Niezbędne Powietrze robili na miejscu, na zewnątrz.
Tak, Pierścień dysponował tanią technologią przetwarzania pierwiastków. Była tania tylko wtedy, jeżeli stosowano ją na wielką skalę. Istniały takie inne ograniczenia.
Na przykład samo urządzenie — były wręcz gigantyczne. W porcie znajdowały się dwa, przetwarzające ołów w tlen i azot. Ołów, bo łatwo go było transportować i przechowywać.
Generatory osmotyczne były urządzeniem niezwykle bezpiecznym w działaniu. W razie awarii śluzy groziła utrata dużej, ilości pędzącego z prędkością huraganu powietrza, jeżeli zaś zawiodła cziltang brone, oznaczało to tylko, że przejście jest zamknięte.
Także dla powracających kosmonautów.
— I dla nas — dodał Mówiący-do-zwierząt.
— Nie tak szybko — uspokoił go Nessus. — Wygląda na to, że generator osmotyczny jest właśnie tym, czego nam trzeba. Nie potrzebowalibyśmy wogóle ruszać „Kłamcy” z miejsca. Wystarczyłoby skierować cziltang brone. … — wymówił tę nazwę tak, jakby zaczynała się od kichnięcia — . … w podłogę Pierścienia bezpośrednio pod „Kłamcą”. Statek po prostu przesiąkłby bezpośrednio na drugą stronę.
— I uwiązłby w tej przeciwmeteorytowej gąbce — dokończył kzin. I w chwilę potem — poprawka. Tam moglibyśmy użyć dezintegratora.
— Otóż to. Niestety, nie mamy dostępu do żadnej cziltang brone.
— Ale ONA jest tutaj ! Jakoś przecież musiała się przedostać.
— Tak…
Znajdujący się wśród załogi specjaliści od magnetohydrodynamiki musieli nauczyć się właściwie nowego zawodu, zanim mogli przystąpić do naprawy cziltang brone.
Zajęło im to kilka lat. Awaria nastąpiła w trakcie działania. Urządzenie częściowo stopiło się, a częściowo rozsypało. Musieli wykonać zupełnie nowe części, w tym także takie, o których wiedzieli, że również zawiodą — ale może będą działać wystarczająco długo, żeby…
W trakcie prac wydarzył się wypadek. Źle wycelowany promień osmotyczny przeszedł przez kadłub „Pioniera . Dwaj członkowie załogi zginęli, wtopieni w metalowe grodzie, zaś siedemnastu innych doznało trwałych uszkodzeń mózgu.
Pozostałej szesnastce udało się przejść. Zabrali ze sobą siedemnastu kretynów. Zabrali również samą cziltang brone, na wypadek, gdyby nowy Pierścień okazał się mniej przyjazny, niż był niegdyś.
Znaleźli się w dzikim, prymitywnym kraju.
W kilka lat później część z nich postanowiła wrócić do „Pioniera”.
Cziltang brone odmówiła posłuszeństwa, zamykając czterech z nich w zewnętrznej ścianie. I to był koniec. Wiedzieli już, że nigdzie na Pierścieniu nie znajdą potrzebnych części.
— Nie rozumiem, jak upadek mógł nastąpić aż tak szybko — powiedział Louis. — Jeden kurs „Pioniera” trwał dwadzieścia, cztery lata, tak?
— Dwadzieścia cztery lata według czasu pokładowego.
— A… Chyba, że tak.
— Właśnie. Dla statku poruszającego się z przyśpieszeniem równym temu, które panuje na Pierścieniu gwiazdy znajdują się w odległości od trzech do sześciu lat od siebie. W rzeczywistości odległości te są ogromne. Prill wspominała o opuszczonym regionie jakieś dwieście lat świetlnych stąd, prawie w płaszczyźnie galaktyki, w którym, trzy słońca znajdują się w odległości dziesięciu lat świetlnych od siebie.
— Dwieście lat… To już blisko poznanego Kosmosu.
— Podejrzewam, że już chyba w nim. Poza najbliższą okolicą waszego Słońca nie spotyka się właściwie takiego nagromadzenia planet Z atmosferami tlenowymi. Halrloprillar wspominała o technikach uzdatniania planet, stosowanych przed zbudowaniem Pierścienia. Były one jednak zbyt powolne i zostały zaniechane.
— To by mogło sporo wyjaśnić. Tyle tylko, że… Ech, nieważne.
— Chodzi ci o naczelne, Louis? Istnieje wystarczająco wiele dowodów na to, że twój gatunek powstał i rozwijał się na Ziemi. Tyle tylko, że właśnie Ziemia mogła stanowić niezwykle wygodną bazę dla operacji uzdatniania okolicznych planet. Inżynierowie mogli przywieźć ze sobą najróżniejsze zwierzaki…
… jak na przykład małpy i Neandertalczyków? — Lotus wzruszył niecierpliwie ramionami. — To tylko domysły. Poza tym, teraz to i tak nieważne.
— Oczywiście. — Lalecznik mówił dalej, przeżuwając jednocześnie swoją wegetariańską cegiełkę. —
Trasa okrężnego lotu „Pioniera” liczyła sobie ponad trzysta lat świetlnych. W tym czasie mogły dokonać się istotne zmiany, chociaż zazwyczaj nic takiego się nie działo.
Społeczeństwo, w którym żyła Prill, było bardzo ustabilizowane.
— Skąd wiedziała, że cały Pierścień ogarnęła fala barbarzyństwa? Jak długo szukała pozostałości cywilizacji?
— Niezbyt długo, ale to w zupełności wystarczyło. Miała rację. Nie ma najmniejszych szans na naprawienie cziltang brone.
— Skąd wiesz?
— Prill usiłowała mi wytłumaczyć, co się tutaj zdarzyło, tak jak wytłumaczył jej to jeden z członków załogi. Zrobił to, rzecz jasna, na tyle prosto, żeby mogła zrozumieć. Niewykluczone, że cały proces rozpoczął się jeszcze na wiele lat przed ostatnim lotem „ Pioniera”…
Kiedyś istniało dziesięć zamieszkanych planet. Kiedy ukończono budowę Pierścienia, wszystkie dziesięć pozostawiono ich własnemu losowi. Nie były już potrzebne.
Wyobraźcie sobie taką planetę:
Lądy pokryte olbrzymimi miastami w różnym stadium rozwoju. Najmniej może jest slumsów, ale gdzieś na pewno je zachowano, choćby jako pamiątkę historyczną. Wszędzie pełno najróżniejszych odpadków: zużytych opakowań, popsutych maszyn, zniszczonych książek i mikrofilmów, jednym słowem wszystkiego, czego nie można powtórnie przetworzyć, a także sporo tego, co by się jednak dało. Oceany od stuleci były traktowane jako olbrzymie śmietniki, również na materiały radioaktywne.
Cóż dziwnego w tym, że żyjące w nich istoty przystosowały się do nowych warunków?
Cóż dziwnego w tym, że nauczyły się żyć dzięki śmieciom?
— Coś takiego zdarzyło się kiedyś na Ziemi — powiedział Louis.
Drożdże odżywiające się polietylenem. Zjadały plastykowe torby na zakupy. Teraz już wyginęły, bo nie produkuje się więcej polietylenu.
Wyobraźcie sobie dziesięć takich planet.
Bakterie przekształciły się tak, żeby móc odżywiać się związkami cynku i ołowiu, plastykiem, farbami, izolacją, śmieciami świeżymi i tymi, które liczyły już sobie setki lat. Nie miałoby to znaczenia, gdyby nie statki kosmiczne.
Odwiedzały regularnie opuszczone planety, poszukując form życia, o których zapomniano lub które nie modły przystosować się do panujących na Pierścieniu warunków.
Zabierały ze sobą także inne przedmioty: pamiątki i dzieła sztuki, zapomniane lub po prostu przeznaczone do późniejszego przeniesienia. Najbardziej bezcenne zbiory przewożono po jednym egzemplarzu, żeby umknąć ryzyka utraty w jakimś wypadku większej ich ilości.
Wraz z jednym z transportów zabrał się pleśniak zdolny przeżreć wewnętrzną strukturę pracującego w temperaturze pokojowej nadprzewodnika, używanego niemal we wszystkich bardziej skomplikowanych urządzeniach.
Pleśniak działał powoli. Był młody, prymitywny i przynajmniej z początku, łatwo dawał się zabić. Wraz z kolejnymi transportami przybywały na Pierścień jego różne mutacje, aż wreszcie jedna z nich okazała się wystarczające silna.
Ponieważ działał tak powoli, statki ulegały awariom długo po przybyciu do portu, a cziltung brone odmawiała posłuszeństwa sporo czasu po tym, jak przeniesiono go przez zewnętrzną ścianę Pierścienia. Odbiorniki strumieni energetycznych wybuchały nie wiadomo dlaczego długo po rozniesieniu go po całej konstrukcji przez promy utrzymujące komunikację między portami.