Выбрать главу

Ruszy wtedy wzdłuż brzegu, aż trafi na ten właściwy, który będzie działał.

— Czy tobie się zdaje, że mówisz o komputerze? To dwudziestoletnia dziewczyna!

Tuż obok niego pojawiła się Teela.

— Hej. Trochę się zgubiłam. Coś się stało?

Mówiący-do-Zwierząt obdarzył go kpiącym, wyszczerzonym uśmiechem.

Louis, starając się uniknąć pytająco-zaciekawionego spojrzenia Teeli poczuł, że się rumieni.

Ale Nessus powiedział tylko:

— Idźcie za mną.

I poszli. Nad samym brzegiem znajdował się ciemnobrązowy pięciokąt. Weszli na niego…

Stali na nagiej, rzęsiście oświetlonej skale. Była to właściwie skalista wyspa wielkości prywatnego kosmodromu. Na jej środku wznosił się wysoki budynek, a obok samotny statek kosmiczny.

— Oto nasz pojazd — oznajmił Nessus.

Teela i Mówiący-do-zwierząt musieli poczuć się zawiedzeni, bowiem uszy kzina niemal zupełnie zniknęły w pomarańczowym futrze, Teela zaś obejrzała się żałośnie na wyspę, z której dopiero co przybyli. Natomiast Louis wreszcie się rozluźnił. Miał już dosyć cudów. Dyski transferowe, olbrzymie miasto, cztery planety wiszące nad horyzontem…, wszystko to działało na niego przygnębiająco. Statek zaś nie. Byt to kadłub General Products nr 2 osadzony na trójkątnym skrzydle, z którego sterczały znajome dysze silników. Wreszcie coś swojskiego.

Kzin zatroszczył się o to, by błogie uczucie swojskości zniknęło równie szybko, jak się pojawiło.

— Jeżeli spojrzeć na to z punktu widzenia laleczników, to jest to dosyć dziwaczna konstrukcja. Czynie czułbyś się bezpieczniej, gdyby wszystkie urządzenia statku znajdowały się pod osłoną kadłuba?

— Nie. Ten statek to coś zupełnie nowego. Chodźcie, to wam pokaże.

Uwaga kzina nie była pozbawiona słuszności. General Products, korporacja kontrolowana w całości przez laleczniki, handlowała najróżniejszymi rzeczami, ale głównym towarem były od niepamiętnych czasów kadłuby statków kosmicznych. Istniały nich cztery rodzaje: od kuli o wymiarach piłki do koszykówki do kuli o ponad tysiącstopowej średnicy. W taki właśnie kadłub wyposażony był „Szczęśliwy Traf'. Kadłub nr 3, obły cylinder, nadawał się znakomicie do uniwersalnych statków pasażerskich. Taki właśnie statek wysadził ich kilka godzin temu na planecie laleczników. Kadłub nr 2 przypominał kształtem wąskie, zaostrzone na końcach cygaro; z reguły przeznaczony był tylko dla jednej osoby.

Kadłuby General Products przepuszczały swobodnie widzialne światło.

Dla energii elektromagnetycznej w każdej innej postaci, a także dla wszystkich rodzajów materii, stanowiły zaporę nie do pokonania.

Korporacja ręczyła za to swoją reputacją i reputacja ta przetrwała już setki lat i miliony statków. Kadłub General Products sam w sobie stanowił najpewniejszą z możliwych gwarancji bezpieczeństwa.

Stojący przed nr statek miał kadłub General Products nr 2.

O ile jednak Louis mógł dostrzec, w jego wnętrzu znajdowały się jedynie systemy podtrzymywania życia i zespól napędu nadprzestrzennego. Cała reszta — małe i duże silniki plazmowe, aparatura nawigacyjna, miotacze ciągu i silniki hamujące — umieszczone były na wielkim skrzydle w układzie delta.

Ponad połowa koniecznych dla funkcjonowania statku układów znajdowała się poza kadłubem. Dlaczego nie użyć większego i wsadzić wszystko do środka?

Lalecznik podprowadził ich pod zwężającą się rufę statku.

— Chodziło nam o to, by prawie nie naruszać kadłuba — powiedział.

Przez przezroczystą powłokę Louis dostrzegł grubą jak jego udo wiązkę kabli, wychodzących z zewnątrz i rozpełzających się po skrzydle; wyglądało to dosyć skomplikowanie. Dopiero potem zauważył silnik, który mógł wciągnąć całą tą plątaninę do środka i luk, gotowy w każdej chwili do zamknięcia niepotrzebnego otworu.

— Kadłub zwykłego statku musi być poprzecinany w wielu miejscach — podjął lalecznik. — W tym znajdują się tylko dwa otwory: śluza wejściowa i ten, który właśnie widzicie. Przez pierwszy z nic wchodzą i wychodzą pasażerowie, przez drugi informacje. Obydwa mogą być w razie potrzeby szczelnie zamknięte.

Nasi inżynierowie pokryli wewnętrzną stronę kadłuba warstwą przezroczystego przewodnika. Kiedy zamknie się obydwa wejścia, tworzy się jednolita, przewodząca powierzchnia.

— Pole statyczne — domyślił się Louis.

— Otóż to. W razie niebezpieczeństwa całe wnętrze kadłuba zostaje objęte na kilkanaście sekund działaniem pola statycznego Slavera. Zostaje wstrzymany upływ czasu, dzięki czemu pasażerom nie może stać się nic złego. Nie jesteśmy tak głupi, by ufać wytrzymałości samego kadłuba. Promień lasera działającego w zakresie widzialnego światła może bez przeszkód przejść przez powłokę, zabijając pasażerów i nie wyrządzając najmniejszej szkody samemu statkowi. To samo z antymaterią; sam kadłub nic tutaj nie pomnie.

— Nie miałem o tym pojęcia.

— Bo też nikt tego specjalnie nie rozgłasza.

Louis przyłączył się do kzina, który cały czas badał leje skierowanych w dół dysz.

— Po co aż tyle silników?

— Chyba ludzie nie zapomnieli Lekcji Kzinów? — prychnął Mówiący-do-zwierząt.

— Hm. — Każdy lalecznik zajmujący się historią ludzi lub kzinów musiał także o tym wiedzieć. Każdy rodzaj napędu jest jednocześnie środkiem niszczenia o skuteczności działania wprost proporcjonalnej do swojej sprawności. Te dysze mogły służyć dla celów jak najbardziej pokojowych, ale drzemała w nich niszczycielska siła.

— Teraz już wiem, dlaczego umiesz pilotować statek o napędzie plazmowym.

— Chyba nic w tym dziwnego, że przeszedłem normalne, wojenne przeszkolenie, prawda, Louis?

— Na wypadek następnej wojny z ludźmi.

— Czy mam zademonstrować, jak mnie wyszkolono?

— Będziesz miał okazję — przerwał im Nessus. — Nasi inżynierowie przystosowali urządzenia sterujące do wymagań kzina. Czy chcesz je obejrzeć?

— Zerknę na nie. Potrzebuję też wszystkich danych na temat lotów próbnych, zapisów działania urządzeń i tak dalej. Daliście standardowy napęd hiperprzestrzenny?

— Tak. Nie było żadnych lotów próbnych.

To typowe, pomyślał Louis, gdy zbliżali się już do śluzy wejściowej.

Zbudowali statek i postawili go tutaj, żebyśmy przylecieli i go sobie zabrali. Musieli tak zrobić.

Żaden lalecznik nie odważyłby się go sprawdzić.

Gdzie podziała się Teela? Otwierał już usta, by zapytać o to głośno, kiedy dziewczyna pojawiła się znikąd na dysku transferowym. Cały czas gdzieś sobie skakała, zupełnie nie interesując się statkiem. Weszła z nimi na pokład, ale cały czas zerkała przez ramię na błyszczące na horyzoncie miasto laleczników.

Louis czekał na nią przy śluzie. Miał zamiar porządnie ją obsztorcować. Zgubiła się już raz i to powinno jej wystarczyć.

Drzwi otworzyły się i weszła przez nie rozpromieniona Teela.

— Och, Louis, tak się cieszę, że tutaj przyleciałam! To miasto! Jest… jest… cudowne! — Chwyciła jego dłonie w swoje i ścisnęła z całej siły. Jej uśmiech był jak promień słońca.

Nie mógł jej tego zrobić.

— Cieszę się — powiedział i pocałował ją mocno. Objąwszy ją ramieniem podszedł do pulpitu sterowniczego.

Teraz był już pewien; Teela Brown nigdy jeszcze nie została przez nikogo ani przez nic skrzywdzona. Po prostu nie wiedziała, że czasem można i należy się bać. Pierwszy ból, jakiego zazna, będzie stanowił dla niej szokujące i niezrozumiałe przeżycie. Niewykluczone, że ją po prostu zniszczy.

Louis Wu postanowił zrobić wszystko, żeby nic takiego nigdy jej nie spotkało.