Выбрать главу
Gdybym pomyślał, że umrzeć możesz, Nie płakałbym po tobie, Lecz zapomniałem, w szczęśliwej porze, Że ludzki kres w żałobie. Nie przyszło mi do głowy wcale, Że gdzieś u kresu drogi Ujrzę na twarzy twej owalu Ostatni uśmiech błogi.

— Nie mogę… — zająkuje się. — Nie wiedziałam, że… takie uczucia… tak silne… że jeszcze istnieją.

— Teraz już. Pani Nasza, wiesz. Czy nie jest to ważna informacja dla SUM-a?

— Tak. Jeśli jest prawdziwa. — Nagle pochyla się ku mnie. Widzę, jak drży w ciemności, pod swym łopoczącym płaszczem, i słyszę, jak Jej zęby dzwonią z zimna. — Już dłużej nie mogę tu zostać. Ale jedź ze mną. Śpiewaj dla mnie. Myślę, że potrafię to wytrzymać.

Nie oczekiwałem aż tak wiele. Lecz mój los zależy ode mnie. Wsiadam na rydwan. Pokrywa zatrzaskuje się szczelnie i ruszamy.

Otacza nas główna kabina. Za jej tylnymi drzwiami muszą znajdować się pomieszczenia, w których Ona mieszka na ziemi — to jest naprawdę duży pojazd. Jednak tutaj znajduje się niewiele oprócz zakrzywionych, wyłożonych boazerią ścian. Boazeria jest z prawdziwego drewna o różnych, przyjemnych dla oka słojach: a więc Ona także potrzebuje co pewien czas ucieczki od naszej mechanicznej egzystencji? Umeblowanie jest skromne i proste. Jedyny dźwięk to odgłos naszej jazdy, dla nas stłumiony do pomruku. A ponieważ fotowzmacniacze czujników nie są włączone, ekrany pokazują tylko noc. Ciśniemy się do promiennika, dłonie wyciągnięte w stronę jego żaru. Nasze ramiona ocierają się, nasze nagie ręce, Jej skóra jest delikatna i Jej włosy opadają luźno na odrzucony do tyłu kaptur, pachnąc latem, które umarło. Więc Ona ciągle jest człowiekiem?

Po chwili bez wymiaru mówi, ciągle jeszcze na mnie nie patrząc:

— Ta rzecz, którą śpiewałeś tam na drodze, gdy się zbliżałam — nie pamiętam jej. Nawet z lat, które były, zanim stałam się tym, czym jestem.

— Ta pieśń jest starsza niż SUM — odpowiadam — i zawarta w niej prawda będzie żyła dłużej niż On.

— Prawda? — widzę, jak tężeje. — Zaśpiewaj mi resztę. Moje palce nie są już zbyt sztywne, żeby wydobyć akordy.

Śmierć zła jednako wszystkich traci, Giną książęta i prałaci. Każdego równo kosa tnie. Timor mortis conturbat me. Takoż rycerza się nie boi, Choć tarczę ma i stąpa w zbroi, Zwycięża ona, kogo tknie. Timor mortis conturbat me. Takoż ów tyran bezlitosny Dzieciątka ścina w pąku wiosny. Maleńkie bardzo, tuż po krzcie. Timor mortis conturbat me. Walczącym w polu leż zabieży l wodza trafi, choć on w wieży. Dama w łożnicy takoż mrze. (Tu muszę zamilknąć na chwilę). Timormortis conturbat me. I astrologus wraz z magikiem, Teolog, logik z retorykiem Rozumem swym nie wykpi się. Timor mortis conturbat me.

Przerywa mi, przyciskając dłonie do uszu i niemal krzycząc:

— Nie!

Ja, który stałem się bezlitosny, prześladuję Ją:

— Teraz już rozumiesz, prawda? Ty również nie jesteś wieczna. SUM nie jest. Ani Ziemia, ani Słońce, ni gwiazdy. Chowaliśmy się przed prawdą. Każdy z nas. Ja również, aż straciłem jedyną rzecz, która sprawiała, że wszystko miało sens. Potem już nie zostało mi nic do stracenia, mogłem więc spojrzeć świeżymi oczyma. A tym, co zobaczyłem, była śmierć.

— Wynoś się! Daj mi spokój!

— Nie dam spokoju całemu światu. Królowo, aż ją odzyskam. Oddaj mi ją, a znów uwierzę w SUM-a. Będę Go sławił, aż ludzie zatańczą z radości, słysząc Jego imię.

Patrzy na mnie wyzywająco oczyma dzikiego kota.

— Sądzisz, że to ma dla Niego jakieś znaczenie?

— No cóż — wzruszam ramionami — pieśni mogą być użyteczne. Mogą pomóc we wcześniejszym osiągnięciu wielkiego celu. Jakikolwiek on jest. „Optymalizacja sumy ludzkich działań” — taki chyba był program? Nie wiem, czy ciągle taki jest. SUM rozbudowywał się przez tak długi czas. Wątpię, czy Ty sama rozumiesz Jego cele, Pani Nasza.

— Nie mów o Nim, jakby był żywy — odpowiada mi szorstko. — To jest kompleks obliczeniowo-wykonawczy. Nic więcej.

— Jesteś pewna?

— Ja… tak. On myśli szerzej i głębiej, niż kiedykolwiek myślał czy mógł myśleć człowiek. Ale nie jest żywy, nie jest świadomy, nie posiada jaźni. To jedna z przyczyn, dla których zdecydował, że mnie potrzebuje.

— Jakkolwiek to jest, Pani — mówię — ostateczny rezultat, bez względu na to, co on w końcu z nami zrobi, jest jeszcze bardzo odległy. Teraz, obecnie, myślę o tym, martwię się, złości mnie, że straciliśmy zdolność samookreślenia. Lecz jest tak dlatego, że pozostały mi tylko takie abstrakcje. Oddaj mi moją Lekkostopą i ona, a nie odległa przyszłość, będzie przedmiotem mojej troski. Będę wdzięczny, szczerze wdzięczny, i wy dwoje będziecie to wiedzieć z pieśni, które będę śpiewał. A one, jak już powiedziałem, mogą być Jemu pomocne.

— Jesteś niewiarygodnie bezczelny — mówi głosem bez siły.

— Nie, Pani, tylko zdesperowany — odpowiadam.

Cień uśmiechu dotyka Jej ust. Odchyla się, oczy przysłonięte, i mruczy:

— Dobrze, wezmę cię tam. To, co się później stanie, zdajesz sobie z tego sprawę, nie zależy już ode mnie. Moje obserwacje, moje rekomendacje są tylko kilkoma czynnikami, które należy uwzględnić, kilkoma spośród milionów. No nic… mamy przed sobą długą drogę tej nocy. Podaj mi informacje, które twoim zdaniem mogą ci pomóc, Harfiarzu.

Nie kończę “Elegii”. Również w żaden inny sposób nie trzymam się żałobnego nastroju. Zamiast tego odwołuję się do tych, którzy opiewali radość (nie zabawę, nie krótkie zapomnienia, ale radość) z tego, że mężczyzna i kobieta mogli kiedyś wzajemnie się posiadać.

Ja również, wiedząc, dokąd się udajemy, potrzebuję takiej otuchy. A noc się pogłębia i mile zostają za nami. Wreszcie jesteśmy poza terenami zamieszkanymi, poza obszarami dziczy, w krainie, w której nigdy nie gości życie. Przy świetle bladego księżyca i zanikających gwiazd widzę równinę z betonu i stali, rakiety i wyrzutnie energii przycupnięte jak bestie, wszystkie wymykające się zmysłom nerwy-ścięgna-tętnice, z pomocą których SUM ogarnia świat i wydaje mu rozkazy. I mimo całego ruchu, mimo sił, które kipią, panuje tu martwy spokój. Wydaje się, że sam wiatr zamarzł na śmierć. Szron powleka szarością stalowe kształty. Przed nami zaczyna się pojawiać wielokondygnacyjny i potężny jak góra pałac SUM-a.

Ta, która jedzie ze mną, żadnym znakiem nie zdradza, że zauważyła, iż pieśni zamarły mi na ustach. Ludzkie uczucia, które okazała, teraz już zniknęły. Jej twarz jest zimna i niedostępna, w Jej głosie pobrzmiewa metal. Patrzy prosto przed siebie. Jednak jeszcze przez chwilę do mnie mówi:

— Czy rozumiesz, co się wydarzy? Przez następne pół roku Ja będę połączona z SUM-em, stanę się Jego częścią, jeszcze jednym komponentem. Przypuszczam, że będziesz mnie widział, ale będzie to tylko moje ciało. Mówił do ciebie będzie SUM.

— Wiem. — Muszę wyciskać słowa z gardła. Moje przybycie tutaj. tak daleko, jest triumfem większym, niż jakikolwiek człowiek osiągnął przede mną. I jestem tutaj, aby toczyć walkę o moją Tancerkę Na Księżycowych Promieniach. Jednak mimo tego moje serce drży i dudni mi w czaszce, i mój pot cuchnie.