— Nie zgadzam się. Mówiący, kontynuuj próby nawiązania kontaktu.
— Już je zakończyłem.
— Wiec zacznij od początku.
— Nie.
Była już najwyższa pora, by do akcji wkroczył Louis Wu, dyplomata-ochotnik.
— Tylko spokojnie, futrzaku. Nessus, on ma racje. Ci z Pierścienia nie mają nam nic do powiedzenia. Gdyby mieli, daliby nam w jakiś sposób znać.
— Ale co nam pozostaje, oprócz ciągłego próbowania?
— Musimy zająć się naszymi sprawami. Damy im jeszcze trochę czasu na zastanowienie.
Lalecznik z ociąganiem skinął głowami.
Lecieli dalej w ślimaczym tempie.
Mbwiący-do-Zwierząt wycelował dziób „Klamcy” tak, by statek minął krawędź Pierśczenia; było to ustępstwo na rzecz Nessusa. Lalecznik obawiał się, że hipotetyczni mieszkańcy Pierścienia mogliby odebrać przelot nad jego wewnętrzną powierzchnią jako groźbę czy zagrożenie. Uparł się także, by nie używać dużych silników plazmowych, bowiem wyglądały one jak niebezpieczna broń.
Trudno było im określić skale tego, w widzieli. Przez tych kilka godzin Pierścień zmienił pozycje, ale działo się to zbyt wolno, zaś w sztucznej grawitacji statku, niwelującej wszelkie zmiany przyśpieszenia, ucho wewnętrzne nie informowało reszty organizmu o jakimkolwiek ruchu. Czas kapał kropla po kropli i Louis Wu po raz pierwszy od chwili, kiedy opuścili Ziemie był gotów obgryzać paznokcie.
Wreszcie Pierścień ustawił się krawędzią do „Kłamcy”. Mówiący wprowadził statek na orbitę kołową wokół Słońca, po czym lekkim ciągiem pchnął statek w kierunku Pierścienia.
Wreszcie było widać jakiś ruch.
Krawędź Pierścienia urosła wkrótce z cienkiej kreski do rozmiarów olbrzymiej, czarnej ściany o wysokości tysiąca mil, pozbawionej jakichkolwiek szczegółów, chociaż szczegóły te i tak musiałyby ujść ich uwadze, rozmazane ogromną prędkością. Pól tysiąca mil od nich, przesłaniając sobą jedną czwartą nieba, potworna ściana mknęła z szybkością 770 mil na sekundę. Z przodu i z tyłu niknęła, zwężając się do nieskończoności, by rozszerzyć się hen, wysoko do błękitnej, nierealnej wstążki.
Spoglądając na ten monstrualny wytwór technologii wstępowało się w inny Wszechświat, Wszechświat idealnie równoległych linii, kątów prostych i innych geometrycznych abstrakcji. Louis wpatrywał się jak zahipnotyzowany w punkt, w którym ściana zwężała się tak, że jej właściwie nie było, by po jego przekroczeniu rozwinąć się oszałamiającym błękitem. Czy to początek, czy koniec? Czy czarna ściana niknęła w tym miejscu, czy może właśnie się pojawiała?
… coś pędziło prosto na nich, właśnie tego punktu, z nieskończoności. Ostra krawędź, wyrastająca ze ściany jak kolejna abstrakcja. A na niej, jeden przy drugim, rząd czarnych otworów. Pędziły prosto na „Klamce”, prosto na Louisa. Zamknął oczy i schował głowę w ramionach. Z czyjegoś gardła wyrwał się cichy, przerażony jęk.
W tym momencie powinna nadejść śmierć, Kiedy nie nadeszła, otworzył oczy. Otwory przesuwały się pod nimi; każdy z nich miał nie więcej niż pięćdziesiąt mil średnicy.
Nessus leżał zwinięty w ciasną kulę. Teela, oparta dłońmi o przezroczystą ścianę, patrzyła z osłupieniem przed siebie. Mówiący-do-Zwierząt jakby nigdy nic siedział przy pulpicie sterowniczym. Prawdopodobnie jako jedyny z nich prawidłowo ocenił odległość.
Albo udawał. Ten jęk mógł się wyrwać właśnie z jego gardła.
Nessus rozwinął się, obejrzał na niknące już w oddali otwory i powiedział:
— Mówiący, zrównaj się prędkością z Pierścieniem. Musimy to dokładnie zbadać.
Siła odśrodkowa jest tylko złudzeniem, dowodem na istnienie prawa bezwładności. Rzeczywistością jest siła dośrodkowa, której wektory łączą się pod kątem prostym z wektorem prędkości danej masy. Masa stawia opór, dążąc do poruszania się po linii prostej.
Właśnie ze względu na te prędkość i prawo bezwładności Pierścień przejawiał tendencje do rozpadniecia się. Zapobiegała temu tylko jego nadzwyczaj mocna konstrukcja, „Kłamca”, by zawisnąć nad wybranym punktem, musiał osiągnąć prędkość niemal dokładnie 770 mil na sekundę.
Wkrótce tak się stało. Statek, napędzany ciągiem 0.992 g, unosił się w pozornym bezruchu tuż obok ściany Pierścienia, podczas gdy jego załoga zajęta była obserwacją portu kosmicznego.
Sam port znajdował się w otwierającej się w owym olbrzymim występie wąskiej szczelinie, tak wąskiej, że na pierwszy rzut oka trudno ją było dostrzec. Dopiero kiedy kzin zniżył „Kłamcę” okazało się, że spokojnie mogły się w niej zmieścić obok siebie dwa ogromne statki; były to cylindry o spłaszczonych nieco nosach — zupełnie obca konstrukcja, ale można było się domyślać; że są napędzane silnikami termojądrowymi. Mogły uzupełniać paliwo w czasie lotu, wychwytując z przestrzeni kosmicznej atomy rozproszonego w niej wodoru. Jeden z nich został częściowo zdemontowany i stał tak z wnętrznościami wystawionymi na działanie próżni i ciekawskie spojrzenia przybyszów.
W kadłubie drugiego, nietkniętego statku błyszczały odbitym światłem gwiazd okna. Tysiące okien. Ten statek był NAPRAWDĘ duży.
I zupełnie ciemny. Ciemności panowały zresztą w całym porcie. Być może istotom, które z niego korzystały, niepotrzebne było światło, ale Louis Wu odniósł wrażenie, że port został dawno już opuszczony.
— Nie wiem tylko, po co te otwory — powiedziała Teela.
— Działa elektromagnetyczne — odpowiedział machinalnie Louis. — Do startów.
— Nie — uciął Nessus.
— Ha?
— Raczej do lądowań. Mogę wam nawet powiedzieć, jak to musiało wyglądać, Statek wchodził na orbitę tuż nad tą ścianą, powiedzmy, dwadzieścia pięć mil od jej powierzchni, po czym wyłączał silniki. Linie pól elektromagnetycznych, emitowanych przez obracające się wraz z Pierścieniem działa nadawały mu po krótkim czasie prędkość owych 770 mil na sekundę. Dopiero wtedy statek zniżał się i lądował. Ta metoda przynosi wielki zaszczyt budowniczym Pierścienia.
Zagrożenie, jakim musiało być dla niego każde lądowanie, zostało dzięki temu zmniejszone do minimum.
— Ale działa mogły przecież być używane także do startów.
— Raczej nie. Zwróć uwaga na te konstrukcje po lewej stronie.
— Nieżas!
„Konstrukcja” okazała się zamkniętą teraz śluzą, wystarczająco dużą, by zmieścił się w niej każdy z ogromnych statków. Nic więcej nie było potrzeba.
Każdy punkt na zewnętrznej powierzchni Pierścienia pędził przed siebie z prędkością 770 mil na sekundę. Start polegał po prostu na wypchnięciu statku w przestrzeń, a tam pilot mógł od razu włączyć silniki głównego ciągu.
— Port wydaje się być zupełnie opuszczony — powiedział kzin.
— Przepływ energii?
Instrumenty nic takiego nie wysuwają. Żadnej aktywności elektromagnetycznej ani plam ciepła. Oczywiście, mogą działać urządzenia zużywające tak mało energii, że nasze przyrządy nie są w stanie jej wykryć.
— Wnioski?
— Wszystkie urządzenia portu mogą znajdować się w stanie pełnej używalności. Możemy to sprawdzić, wchodząc w zasięg działania i decydując się na lądowanie.
Nessus momentalnie zwinął się w kłębek.
— Nie da rady — zauważył Louis. — Cała maszyneria włącza się pewnie na jakiś ściśle określony sygnał, którego przecież nie znamy, Albo reaguje wyłącznie na kadłub z metalu. Gdyby nas nie przechwyciła w odpowiednim momencie, moglibyśmy uderzyć w cały ten port i narobić niezłego zamieszania.
— Pilotowałem już statek w podobnych warunkach podczas manewrów bojowych.