecznie piękne. Jednak mogę podać jej numer.

— Twoja córka? Ja… czasami jestem pytana, czy zmarłe dziecko nie mogłoby być przywrócone życiu. Już niezbyt często, teraz, gdy dzieci tak szybko oddawane są do żłobków. Jednak od czasu do czasu to się zdarza. Mówię wtedy matce, że może mieć nowe. Jeśli kiedykolwiek zaczęlibyśmy odtwarzać zmarłe dzieci, na jakim poziomie wieku mielibyśmy się zatrzymać?

— Nie, to była moja kobieta.

— Niemożliwe! — Stara się, aby ton jej głosu nie był nieuprzejmy, lecz za to jest w nim niemal wściekłość. — Bez trudu znajdziesz sobie inną. Jesteś przystojny, a twoja psychika jest, jest… nadzwyczajna. Pali jak Lucyfer.

— To Ty pamiętasz imię “Lucyfer”, Pani Nasza? — uderzam. — Więc rzeczywiście jesteś stara. Tak stara, że musisz również pamiętać, iż mężczyzna może pragnąć tylko jednej kobiety, jej jednej ponad cały świat i niebiosa.

Próbuje bronić się szyderstwem:

— Czy to było odwzajemnione, Harfiarzu? Wiem o ludziach więcej niż ty i z pewnością jestem ostatnią kobietą, która żyje w czystości.

— Teraz, gdy ona odeszła, tak, Pani, być może jesteś. Jednak my… Czy wiesz, jak ona umarła? Poszliśmy na dzikie obszary. Zobaczył ją mężczyzna, samą, gdyż ja udałem się na poszukiwanie kamieni szlachetnych, by miała z nich naszyjnik. Zrobił jej propozycję. Omówiła. Zagroził jej użyciem Siły. Uciekła. To była pustynna kraina, kraina żmij, a ona była boso. Jedna z nich ją ukąsiła. Znalazłem ją dopiero kilka godzin później. Do tej pory jad i palące słońce… Umarła wkrótce po tym, jak mi powiedziała, co się stało i że mnie kocha. Nie mogłem dostarczyć jej ciała do chemochirurgii dostatecznie szybko, by możliwe było normalne ożywienie. Musiałem pozwolić, aby ją spalili i zabrali jej duszę do SUM-a.

— Jakim prawem żądasz jej z powrotem, jeżeli nikt inny nie może otrzymać swoich zmarłych?

— Prawem mojej miłości do niej i jej miłości do mnie. Jesteśmy sobie bardziej niezbędni niż słońce czy księżyc. Nie sądzę, abyś znalazła dwoje innych ludzi, Pani, z którymi jest jak z nami. A czyż każdy nie ma prawa żądać tego, co mu jest niezbędne do życia? Jak inaczej społeczeństwo może zostać utrzymane w całości?

— Jesteś nieprawdopodobny — mówi słabo. — Pozwól mi odejść.

— Nie, Pani, mówię tylko prawdę. Ale zwykłe, ubogie słowa nie służą mi dobrze. Zaśpiewam Ci, może wtedy zrozumiesz. — I znowu uderzam struny harfy, lecz to, co śpiewam, jest bardziej dla niej niż dla Niej.