Выбрать главу

Poczuł, że wyślizguje się z fotela… zacisnął kurczowo palce… a w chwilę później wisiał już na rękachpod skuterem, nad otwierającą się pod nim dziewięćdziesięciostopową przepaścią.

— Mówiący!

— Jestem, Louis. Mam dezintegrator. Przekłuć drugi balon?

— Tak! — Inaczej nigdy nie uda mu się przedostać na wierzch, a właściwie na spód skutera.

Balon nie zapadał się, jak pierwszy, lecz po prostu zamienił się w obłok nieważkiego pyłu. Kzin nie pożałował mu ładunku.

— Na łapy finagla! — mruknął Louis. — Dobrze, że wcelowałeś. — I zaczął się wspinać.

Po powłoce balonu szło mu nawet nie najgorzej. Czytaj: mimo spędzenia kilku godzin w pozycji głową na dół Louisowi udało się nie spaść. Prawdziwe kłopoty zaczęły się wtedy, kiedy dotarł do samego skutera. Nie bardzo miał jak na niego wejść, tym bardziej że maszyna przechyliła się wyraźnie w jego stronę.

Przycisnął się do skutera najbliżej, jak mógł, obejmując jego konstrukcję rękami i nogami, po czym zaczął nim kołysać.

Mówiący-do-Zwierząt wydawał jakieś zdumione odgłosy.

Skuter zabujał się w przód i w tył, więcej, jeszcze więcej. Louis przyjął założenie, że większość metalowych części znajdowała się w spodniej stronie pojazdu. Gdyby było inaczej, skuter przekręcałby się tylko bezustannie z boku na bok, nie zajmując na dłużej żadnej ustabilizowanej pozycji. Poza tym, Nessus chyba nie zaproponowałby wtedy swego ryzykownego planu…

Skuter kołysał się niczym pełnomorski jacht podczas sztormu. Louis czuł wzbierające nudności. Gdyby teraz zaczął wymiotować i zakrztusiłby się raz czy drugi, byłoby po nim.

Jeszcze jedno wahnięcie i maszyna wykonała wreszcie pełny obrót, potem zatoczyła się na bok, jeszcze raz, znowu obrót, jeszcze jeden…Louis, rozpłaszczony niczym żaba zakrztusił się i stracił — co? Wczorajsze śniadanie? Nieważne. Wymiotował z twarzą przyciśniętą do gładkiej, metalowej powierzchni. Nie przesunął się nawet o jeden cal.

Skuter kołysał się jeszcze trochę, ale znajdował się już w normalnym położeniu. Louis odważył się spojrzeć w górę.

Przyglądała mu się kobieta.

Wydawała się zupełnie łysa. Rysy jej twarzy przypominały Louisowi ową drucianą rzeźbę wiszącą w sali bankietowej Nieba. Rysy twarzy, a także jej wyraz. Była spokojna jak bogini lub nieboszczyk. A on marzył tylko o tym, żeby się gdzieś schować.

— Mówiący, jesteśmy obserwowani — powiedział zamiast tego. — Przekaż Nessusowi.

— Chwileczkę, Louis. Muszę dojść do siebie. Popełniłem błąd i przyglądałem się twojej wspinaczce.

— W porządku. Ona jest… Myślałem, że jest zupełnie łysa, ale nie.

Ma wąski pasek długich włosów, sięgających prawie do ramion. — Nie powiedział, że te włosy są gęste i kruczoczarne i że opadają jej na jedno ramię, kiedy pochylała głowę, przyglądając mu się z zainteresowaniem. Nie powiedział też, że ma delikatną, pięknie ukształtowaną czaszkę, ani że jej oczy przeszywają go niczym oliwkę zanurzoną w martini.

— Myślę, że jest Inżynierem. Albo należy do tej rasy, albo hołduje tym samym zwyczajom. Masz to wszystko?

— Tak. Gdzie nauczyłeś się tak wspinać? Zupełnie, jakby przestała działać siła ciężkości. Kim jesteś, Louis?

Louis, przyciśnięty kurczowo do wraku swego skutera, zaśmiał się na głos. Pochłonęło to resztę jego sił .

— Jesteś wyznawcą religii Kdapta-kaznodziei — powiedział. — Przyznaj się.

— Wychowywano mnie w tej wierze, ale nauki nie trafiły mi do przekonania.

— Jasne. Masz łączność z Nessusem?

— Tak. Użyłem syreny.

— Więc przekaż mu: jest jakieś dwadzieścia stóp nade mną. Przygląda mi się, jakbym był wężem. Nie twierdzę, że jest mną zainteresowana, twierdzę, że nie interesuje jej nic poza mną. Mruga, ale nawet na moment nie odwraca wzroku. Siedzi w czymś w rodzaju przeszklonej budki. To znaczy, kiedyś przeszklonej. Teraz to po prostu ogrodzona platforma. Siedzi na podłodze z przewieszonymi nogami. Pewnie stamtąd zawsze obserwowano więźniów. Ma na sobie… Nie powiem, żeby mi się podobało. Na dole do kolan, na górze do łokci, baloniaste… — Ale to chyba niezbyt interesujące dla kzina i lalecznika. — Materiał z całą pewnością sztuczny. Albo nowy, albo niezwykle trwaty i wytrzymały… — Louis przerwał, bowiem dziewczyna coś powiedziała.

Czekał. Powtórzyła, cokolwiek to było — niezbyt długie zdanie.

Po czym wstała z wdziękiem i wyszła.

— Poszła sobie. Pewnie zaczęło hej się nudzić.

— Albo wróciła do swoich urządzeń podsłuchowych.

— Możliwe. — Jeżeli ów podsłuchiwacz znajdował się w tym budynku, to brzytwa Ockhama kazała przyjąć, że była nim właśnie ona. .

— Nessus mówi, żebxś ustawił laser na małą moc i szeroki zasięg i użył go jako reflektora, kiedy ta kobieta wróci. Ja mam nie pokazywać dezintegratora. Kobieta najprawdopodobniej może nas zabić jednym ruchem palca. Nie może zobaczyć u nas żadnej broni.

— Więc jak mamy pozbyć się tych automatycznych czujników?

Odpowiedź kzina nadeszła z kilkusekundowym opóźnieniem.

— Nie będziemy się ich pozbywać. Nessus mówi; że spróbujemy czegoś innego. Ma zamiar tu się zjawić.

Louis pozwolił swojej głowie opaść swobodnie na chłodną, metalową powierzchnię. Ulga, jaką poczuł była tak wielka, że nie był w stanie się odezwać, dopóki nie doszły go słowa kzina:

— Wszyscy trzej znajdziemy się w jednej pułapce. Louis, jak mam go od tego odwieść?

— Powiedz mu to. Albo nie, nie rób tego. Gdyby nie był pewien, że to bezpieczne, nigdy by tak nie postąpił.

— Ale jak to może być bezpieczne?

— Nie wiem. Daj mi odpocząć.

Lalecznik z pewnością wie, co robi. Nie pozostało im nic innego, jak zaufać jego tchórzostwu. Louis oparł policzek na gładkiej powierzchni…

Zapadł w drzemkę.

Jego podświadomość cały czas pamiętała, gdzie jest i w jakim położeniu. Przy najlżejszym poruszeniu skutera natychmiast szeroko otwierał oczy. Jego sen bardziej przypominał jakiś nieprawdopodobny koszmar, niż cokolwiek innego.

Kiedy rozbłysło światło, od razu się obudził.

Światło wpadało przez szeroki, poziomy otwór, służący tutaj za drzwi. W rażącym oczy blasku do wnętrza majestatycznie wpłynął odwrócony do góry nogami skuter lalecznika. Jego właściciel wisiał głowami na dół, utrzymując się w fotelu bardziej przytrzymywany przez specjalną uprząż, niż dzięki balonom.

Drzwi zamknęły się.

— Witamy — wycedził Mówiący-do-Zwierząt. — Możesz odwrócić mnie głową do góry?

— Na razie nie. Czy dziewczyna pojawiła się po raz drugi?

— Nie.

— Przyjdzie. Ludzie są bardzo ciekawscy, Mówiący. Z pewnością nigdy przedtem nie widziała ani mnie, ani ciebie.

— I co z tego? Już mam dosyć tego wiszenia! — jęknął kzin.

Lalecznik dotknął jakiegoś przycisku na tablicy przyrządów swojego skutera i stał się cud: maszyna ustawiła się w normalnym położeniu.

— Jak? — zapytał tylko Louis.

— Kiedy tylko przejęli kontrolę nad skuterem, wyłączyłem wszystko, co dało się wyłączyć. Nawet gdyby pole elektromagnetyczne nie złapało mnie, zawsze zdążyłbym w ostatniej chwili włączyć silniki. Teraz wszystko powinno się udać. Kiedy dziewczyna znowu tutaj przyjdzie, zachowujcie się przyjaźnie. Louis, możesz mieć z nią stosunek seksualny, jeśli sądzisz, że mogłoby to nam w czymś pomóc. Mówiący, Louis jest naszym panem, a my jego służącymi — kobieta może cierpieć na ksenofobię. Jeżeli zobaczy, że te niezwykłe istoty słuchają jednak rozkazów człowieka, może być bardziej przychylna.