Выбрать главу

Bogowie nie opiekują się głupcami. Głupcami opiekują się silniejsi głupcy.

Kadłub General Products nr 2 ma dwadzieścia stóp szerokości, sto stóp długości i zwęża się na obu końcach.

Większość urządzeń statku znajduje się poza kadłubem, na cienkim, zbyt dużym skrzydle. Sam kadłub jest wystarczająco duży, by pomieścić trzy kabiny, długi, rozszerzony w jednym miejscu korytarz, sterownie, kuchnie i całą masę schowków, baterii, wszelkich pomocniczych urządzeń i tak dalej, i tak dalej. Tablica przyrządów została przygotowana z myślą o tym, że pilotem statku będzie kzin. Louis co prawda odniósł wrażenie, że w razie niebezpieczeństwa dałby sobie radę, ale to niebezpieczeństwo musiałoby być naprawdę duże.

W schowkach znajdowało się nie przebrane bogactwo najróżniejszego sprzętu eksploracyjnego. Nie było tam nic takiego, co Louis mógłby wskazać palcem i powiedzieć: „To jest broń”, ale wiele rzeczy mogło właśnie jako broń służyć. Oprócz tego Louis dostrzegł cztery skutery powietrzne, cztery plecaki odrzutowe, zestawy do testowania żywności, zestawy medyczne, zestawy do analizowania powietrza, filtry… Ktoś był cholernie pewien, że ten statek jednak gdzieś wyląduje.

Właściwie, czemu by nie? Istoty tak potężne jak budowniczowie Pierścienia, a jednocześnie zamknięte jak w puszce z powodu braku napędu nadprzestrzennego, mogą przecież zaprosić ich do siebie. Może właśnie tego oczekiwały laleczniki.

Na pokładzie nie znajdowało się nic, co Louis mógłby wskazać palcem i powiedzieć: „To na pewno nie jest broń”.

Załoga statku składała się z przedstawicieli trzech gatunków; czterech, jeżeli kobietę i mężczyznę uznać by za nie spokrewnione ze sobą istoty, a tak właśnie mogli uważać zarówno kzin, jak i lalecznik.

(Przypuśćmy; że Nessus i Najlepiej Ukryty byli tej samej płci. Czy nie mogło być tak, że do zapłodnienia potrzeba dwóch samców i jednej, bezrozumnej, samicy?) Dzięki temu budowniczowie Pierścienia mogli od pierwszej chwili stwierdzić, że różne rasy mogą jednak ze sobą pokojowo współ egzystować.

Jednak zbyt wiele przedmiotów z wyposażenia statku mogło służyć jako broń.

Wystartowali na napędzie inercyjnym, by przypadkiem nie zniszczyć wysepki. Po pół godzinie znaleźli się poza zasięgiem przyciągania rozety laleczników. Dopiero wtedy Louis zdał sobie sprawę, że oprócz Nessusa i transmitowanego do kopuły obrazu Chirona nie zobaczyli ani jednego lalecznika.

Po wejściu w nadprzestrzeń Louis spędził ponad półtorej godziny przeglądając dokładnie całą zawartość schowków. Lepiej zdziwić się teraz, niż później, powiedział sobie.

Jednak cały ten arsenał i pozostałe wyposażenie wywołały u niego najpierw niesmak, a potem jakieś niedobre przeczucie:

Zbyt wiele broni. A jednocześnie każda z nich mogła być użyta jako coś innego. Lekkie lasery. Silniki plazmowe. Kiedy pierwszego dnia lotu z napędem hiperprzestrzennym urządzili chrzest statku, Louis zaproponował, by nazwać go „Cholerny Kłamca”. Teela i Mówiący, kierując się jakimiś swoimi motywami, przystali na to. Nessus, kierując się jakimiś swoimi motywami, nie zaprotestował.

Byli w nadprzestrzeni cały tydzień, pokonując w tym czasie odległość ponad dwóch lat świetlnych.

Kiedy powrócili do normalnej przestrzeni, znajdowali się w pobliżu otoczonej błękitnym pierścieniem gwiazdy typu G2; niedobre przeczucie nie opuszczało Louisa ani na moment.

Ktoś był cholernie pewien, że jednak wylądują na Pierścieniu.

8. Pierścień

Planety laleczników gnały na północ galaktyki z prędkością niemal równą prędkości światła. Mówiący-do-zwierząt, po wprowadzeniu statku w nadprzestrzeń, skręcił na południe i kiedy „Kłamca” powrócił do przestrzeni einsteinowskiej, pędził z dużą szybkością prosto na opasane tajemniczą konstrukcją słońce.

Gwiazda świeciła oślepiającym, białym blaskiem. Bardzo przypominała Słońce oglądane z orbity Plutona. Ta gwiazda miała jednak jeszcze ledwo dostrzegalne halo. Louis miał nigdy nie zapomnieć tego widoku — tak właśnie wyglądał Pierścień oglądany gołym okiem.

Kzin hamował pełnym ciągiem, oprócz wielkich silników plazmowych używając do tego także mniejszych, pomocniczych. „Kłamca” mknąc przed siebie niczym mała kometa, wytrącając prędkość z przeciążeniem ponad 200g.

Teela nie miała o tym pojęcia, ponieważ Louis nic jej nie powiedział. Nie chlał jej niepokoić. Gdyby zniknęła utrzymywana w kabinie sztuczna grawitacja, zostaliby rozpłaszczeni jak karaluchy.

Sztuczna grawitacja działała jednak bez zarzutu, wytwarzając delikatne ciążenie, takie samo, jak na planecie laleczników. Pod stopami auli ledwo zauważalne, przytłumione drżenie, zaś do ich uszu docierał niski pomruk. Odgłosy pracy silników dostawały się do wnętrza przez jedyny otwór w kadłubie — ten, którym wychodziła wiązka kabli. Dostawszy się do środka, były wszędzie.

Nawet podczas lotu w nadprzestrzeni kzin nie włączył polaryzacji ścian kadłuba. Lubił widzieć wszystko dookoła, to zaś, co widział, najwyrażniej nie robiło na nim większego wrażenia. Tak więc statek był cały czas przezroczysty, z wyjątkiem kabin, dzięki czemu przedstawiał sobą widok dość zdumiewający.

Przechodzące w siebie łagodnymi łukami ściany, podłogi i sufity korytarza i sterowni były nie tyle przezroczyste, ile po prostu niewidzialne. W czymś, co wydawało się absolutną pustką tkwiły opoki solidności — kzin w swoim fotelu-koi, otoczony podkową zielonych i pomarańczowych wskaźników, żarzące się neonowym blaskiem krawędzie drzwi, koje w korytarzu, pełniącym również rolę czegoś w rodzaju pokoju zebrań, bliżej rufy matowe ściany kabiny i, oczywiście, wielki trójkąt skrzydła. Dokoła świeciły gwiazdy. Wszechświat wydawał się bardzo bliski…i jednocześnie statyczny, bowiem obrzeżone pierścieniem słońce znajdowało się dokładnie przed rufą, skryte za nieprzenikliwymi ścianami kabin, toteż nie mogli obserwować, jak rośnie z minuty na minutę.

Powietrze pachniało ozonem i lalecznikami.

Nessus, który powinien kulić się ze strachu gdzieś w kącie, porażony wizją dwustukrotnego przeciążenia, siedział spokojnie wraz z innymi przy ustawionym w rozszerzeniu korytarza stole.

— Z pewnością nie znają fal nadprzestrzennych — perorował.

Gwarantuje to matematyka, na jakiej opary jest ich system. Poza tym, fala nadprzestrzenna stanowi uogólnienie matematyki napędu nadprzestrzennego, a tego przecież też nie mają.

— Ale mogli ją odkryć zupełnie przypadkowo.

— Nie, Teelo Możemy zresztą spróbować coś podsłuchać, bo i tak nie mamy teraz nic do roboty, ale… , .

— Nic, tylko czekać i czekać! — Teela zezwala się z miejsca i wybiegła z pomieszczenia.

W odpowiedzi na pytające spojrzenie lalecznika Louis tylko wzruszył ramionami.

Teela znajdowała się w fatalnym nastroju. Tydzień spędzony w nadprzestrzeni niemal zanudził ją na śmierć, ą perspektywa dalszego co najmniej półtora dnia zupełnej bezczynności doprowadzała ją do szału. Czego jednak chciała od Louisa? Czy miał zmienić dla niej prawa fizyki?

— Musimy czekać — potwierdził ze swego miejsca przy pulpicie sterowniczym Mówiący-do-Zwierząt.

Najprawdopodobniej nie zwrócił uwagi na ton jakim Teela powiedziała ostatnie słowa. — Żadnych transmisji hiperfalowych. Gwarantuję że mieszkańcy Pierścienia z pewnością nie próbują się z nami skontaktować. W każdym razie nie w ten sposób.

Kwestia nawiązania kontaktu urosła do rangi głównego problemu. Dopóki nie uda im się porozumieć z budowniczymi Pierścienia, ich obecność w zamieszkanym systemie gwiezdnym będzie miała posmak czegoś wybitnie nielegalnego. Jak dotąd jednak nic nie wskazywało na to, by ktoś zauważył ich obecność.