A ten ich musiał być rzeczywiście nielichy! Nie robi się czegoś takiego z nudów ani dla przyjemności.
— Właśnie — wtrącił się kzin. — Chiron, czy przeszukaliście pobliskie systemy w poszukiwaniu podobnych pierścieni?
— Tak, ale…
— … nie znaleźliście żadnego. Tak myślałem. Gdyby mieli napęd nadprzestrzenny, zasiedliliby inne układy. Nie potrzebowaliby wtedy pierścienia. Dlatego właśnie jest tylko ten jeden.
— Zgadza się.
— No, to już lepiej. Więc przynajmniej pod jednym względem mamy nad nimi przewagę. — Kzin zerwał się ze swego miejsca. — Czy mamy zbadać powierzchnię pierścienia?
— Lądowanie może okazać się zadaniem zbyt ryzykownym… ,
— Nonsens. Musimy przecież wypróbować statek, który dla nas przygotowaliście. Czy jego systemy lądowania są wystarczająco uniwersalne? Kiedy możemy wyruszyć?
Z obydwu gardeł Chirona wydobył się nieskoordynowany, zdumiony gwizd.
— Jesteś chyba szalony! Zastanów się, jaką potęgą muszą dysponować ci, na których dzieło patrzysz!
Przy nich nawet moja rasa wygląda jak zbieranina barbarzyńców.
— Albo tchórzy.
— Jak sobie chcesz. Obejrzycie wasz statek, kiedy tylko wróci ten, którego nazywacie Nessusem. Przedtem musicie jeszcze dowiedzieć się wielu rzeczy.
— Nadużywasz mojej cierpliwości — powiedział kzin, ale usiadł na swoim miejscu.
Ty kłamco, pomyślał Louis. Świetnie to zagrałeś. Jestem z ciebie dumny: On sam czuł w żołądku nieprzyjemny ucisk. Błękitna wstążka wisiała między gwiazdami, a człowiek po raz kolejny spotkał lepszych od siebie.
Najpierw byli kzinowie.
Kiedy ludzie po raz pierwszy zastosowali w swoich statkach napęd termojądrowy, wojenna flota kzinów od już dawna używała polaryzatorów grawitacji. Dzięki temu ich statki były o wiele szybsze i zwrotniejsze. Opór ziemskiej floty byłby tylko symboliczny, gdyby nie Lekcja Kzinów: Każdy napęd stanowi broń o skuteczności działania wprost proporcjonalnej do jego sprawności.
Pierwszy najazd kzinów na zamieszkany przez ludzi Kosmos stanowił dla nich nie lada szok. Ludzie od stuleci żyli w pokoju, zapominając już niemal, co to wojna. Ale ziemskie statki były napędzane zasilanymi energią termojądrową silnikami fotonowymi, do których zapłonu niezbędne były olbrzymie, montowane na asteroidach działa laserowe.
Kiedy więc telepaci kzinów po raz kolejny powtarzali, że ludzie nie dysponują żadną bronią, w statki najeźdźców uderzyła ulewa ognia.
Działania wojenne, spowolnione stawianym przez ludzi oporem i nieprzekraczalną barierą prędkości światła, toczyły się dziesiątkami lat. Jednak prędzej czy później, kzinowie i tak wygraliby tę wojnę.
Wygraliby, gdyby na małej, ziemskiej kolonii nazywanej Nasze Dzieło nie wylądował statek Zewnętrznych. Gubernator kupił od nich, oczywiście na kredyt, plany napędu hiperprzestrzennego. Koloniści nic wówczas nie wiedzieli o toczącej się cały czas wojnie.
Dowiedzieli się dopiero wtedy, gdy zbudowali pierwsze statki szybsze od światła.
Kzinowie nie mieli żadnych szans.
Później pojawiły się laleczniki, włączając znany Kosmos do swego handlowego imperium.
Ludzkość miała naprawdę wiele szczęścia. Trzykrotnie natrafiała na rasy stojące na o wiele wyższym stopniu technologicznego rozwoju. Kzinowie zniszczyliby ją, gdyby nie hiperprzestrzenny napęd Zewnętrznych. Zewnętrzni z kolei nie chcieli nic oprócz informacji i miejsca na bazy, a i to nawet kupowali, nie zabierali. Zresztą Zewnętrzni, delikatne istoty o metabolizmie opartym na helu II, byli zbyt wrażliwi na ciepło i ciążenie, by prowadzić zbrojne podboje. Zaś laleczniki, potężne ponad wszelkie wyobrażenie były zbyt tchórzliwe.
Czyim dziełem był Pierścień? Może rasy…, wojowników?
W kilka miesięcy później Louis wiedział już, że był to przełomowy moment jego życia. Do tej chwili mógł się jeszcze wycofać — ze względu na Teelę, rzec jasna. Pierścień poznawany przez same liczby był już wystarczająco przerażający. Zbliżyć się do niego, ba, wylądować…
Louis był świadkiem, jak bardzo przeraziły kzina latające planety laleczników. Kłamstwo Mówiącego-do-Zwierząt stanowiło akt niesłychanej odwagi. Czy on, Louis, mógł teraz okazać się tchórzem?
Spojrzał na zajmujący połowę kopuły obraz. Kiedy jego wzrok zahaczył po drodze o Teelę, Louis zaklął siarczyście w duchu. Jej twarz wyrażała tylko zachwyt i zdumienie. Jej zapał był równie szczery, jak kzina udawany. Czy była zbyt głupia na to, by się bać?
Nad wewnętrzną powierzchnią pierścienia znajdowała się atmosfera.
Analizy widma wykazały, że jej gęstość i skład zbliżone są do ziemskiej; mogli nią oddychać zarówno człowiek, jak kzin i lalecznik.
Skąd tam się wzięła i jak się utrzymywała, pozostawało tajemnicą. Trzeba po prostu polecieć i sprawdzić.
Dokoła gwiazdy G2 nie znajdowało się nic oprócz Pierścienia; żadnych planet, asteroidów ani komet.
— Dokładnie wysprzątali — zauważył Louis. — Nie chcieli, żeby coś rąbnęło w Pierścień.
— Oczywiście — zgodził się lalecznik. — Gdyby coś miało uderzyć w Pierścień, uczyniłaby to z prędkością co najmniej 770 mil na sekundę. Bez względu na twardość i wytrzymałość materiału, zawsze istniałoby niebezpieczeństwo trafienia w wewnętrzną, zamieszkaną powierzchnie.
Sama gwiazda była odrobinę mniejsza i trochę chłodniejsza od Słońca.
— Będziemy chyba potrzebować skafandrów termicznych — powiedział Mówiący-do-Zwierząt.
— Wcale nie — odparł Chiron. — Temperatura wewnętrznej powierzchni mieści się w granicach tolerancji wszystkich naszych trzech gatunków.
— Skąd o tym wiesz?
— Promieniowanie podczerwone emitowane przez zewnętrzną…
— Pytam jak głupiec.
— Wcale nie. My badamy Pierścień już od jakiegoś czasu, ty dowiedziałeś się o jego istnieniu zaledwie przed kilkoma minutami. Na podstawie promieniowania podczerwonego można przypuszczać, że temperatura wewnętrznej powierzchni wynosi około 290 stopni w skali absolutnej. Dla Louisa i Teeli jest to optimum, dla ciebie o jakieś dziesięć stopni więcej.
— Niech was nie trwoży ani nie zmyli nasza dbałość o szczegóły — dodał Chiron. — Nie zezwolimy na lądowanie, o ile nie zgodzą się na nie sami budowniczowie Pierścienia. Chcemy po prostu, byście byli przygotowani na każdą ewentualność.
— Nie znacie żadnych szczegółów ukształtowania powierzchni?
— Niestety, nie. Nasze instrumenty mają zbyt małą zdolność rozdzielczą.
— Sporo, możemy się domyślać — odezwała się Teela. — Na przykład tego, że mają trzydziestogodzinną dobę. Widocznie tak właśnie było na ich rodzinnej planecie.
Sądzicie, że pochodzą właśnie z tego systemu?
— Przypuszczamy, że tak, ponieważ raczej nie dysponowali napędem nadprzestrzennym — odpowiedział Chiron. — Ale przecież mogli przeprowadzić swoją planetę do innego systemu, używając takiej samej techniki, jak nasza.
— I tak pewnie zrobili — zadudnił kzin — bo inaczej przy budowie Pierścienia musieliby zniszczyć cały swój system. Sądzę, że ich macierzysty układ możemy znaleźć całkiem niedaleko stąd, tak samo ogołocony z planet, jak i ten. Najpierw zapewne zasiedlili wszystkie zdatne do tego planety, a dopiero potem zdecydowali się na ten desperacki krok.
— Desperacki? — powtórzyła Teela.