Louis Wu, maksymalnie odprężony i jednocześnie śledzący bacznie poczynania kzina, gotów wykorzystać najmniejszy błąd, który tamten mógłby popełnić… Louis Wu zerknął kątem oka na Teelę Brown i zmartwiał.
Teela szykowała się właśnie do skoku.
Wystarczyłby jeden ruch dłoni kzina, by rozciąć ją na pół.
Louis musiał działać. I to szybko.
— Tylko bez głupstw, Louis. Wstań powoli i idź w stronę ściany. Ty pierwszy zdeeee…
Reszta była już alko zawodzącym jękiem.
Louis pohamował się niemal w pół skoku, powstrzymany przez coś, czego nie rozumiał.
Mówiący-do-Zwierząt odrzucił w tył swoją pomarańczową głowie i jęczał, a właściwie niemal piszczał rozdzierającym, wysokim głosem. Rozłożył szeroko ramiona, jakby chciał objąć cały Wszechświat. Niewidzialne ostrze jego miecza przecięło ściany zbiornika na wole. Cenny płyn wyciekał obfitym strumieniem, ale kzin nic nie słyszał ani nic nie widział.
— Zabierzcie mu broń — polecił Nessus.
Louis ocknął się. Zbliżył się ostrożnie, gotów odskoczyć, gdyby ostrze zwróciło się w jego stronę. Kzin poruszał nim delikatnie, jakby dyrygując niewidzialną orkiestrą. Louis wyjął rękojeść z nie stawiającej żadnego oporu dłoni, dotknął odpowiedniego przycisku i czerwona kulka zbliżyła się, jakby przyciągana magnesem, do rękojeści, po czym zniknęła w niej.
— Nie odkładaj tego — powiedział Nessus. Zacisnął delikatnie szczeki na ramieniu kzina i zaprowadził go do koi. Mówiący nie stawiał żadnego oporu. Przestał też jęczeć; wpatrywał się gdzieś przed siebie, a jego duża, porośnięta sierścią twarz emanowała niezwykłym spokojem.
— Co się stało? Co mu zrobiłeś?
Spokojny, zapatrzony w nicość kzin zaczął delikatnie mruczeć.
— Patrzcie — powiedział Nessus i odsunął się ostrożnie od koi, na której spoczywał otumaniony kzin.
Obie szyje miał cały czas naprężone, a głowy wycelowane prosto w Mówiącego.
Oczy kzina oprzytomniały. Obrzucił szybkim spojrzeniem Louisa, Teelę i Nessusa , wyskrzeczał coś w Języku Bohaterów, po czym usiadł i powiedział w interworldzie:
— To było bardzo przyjemne. Szkoda, że…
Przerwał, po czym zwrócił się już tylko do lalecznika.
— Cokolwiek zrobiłeś, nie rób tego nigdy więcej.
— Wybrałem cię jako jednego z najbardziej rozwiniętych i wyrafinowanych kzinów — powiedział Nessus. — Nie omyliłem się. Tylko w kimś takim tasp może budzić aż taką obawę.
— Ach! — westchnęła tylko Teela.
— Tasp? — zapytał Louis. — A co to takiego?
Lalecznik tymczasem mówił dalej do kzina:
— Zdajesz sobie chyba sprawie, że będę go używał zawsze, gdy mnie do tego zmusisz. jeżeli zbyt często będziesz używał przemocy lub straszył mnie w jakiś inny sposób, bardzo szybko uzależnisz się od niego. Ponieważ jest on chirurgicznie wszczepiony do mego ciała, będziesz musiał mnie zabić, by go zdobyć. A w niczym nie zmniejszy to twego uzależnienia.
— Bardo przebiegłe — powiedział kzin. — Niezwykła taktyka. Nie będę więcej sprawiać ci kłopotów.
— Nieżas! Czy ktoś raczy mi wytłumaczyć, co to takiego ten tasp?
Wszyscy zdawali się być zaskoczeni ignorancją Louisa.
— Tasp pobudza ośrodki przyjemności w mózgu — wyjaśniła mu Teela.
— Na odległość? — Louisowi przez myśl nie przeszło, że coś takiego może być choćby teoretycznie możliwe.
— Oczywiście. To tak, jakbyś miał w mózgu elektrodę, a ktoś puścił przez nią prąd. Tyle że z taspem nie trzeba aż tyle zachodu. Zwykle jest tak mały, że możesz kierować nim jedną ręką.
— Potraktował cię tym ktoś kiedyś? Wiem, że to nie moja sprawa, ale…
Teela uśmiechnęła się, rozbawiona jego delikatnością.
— Tak, wiem, jakie to wrażenie. To tak jakby… Nie, nie potrafię tego opisać. Z tym, że taspu nie używa się na sobie. Używasz go na kimś, kto się tego nie spodziewa. Właśnie na tym polega dowcip. Policja zawsze wyłapuje taspersów w parkach.
— Wasze taspy działają maksimum przez sekundę — wtrącił Nessus. — Mój działa do dziesięciu.
Działanie rzeczywiście musiało być potężne, skoro wywarło aż takie wrażenie na Mówiącym-do-Zwierząt. Louisowi jednak nasunęła się pewna myśl.
— No, tak. Wspaniale. Naprawdę wspaniale. Kto, jak nie lalecznik może używać broni, która sprawia rozkosz nieprzyjacielowi?
— Kto jak nie pełen dumy, wysokorozwinięty, wyrafinowany osobnik może się jej bać? — zapytał kzin.
— Lalecznik ma racje: nie zaryzykuję więcej. Mógłbym naprawdę zostać jego niewolnikiem, ja, kzin, niewolnikiem roślinożercy!
— Przejdźmy na pokład „Szczęśliwego Trafu” — przerwał dyskusje Nessus. — I tak już zmarnowaliśmy zbyt wiele czasu.
Louis wszedł jako pierwszy.
Niemal zapalny brak ciążenia na powierzchni Nereidy nie zaskoczył go. Wiedział, jak należy się poruszać w takich warunkach. Wchodząc na pokład statku podświadomie oczekiwał, że ciążenie wróci do normy. Kiedy nic takiego nie nastąpiło, z trudem udało mu silę utrzymać równowagę i nie upaść.
— Ładne rzeczy — mamrotał, wdrapując się do kabiny. — Mogliby przynajmniej… Oj…
Kabina była po prostu prymitywna. Pełna ostrych rogów i krawędzi, znakomicie nadających się do rozbijania łokci i kolan. Wszystko było jakieś niezgrabne, wskaźniki źle rozmieszczone…
Oprócz tego, że prymitywna, kabina była przede wszystkim mała. Nawet w statku tych rozmiarów nie starczyło miejsca na całą maszyneria. Niewiele brakowało, a nie starczyłoby miejsca dla pilota.
Tablica instrumentów, czujnik masy, kuchenka, fotel-koja i jeszcze miejsca tyle, by jeden człowiek stanął za fotelem z nachyloną mocno głową, by nie uderzyć w półkolisty sufit. Louis odwrócił się i otworzył miecz kuna.
Mówiący-do-Zwierząt przesunął się powoli obok Louisa, kierując się od razu do górnego pomieszczenia.
Dla samotnego pilota statku stanowiło ono coś w rodzaju pokoju rekreacyjnego. Teraz usunięto z niego wszelki sprzęt sportowy i czytniki, zaś na to miejsce wstawiono trzy dodatkowe koje. Do jednej z nich wspiął się Mówiący-do-Zwierząt.
Za nim wszedł Louis, cały was trzymając na widoku otwarty miecz. Zamknął pokrywa nad koją kzina i przesunął dźwignię.
Koja zamieniła się w nieprzejrzyste, olbrzymich rozmiarów jajo. Wewnątrz czas stanął w miejscu i miało być tak aż do chwili wyłączenia pola statycznego. Gdyby statek zderzył się z ładunkiem antymaterii, nawet kadłub General Products zamieniłby się w zjonizowany obłok, a zamknięty w polu statycznym kzin przetrwałby to zdarzenie bez żadnego uszczerbku.
Louis pozwolił sobie na wzięcie głębszego oddechu.
Wszystko to odbyło się niczym jakiś magiczny, rytualny taniec, ale jego cel był jak najbardziej realny. Kzin rzeczywiście ma powody, by dążyć do zawładnięcia statkiem. Tasp nic nie zmienił. Trzeba zatroszczyć się o to, by Mówiący-do-Zwierząt nie miał więcej żadnych okazji.
Louis wrócił do kabiny pilota.
— Wchodźcie na pokład — wezwał Nessusa i Teelę. jakieś sto godzin później Louis Wu znajdował się już poza Układem Słonecznym.
5. Rozeta
Matematyka hiperprzestrzeni pełna jest najróżniejszych anomalii.
Pewien ich rodzaj występuje dokoła każdej odpowiednio dużej masy znajdującej się w einsteinowskim Wszechświecie. Poza nim statki mogą poruszać się z prędkością większą od prędkości światła. Jeżeli spróbują przekroczyć tą barierę wewnątrz nich — giną bez śladu.