Выбрать главу

Nie, nic z tego. Ale była to niewątpliwie stracona okazja, uznał. Włosy na karku wciąż mu się jeżyły. To dlatego, jak kiedyś słyszał, że ludzie zrobieni są z małp, a coś takiego oznaczało, że za plecami jest tygrys.

W rzeczywistości za plecami stał pan Pompa, tylko stał, ale oczy płonęły mu łuną takiej mocy, jakiej nie osiągnął nigdy żaden tygrys. To było zresztą o wiele gorsze. Tygrysy nie ścigają człowieka przez morze. I muszą czasem spać.

Zrezygnował. Pan Groat żył w jakimś dziwnym, własnym, zatęchłym świecie.

— I to pan nazywa życiem? — zapytał.

Po raz pierwszy podczas tej rozmowy pan Groat spojrzał mu prosto w oczy.

— Jest o wiele lepsze niż śmierć, sir — oznajmił.

* * *

Pan Pompa szedł za Moistem przez główny hol i za główne drzwi, gdzie Moist odwrócił się zirytowany.

— No dobra, jakie są zasady? — spytał. — Będziesz wszędzie za mną łaził? Wiesz, że nie mogę uciec!

— Dopuszczalne Jest Autonomiczne Poruszanie Się V Granicach Miasta i Okolic — zadudnił golem. — Ale Dopóki Pan Się Nie Urządzi, Polecono Mi Także Towarzyszyć Panu Dla Ochrony.

— Przed kim? Kimś rozzłoszczonym, że nie doszedł list jego pradziadka?

— Nie Mogę Powiedzieć, Sir.

— Potrzebuję świeżego powietrza. Co się tam wydarzyło? Dlaczego jest tak… koszmarnie? Co się stało z Urzędem Pocztowym?

— Nie Mogę Powiedzieć, Sir.

— Nie wiesz? Przecież to twoje miasto — rzucił sarkastycznie Moist. — Co jest, ostatnie sto lat przesiedziałeś w dziurze w ziemi?

— Nie, Panie Lipvig.

— No i dlaczego nie mogę… — zaczął Moist.

— To Było Dwieście Czterdzieści Lat, Panie Lipvig — oświadczył golem.

— Co było?

— No, Ten Czas, Jaki Spędziłem Na Dnie Dziury Wykopanej W Ziemi, Panie Lipvig. Pompa To Nie Jest Moje Nazwisko, Panie Lipvig. To Funkcja. Pompa. Pompa 19, Ściślej Mówiąc. Stałem Na Dnie Dziury Głębokiej Na Sto Stóp I Pompowałem Wodę. Przez Dwieście Czterdzieści Lat, Panie Lipvig. Ale Teraz Spaceruję W Słońcu. To Jest Lepsze, Panie Lipvig. O Wiele Lepsze!

* * *

Tej nocy Moist leżał i wpatrywał się w sufit trzy stopy nad sobą. Z sufitu, całkiem niedaleko, wisiała świeca w oszklonej latarni. Stanley upierał się przy tej latarni i nic dziwnego. Gdyby zaprószyć ogień, wszystko tu by wybuchło jak bomba.

Chłopak pokazał mu to miejsce; Groat dąsał się gdzieś… Ale miał rację, miał rację jak demony: Moist go potrzebował. Praktycznie rzecz biorąc, to Groat był Urzędem Pocztowym.

Moist miał za sobą ciężki dzień, a zeszłej nocy też się nie wyspał. Wisiał przecież głową w dół, przerzucony przez ramię pana Pompy, od czasu do czasu kopany przez wystraszonego konia.

Tutaj też nie chciał kłaść się spać, niebiosa świadkiem, ale nie miał kwatery, do której mógłby się wynieść, zresztą w tym miejskim mrowisku niełatwo byłoby jakąś znaleźć. Szatnia go nie kusiła, nie, wcale. Dlatego po prostu wdrapał się na stos martwych listów w tym, co teoretycznie było jego gabinetem. Nie narzekał. Człowiek interesów, taki jak on, musi nauczyć się spać w najrozmaitszych sytuacjach, często gdy za ścianą krąży poszukujący go tłum. Stosy listów były przynajmniej suche i ciepłe, i nie nosiły broni.

Papier szeleścił, gdy Moist starał się ułożyć wygodnie. Mimowolnie sięgnął po pierwszy z brzegu list. Adresatem był ktoś, kto nazywał się Antymoniusz Parker i mieszkał przy ulicy Haka Lobbingu 1. Na odwrocie wielkimi literami wypisano Z.P. Moist podważył kopertę paznokciem; papier wewnątrz niemal się rozpadał od dotyku.

Mój najdroższy Tymonie!

Tak! Dlaczegóż by Kobieta Świadoma wielkiego Zaszczytu, jaki wyświadcza jej Mężczyzna, miałaby grać Zawstydzoną Figlarkę, i to w Takiej Chwili? Wiem, że rozmawiałeś z Papą i oczywiście zgadzam się zostać Żoną Najlepszego, Najcudowniejszego…

Moist spojrzał na datę — list został napisany czterdzieści jeden lat temu.

W zasadzie nie lubił introspekcji, jako że w jego fachu stanowiła istotną niedogodność, jednak nie mógł się nie zastanowić, czy ta… zerknął na podpis… „Twoja Kochająca Agnathea” wyszła za Antymoniusza, czy też ich romans umarł tutaj, na tym cmentarzysku papierów.

Zadrżał i wcisnął kopertę do kieszeni. Będzie musiał zapytać Groata, co oznacza Z.P.

— Panie Pompa! — zawołał.

Lekkie chrzęszczenie dobiegło z kąta, gdzie po pierś w listach stał golem.

— Słucham, Panie Lipvig.

— Czy nie masz sposobu na zamknięcie oczu? Nie mogę zasnąć, kiedy stale patrzy na mnie para jarzących się czerwono ślepi. To… taki uraz z dzieciństwa.

— Przykro Mi, Panie Lipvig. Mogę Odwrócić Się Plecami.

— To na nic. Nadal będę wiedział, że tam są. Zresztą ten blask odbija się od ściany. Słuchaj, dokąd właściwie mógłbym uciec?

Golem się zastanowił.

— Pójdę I Stanę Na Korytarzu, Panie Lipvig — oświadczył i zaczął brnąć w stronę drzwi.

— Tak zrób — zgodził się Moist. — A rano chciałbym, żebyś spróbował odszukać moją sypialnię, dobrze? Niektóre pomieszczenia mają jeszcze trochę wolnej przestrzeni pod sufitem, więc możesz przerzucić tam listy.

— Pan Groat Nie Lubi, Kiedy Przemieszcza Się Pocztę — zahuczał golem.

— Pan Groat nie jest poczmistrzem, panie Pompa. A ja jestem.

Na bogów, ten obłęd jest zaraźliwy, myślał Moist, gdy lśnienie golema zniknęło w ciemności za drzwiami. Nie jestem poczmistrzem, jestem jakimś biedakiem, który stał się ofiarą głupiego… eksperymentu. Co za sytuacja! Kto postawiłby znanego przestępcę na czele ważnej dziedziny działalności państwa? Oprócz, powiedzmy, przeciętnego wyborcy.

Próbował znaleźć jakąś lukę, jakieś wyjście… Ale przez cały czas w pamięci rozbrzmiewała niedawna rozmowa.

Wyobraźmy sobie otwór, głęboki na sto stóp i wypełniony wodą.

Wyobraźmy sobie ciemność. Wyobraźmy sobie na samym dnie postać mniej więcej kształtu człowieka, obracającą w tej wirującej ciemności ciężki uchwyt raz na osiem sekund.

Pompować… Pompować… Pompować…

Przez dwieście czterdzieści lat.

— I nie buntowałeś się? — zapytał Moist.

— Chodzi Panu O To, Czy Żywiłem Uczucie Głębokiej Urazy, Panie Lipvig? Ale Przecież Wykonywałem Użyteczną I Niezbędną Pracę! Poza Tym Wiele Miałem Do Przemyślenia.

— Pod setką stóp brudnej wody? Do demona, jaki sobie znalazłeś temat do przemyśleń?

— Pompowanie, Panie Lipvig.

A potem, jak wyjaśnił golem, nadeszło zaprzestanie, słabe światło, obniżanie poziomu, zatrzaskiwanie łańcuchów, ruch ku górze, wynurzenie w świecie światła i barw… i innych golemów.

Moist wiedział co nieco o golemach. Kiedyś, tysiące lat temu, wypalano je z gliny i powoływano do życia, wkładając do głowy taki jakby zwój. Golemy nigdy się nie zużywały i pracowały przez cały czas. Widywało się je, jak sprzątają ulice, jak wykonują ciężkie prace w tartakach czy odlewniach. Większości ludzie nigdy nie oglądali. To one wprawiały w ruch małe trybiki ukryte głęboko w ciemności. I to mniej więcej była granica jego zainteresowania. Golemy były — praktycznie z definicji — uczciwe.

Ale ostatnio golemy się wyzwalały. Była to najspokojniejsza, najbardziej społecznie odpowiedzialna rewolucja w historii. Były czyjąś własnością, więc oszczędzały i wykupywały się.

Pan Pompa kupował sobie wolność, poważnie ograniczając wolność Moista. A to mogło człowieka naprawdę rozzłościć. Przecież wolność nie tak powinna funkcjonować.