Trzeba przyznać, że jej opiekun robił spore wrażenie.
Był bohaterem; wystarczył jeden rzut oka, żeby to stwierdzić. Nawet nie trzeba było widzieć, jak walczy ze smokami — dość było spojrzeć na niesamowite mięśnie, posturę, czarny, krótki miecz i ostre, silne rysy twarzy, podobne do drucianej rzeźby z sali bankietowej Nieba. Do tego kurtuazja, z jaką odnosił się do Prill, nie akcentując wcale faktu, że jego rozmówczyni jest kobietą. Czy dlatego, że była kobietą innego mężczyzny?
Był dokładnie ogolony. Nie, to wydawało się raczej niemożliwe. Już prędzej w jego żyłach płynęła krew Inżynierów. Miał długie, jasnopopielate włosy — nawiasem mówiąc, niezbyt czyste — i wyniosły, szlachetny zarys brwi. Cały jego strój stanowiła krótka spódniczka ze skóry jakiegoś zwierzęcia.
— Nakarmił mnie — mówiła dalej Teela. — Zaopiekował się mną. Wczoraj napadło na nas czterech mężczyzn, a on rozprawił się z nimi tym swoim mieczem, I nauczył się sporo interworldu.
— Naprawdę?
— Bardzo łatwo uczy się języków.
— To już cios poniżej pasa.
— Proszę?
— Nieważne. Mów dalej.
— Jest stary, Louis. Dawno temu wziął dużą dawkę czegoś w rodzaju naszego utrwalacza. Twierdzi, że zdobył ją od złego czarownika. Jest tak stary, że pamięta, jak jego dziadkowie opowiadali o Upadku Miast.
— Wiesz, czym się zajmuje? — uśmiechnęła się figlarnie. — Jest w trakcie wielkiej wędrówki. Dawno temu złożył przysięgę, że dotrze do podstawy Łuku. Właśnie to robi. Robi to od kilkuset lat.
— Do podstawy Łuku?
Teela skinęła głową. Uśmiechała się cały czas, najwyraźniej bawiąc się doskonale tym, co powiedziała. Ale w jej oczach było coś więcej.
Louis widział już kiedyś miłość w oczach Teeli Brown, ale nigdy nie widział czułości:
— Zdaje się, że jesteś z niego dumna! Ty mała idiotko, czy nie wiesz, że nie ma żadnego Łuku? .
— Wiem, Louis.
— Więc dlaczego mu nie powiesz?
— Jeśli TY mu powiesz, znienawidzę cię na zawsze. Robi to przecież niemal całe życie! Inni także mają z tego pożytek: potrafi robić różne rzeczy i uczy tych, których spotka podczas swojej wędrówki.
— Co on może wiedzieć? Nie wygląda na zbyt inteligentnego.
— Bo nie jest. — Sądząc ze sposobu, w jaki to powiedziała, nie miało to dla niej większego znaczenia. — Ale gdybym szła wraz z nim, mogłabym nauczyć wielu ludzi wielu pożytecznych rzeczy.
— Wiedziałem, że coś takiego nastąpi — powiedział Louis Wu.
Niemniej, to bolało.
Czy Teela zdawała sobie z tego sprawę? Unikała jego wzroku.
— Siedzieliśmy na tej uliczce cały dzień, aż uświadomiłam sobie, że przecież będziecie szukać mojego skutera, nie mnie. Opowiedział mi o Hal… Hal… o bogini i o latającej wieży, która wciągała wszystko, co się porusza. Poszliśmy tam.
Dotarliśmy do samego ołtarza i wypatrywaliśmy naszych skuterów, ale wieża zaczęła się nagle rozpadać. Potem Poszukiwacz…
— Poszukiwacz?
— Tak się nazywa. Kiedy ktoś spyta go, dlaczego, może opowiedzieć mu o swojej pielgrzymce do podstawy Łuku i o przygodach, jakie przeżył po drodze… Rozumiesz?
— Aha.
— Zaczął uruchamiać silniki w starych pojazdach. Powiedział, że kiedy wpadały w pole policyjne, kierowcy wyłączali silniki, żeby nie zostały zniszczone.
Louis, Mówiący i Nessus spojrzeli po sobie. Połowa rzekomych wraków mogła być jeszcze na chodzie!
— Znaleźliśmy jeden, który działał — ciągnęła Teela. — Ruszyliśmy w pogoń, ale pewnie minęliśmy was w nocy. Na szczęście przekroczyliśmy dozwoloną szybkość i zostaliśmy złapani.
— Rzeczywiście. W nocy wydawało mi się, że coś słyszę, ale nie byłem pewien:
Poszukiwacz zakończył rozmowę z Prill i oparł się swobodnie o ścianę sypialni, z lekkim uśmiechem przyglądając się Mówiącemu-do-Zwięrząt. Kzin odpowiedział mu takim samym spojrzeniem. Louis odniósł wrażenie, że obydwaj zastanawiają się nad tym, jak by to było, gdyby przyszło im się ze sobą zmierzyć.
Prill spojrzała za okno. Kiedy się odwróciła, na jej twarzy malowało się przerażenie. Zadrżała, gdy wraz z mocniejszym podmuchem rozległo się zawodzenie wiatru.
Z pewnością widziała już nieraz tego typu zjawiska, powstające nad małymi kraterami po meteorytach. Ale te kratery były błyskawicznie zasklepiane, działo się zaś to zawsze gdzieś daleko, tak daleko, że dowiadywała się o tym z wiadomości i zdjęć w stereowizji, czy czymś w tym rodzaju. Niemniej, zawsze budziło to dreszcz strachu — rycząca, huraganowi ucieczka powietrza w otwierającą się po drugiej stronie bezdenną pustkę.
Wiatr znowu przybrał na sile.
— Mam nadzieję, że ten budynek jest wystarczająco wytrzymały — zmarszczyła brwi Teela.
Louis zaniemówił ze zdumienia; jakże się zmieniła! Chociaż przecież na własnej skórze doświadczyła niebezpieczeństw, jakie czyhały na Oku.
— Potrzebuję twojej pomocy — powiedziała. — Chcę być z Poszukiwaczem.
— Aha.
— On też chce być ze mną, ale ma zupełnie pokręcone poczucie godności. Próbowałam mu o tobie powiedzieć, a on zrobił się jakiś dziwny i przestał ze mną sypiać. Uważa, że jestem twoją własnością.
— Niewolnictwo?
— Tylko dla kobiet, jak mi się zdaje. Powiesz mu, że tak nie jest?
Louis poczuł nieznośny ucisk w gardle.
— Byłoby chyba prościej, gdybym cię mu sprzedał. Jeśli tego chcesz, oczywiście.
— Masz rację. Chcę, Louis. Chcę wędrować z nim po Pierścieniu. Kocham go.
— Oczywiście. Zostaliście przecież dla siebie stworzeni i musieliście się spotkać. Tych kilkaset miliardów innych par…
Spojrzała na niego nieufnie.
— Chyba nie starasz się być… sarkastyczny?
— Jeszcze miesiąc temu nie odróżniłabyś sarkazmu od tranzystora. Nie, najśmieszniejsze jest to, że wcale nie mówię tego z sarkazmem. Kilkaset miliardów innych par nie ma żadnego znaczenia, ponieważ nie były częścią cholernego eksperymentu laleczników.
Zapadła kompletna cisza. Wszyscy patrzyli prosto na niego. Nawet Poszukiwacz spojrzał w tę stronę, chcąc zobaczyć, co też takiego przykuło uwagę pozostałych.
Ałe Louis widział tylko Teelę Brown.
— Roztrzaskaliśmy się na Pierścieniu — powiedział łagodnie — ponieważ tutejsze środowisko jest jakby specjalnie stworzone dla ciebie. Musiałaś nauczyć się rzeczy, których nie mogłabyś nauczyć się na Ziemi ani gdziekolwiek w poznanym Kosmosie. Z pewnością istniały też inne przyczyny, na przykład ten ich eliksir młodości czy gigantyczna przestrzeń, ale najważniejszym powodem, dla którego tutaj się znalazłaś była nauka.
— Nauka? Czego?
— Bólu. Strachu. Niepewności. Jesteś teraz zupełnie inną kobietą niż w chwili, kiedy się tu zjawiłaś. Przedtem byłaś … abstrakcją. Czy kiedykolwiek przedtem zdarzyło ci się uderzyć mocniej w palec?
— Nic wiem… Chyba nic. _
— A poparzyć stopy?
Spojrzała na niego. A więc jednak pamiętała.
— „Kłamca” rozbił się po to, żebyś mogła stanąć na powierzchni Pierścienia. Potem przebyliśmy kilkaset tysięcy mil wyłącznie po to, żebyś mogła spotkać Poszukiwacza. Twój skuter zaniósł cię do niego, a pole elektromagnetyczne przechwyciło w jedynym, właściwym momencie, ponieważ jest to właśnie człowiek, którego miałaś pokochać.
Teela uśmiechnęła się. Louis nie.
— Musiałaś mieć czas, żeby go lepiej poznać, dlatego Mówiący i ja wisieliśmy ponad dwadzieścia godzin głowami na dół…