Выбрать главу

Po pewnym czasie pojazd odmówił posłuszeństwa. Nie mieli już sił, a może i nie widzieli sensu w kontynuowaniu podróży. Pielgrzymka bogów zakończyła się w jednym ze zrujnowanych, opuszczonych miast.

Ale Prill miała mapę. Jej rodzinne miasto leżało już niedaleko stamtąd. Przekonała jednego z mężczyzn, żeby jej towarzyszył i razem ruszyli w drogę.

Wszędzie występowali jako bogowie. Po pewnym czasie Prill znudziło się towarzystwo mężczyzny i dalej szła już sama. Gdzie nie wystarczyła jej boskość, sprzedawała niewielkie ilości eliksiru. Gdzie i to okazywało się za mało…

— Jest jeszcze jeden sposób, w jaki podporządkowywała sobie ludzi. Próbowała mi to wyjaśnić, ale nie sądzę, żebym zrozumiał.

— Ja rozumiem — uspokoił go Louis. — To coś w rodzaju taspu.

Kiedy wreszcie dotarła do miasta, musiała być już niemal zupełnie szalona. Zamieszkała w siedzibie policji, która bez większych uszkodzeń wylądowała na jednym z placów i po wielu godzinach prób udało się jej unieść budynek w powietrze. Kilka razy niewiele brakowało, żeby straciła panowanie nad skomplikowanym systemem sterowniczym.

— Działały także generatory pola elektromagnetycznego, służącego do wychwytywania pojazdów, które naruszyły przepisy ruchu-zakończył Nessus. — Włączyła je. Ma nadzieję znaleźć w ten sposób kogoś, kto tak jak ona przeżył Upadek Miast. Jeżeli używa latającego pojazdu, to znaczy, że nie jest barbarzyńcą.

— Więc dlaczego zamyka wszystkich w tym złomowisku?

— Na wszelki wypadek. To znak, że wraca do zdrowych zmysłów.

Louis zmarszczył brwi. Ciało ptaka zjechało w dół na jednym z wraków i Mówiący już nim się zajął.

— Moglibyśmy oświetlić ten budynek — powiedział Louis. — Moglibyśmy zmniejszyć jego wagę o prawie połowę.

— Jak?

— Wystarczy odciąć całą dolną częć. Ale najpierw musielibyśmy wydostać stąd Mówiącego. Jak myślisz, uda ci się?

— Spróbuję.

22. Poszukiwacz

Ponieważ Halrloprillalar ciągle panicznie bała się Mówiącego-do-Zwierząt, Nessus starał się zmienić to jej nastawienie wzmacniając działanie taspu, gdy tylko potężna, pomarańczowa sylwetka znajdowała się w polu widzenia dziewczyny. Twierdził, że z czasem widok kzina stanie się dla Prill równie miły, jak jego, ale na razie zarówno on, jak i dziewczyna unikali towarzystwa Mówiącego.

Dlatego właśnie na platformie obserwacyjnej, spoglądając w mroczną otchłań komory więziennej, znajdowali się tylko Louis i Mówiący.

— Zaczynaj — powiedział Louis.

Kzin nacisnął obydwa spusty.

Rozległ się powtórzony wielokrotnym echem odgłos gromu, zaś na ścianie, tuż pod sufitem, pojawił się oślepiająco jasny punkt. Przesuwał się zgodnie z ruchem wskazówek zegara, pozostawiając za sobą krwistoczerwony ślad.

— Tnij po kawałku — polecił Louis. — Jeśli to wszystko spadnie naraz, będziemy się czuli jak pchły na grzbiecie wściekłego psa.

Mówiący posłusznie zmienił kierunek cięcia.

Mimo to, kiedy odpadł pierwszy kęs konstrukcji, budynek zakołysał się jak pijany. Louis wczepił się rozpaczliwie w wysuwającą się spod niego podłogę. Przez wycięty otwór zobaczył słońce, miasto i ludzi.

Bezpośrednio w dół mógł spojrzeć dopiero kilka minut później, kiedy przestało istnieć jeszcze kilka segmentów budowli.

Ujrzał drewniany ołtarz, a na nim błyszczący model w kształcie płaskiego prostokąta nakrytego parabolicznym łukiem. W chwilę potem tuż obok runęła część odciętej właśnie ściany, grzebiąc ołtarz pod rumowiskiem. Ludzie uciekli dużo wcześniej.

— Ludzie! — poskarżył się później Nessusowi. — W środku opustoszałego miasta, co najmniej dzień drogi od pól! Skąd się tutaj wzięli?

— Oddają cześć swojej bogini, Halrloprillalar. Dzięki nim ma co jeść.

— A, ofiary i tak dalej…

— Właśnie. Czemu cię to niepokoi?

— Mogli zginąć

— Być może niektórych to spotkało.

— Zdawało mi się że przez chwilę tam, na dole, widziałem Teelę.

— Nonsens, Louis. Czy możemy sprawdzić działanie naszych horyzontalnych silników?

Skuter lalecznika był niemal całkowicie zatopiony w żelatynowej polewie supertwardego plastyku.

Nessus zajął miejsce przy odsłoniętej tablicy przyrządów. Przez panoramiczne okno roztaczał się wspaniały widok na całe miasto i port, wysmukłe wieże centrum, bujna dżungla, która niegdyś była zapewne reprezentacyjnym parkiem. Wszystko to kilka tysięcy stóp pod nimi.

Louis przymknął oczy…

Czując na sobie spojrzenia wiernej załogi, bohaterski dowódca stanął na mostku. Uszkodzone silniki magą w każdej chwili eksplodować, ale to nieważne! Trzeba powstrzymać wojenne statki kzinów, zanim uderzą na Ziemię siejąc śmierć i zniszczenie!

— To bez sensu — powiedział Louis Wu.

— Dlaczego? Naprężenia materiału nie powinny…

— Latający zamek! Na czerwone oczy finagla, dopiero teraz uświadomiłem sobie, jakie to wariactwo! Jesteśmy chyba niespełna rozumu. Wlec się do domu w górnej połówce wieżowca…

Budynek zakołysał się i Louis oparł się o ścianę; lalecznik włączył silnik skutera.

Miasto, nabierając szybkości, przesuwało się za oknem. Po pewnym czasie Nessus wyłączył przyśpieszenie, zresztą ani przez chwilę nie było większe niż jakieś trzydzieści centymetrów na sekundę do kwadratu. Lecieli z prędkością około stu mil na godzinę i nie czuli najmniejszego nawet kołysania.

— Udało nam się dobrze osadzić skuter — powiedział Nessus. — Jak widzicie, podłoga jest poziomo, a sama budowla nie wykazuje żadnych tendencji do obracania się.

— To i tak bez sensu.

— Nic, co działa, nie jest bez sensu. Dokąd lecimy?

Louis nic nie odpowiedział.

— Dokąd lecimy, Louis? Ani Mówiący, ani ja nie mamy żadnych planów. Podaj kierunek, Louis.

— Z powrotem.

— Doskonale. Dokładnie tym samym kursem?

— Tak, aż za Oko. Tam skręć o czterdzieści pięć stopni w kierunku przeciwnym do ruchu obrotowegoPierścienia.

— Czy chcesz odnaleźć miasto z wieżą, którą nazwano Niebem?

— Tak. Trafisz tam`?

— Bez problemu. Lecieliśmy stamtąd trzy godziny; powinniśmy być z powrotem za trzydzieści. A co potem?

— Zobaczymy.

Obraz był tak wyraźny. . . Była to, co prawda czysta teoria wymieszana z jeszcze czystszą fantazją, ale… Louis Wu śnił na jawie.

Tak wyraźny. Ale czy realny?

Jego samego przeraziła łatwość, z jaką zwątpił w możliwości latającej wieży. A przecież leciała. I wcale nie potrzebowała do tego Louisa Wu.

— Zdaje się, że pożeracz liści bez sprzeciwu podporządkowuje się twoim poleceniom-zauważył Mówiący-do-Źwierząt.

Kilka stóp od nich skuter lalecznika mruczał cichutko. Za oknem niezmordowanie przesuwał się krajobraz. Oko przyglądało im się obojętnie z oddali, niedostrzegalnie zbliżając się do nich z każdą mijającą minutą.

— Pożeracz liści oszalał — odparł Louis. — Mam nadzieję, że przynajmniej ty jesteś przy zdrowych zmysłach.

— Skądże znowu. Jeśli masz jakiś cel, chętnie będę ci towarzyszył. Ale jeżeli będziemy musieli z kimś walczyć, to chciałbym wiedzieć o tym odpowiednio wcześniej.

— Uhm.

— Chciałbym wiedzieć cokolwiek niezależnie od tego, czy będziemy musieli walczyć, czy nie.