— Louis!
— … nad dziewięćdziesięciostopową przepaścią. Ale nie to jest najgorsze.
— Zależy od punktu widzenia — mruknął kzin.
Louis nie zwrócił na niego uwagi.
— Pokochałaś mnie, ponieważ zyskałaś dzięki temu powód, dla którego przyłączyłaś się do wyprawy. Teraz już mnie nie kochasz, ponieważ tego nie potrzebujesz. Już jesteś tutaj. Ja kochałem cię dla tego samego powodu, ponieważ szczęście Teeli Brown uczyniło ze mnie bezwolną marionetkę…
Ale prawdziwą marionetką jesteś ty. Do końca życia będziesz tańczyła na sznureczkach swojego własnego szczęścia. Wątpię, czy kiedykolwiek odzyskasz wolność. A nawet gdyby tak się stało, to nie będziesz wiedziała, co z nią zrobić.
Teela, z pobladłą twarzą, stała bez ruchu wyprostowana niemal na baczność. Jeżeli nie płakała, to tylko dlatego, że z najwyższym trudem udało jej się opanować. Jeszcze niedawno z pewnością by tego nie potrafiła.
Co do Poszukiwacza, to klęczał pod ścianą, spoglądając to na jedno, to na drugie, wodząc palcem po ostrzu swego krótkiego miecza. Nie mógł nie zauważyć, że Teeli dzieje się krzywda. Ale ciągle myślał, że dziewczyna należy do Louisa Wu.
Louis zwrócił się do lalecznika. Nie zdziwił się zbytnio zobaczywszy, że Nessus schował pod siebie obie głowy i zwinął się w ciasną kulę, zawieszając tym samym na czas nieokreślony swoje funkcjonowanie we Wszechświecie.
Ujął go za kolano tylnej nogi i odkrył, że bez większego wysiłku może go przetoczyć na grzbiet. Lalecznik z pewnością nie ważył więcej, niż on sam.
I z pewnością bardzo się bał. Kolano dygotało w dłoni Louisa.
— A to wszystko stało się za sprawą twojego monstrualnego egotyzmu — powiedział. — Ten egotyzm przeraża mnie niemal tak samo, jak błędy, które popełniałeś: Nie jestem w stanie pojąć, jak można być jednocześnie tak potężnym, zdecydowanym na wszystko i tak głupim. Czy rozumiesz wreszcie, że wszystko, wszystko co nas spotkało jest po prostu efektem ubocznym działania szczęścia Teeli?
Ciepła, miękka kula zacisnęła się jeszcze bardziej. Poszukiwacz przyglądał się, zafascynowany.
— Możesz wróicić na planety laleczników i powiedzieć im, że hodowlane eksperymenty na ludziach mogą się źle skończyć. Kilka takich T'eeli i nic by nie zostało z rachunku prawdopodobieństwa. Nawet podstawowe prawa fizyki to nic innego jak działający na poziomie atomowym rachunek prawdopodobieństwa. Powiedz im, że Wszechświat jest zbyt niebezpieczną zabawką dla tak ostrożnych i delikatnych stworzeń.
Powiesz im to, kiedy wrócimy do domu. A na razie rozwijaj się, ale to już! Potrzeba mi nici łączącej czarne prostokąty i ty musisz mi ją znaleźć. Jesteśmy już prawie za Okiem. No, na co czekasz?
Lalecznik wyprostował się i wstał na swoje trzy nogi.
— Wstyd mi, Louis… — zaczął.
— Śmiesz to teraz mówić?
Lalecznik zamilkł. Odwrócił się do okna i z zainteresowaniem zaczął przyglądać zostającemu już w tyle Oku…
23. Gambit boga
Tubylcy czczący Niebo mieli teraz nagle dwie latające wieże.
Tak jak poprzednio, plac z ołtarzem zaroił się ludźmi. Usiłował odszukać w tłumie łysego kapłana, ale nigdzie nic mógł go dostrzec.
Nessus spoglądał tęsknie na unoszący się obok nich zamek. Sterownia „Niemożliwego” znajdowała się na tym samym poziomie, co komnata map.
— Za pierwszym razem nie miałem okazji zbadać tego miejsca — powiedział. — Teraz nie mogę się tam dostać.
— Możemy zrobić otwór przy użyciu dezintegratora i opuścić cię na linie — zaproponował Mówiący-do-Zwierząt.
— Mimo wszystko, nie skorzystam.
— Robiłeś już dużo bardziej niebezpieczne rzeczy.
— Tak, dążąc do wiedzy. Teraz wiem już tyle, ile mi trzeba. Jeżeli podejmę jakieś ryzyko, to tylko po to, żeby powrócić z tą wiedzą do tych, którzy mnie wysłali. Louis, masz swoją nić.
Louis w milczeniu skinął głową.
Nad częścią miasta unosił się jakby gęsty, rozciągnięty w długą smugę dym. To właśnie musiała być nić. Nagromadziła się jej niesamowita ilość.
— Ale jak mamy to zabrać?
— Nie mam pojęcia — przyznał Louis. — Musimy się dokładniej przyjrzeć.
Posadzili „Niemożliwego” niedaleko od głównego placu.
Nessus nie wyłączał silników. Gdyby budynek osiadł całym swym ciężarem, zmiażdżyłby platformę obserwacyjną, która teraz służyła jako rampa.
— Musimy coś wymyślić — stwierdził Louis. — Może jakieś rękawice? Albo szpula z materiału konstrukcyjnego Pierścienia?
— Nic takiego nie mamy — odparł Mówiący-do-Zwierząt. — Będziemy musieli dogadać się z tubylcami. Mogą mieć jakieś stare legendy, narzędzia, czy relikwie. Poza tym, mieli trzy dni na oswojenie się z tym zjawiskiem.
— W takim razie, będę musiał zejść z wami — stwierdził z wyraźną niechęcią lalecznik, — Mówiący, zbyt słabo władasz ich językiem. Musimy zostawić Prill, żeby mogła w razie potrzeby szybko wystartować. Chyba że… Louis, czy miejscowy kochanek Teeli mógłby prowadzić pertraktacje w naszym imieniu?
Louisa zabolało trochę, że lalecznik w ten sposób mówi o Poszukiwaczu.
— Nawet Teela nie uważa go za geniusza — odparł cierpko. — Chyba nie ufałbym mu aż tak bardzo.
— Ani ja. Louis, czy naprawdę potrzebujemy tej nici?
— Nie wiem. Jeżeli nie zwariowałem, to tak. Jeśli nie…
— W porządku, Louis. Pójdę.
— Wcale nie musisz wierzyć mi na…
— Pójdę. — Przez aksamitną skórę lalecznika przebiegł nagły dreszcz.
Najdziwniejsze w jego głosie było to, że potrafił być tak wyraźny, czysty, a jednocześnie nie odzwierciedlał żadnych uczuć. — Wiem, że będzie nam potrzebna. Przecież przypadek sprawił, że spadła na naszej drodze; a wszystkie przypadki mają jakiś związek z Teelą Brown. Gdybyśmy jej nie potrzebowali, nie spadłaby tutaj.
Louis odprężył się. Nie dlatego, żeby wypowiedź lalecznika miała jakiś sens, bo nie miała żadnego. Po prostu słowa Nessusa potwierdziły słuszność wniosków, do których doszedł Louis. I dlatego właśnie przyjął je za dobrą monetę, nie uświadamiając lalecznika, że wygaduje wierutne bzdury.
Schodzili w dół po prowadzących na platformę schodach — Louis ze swoim laserem, Mówiący-do-Zwierząt z dezintegratorem Slavera. Mięśnie kzina poruszały się ze sprężystą, płynną gracją, odznaczając się wyraźnie pod półcalowej grubości futrem. Nessus nie miał ze sobą żadnej broni. Najbardziej ufał taspowi i swojemu instynktowi ucieczki.
Poszukiwacz trzymał w gotowości krótki, ostry miecz. Cały jego strój stanowiła zawiązana dokoła bioder żółta skóra jakiegoś zwierzęcia. Mięśnie grały mu pod skórą tak samo, jak kzinowi.
Teela szła z pustymi rękami.
Tych dwoje czekałoby zapewne na pokładzie „Niemożliwego”, gdyby nie transakcja handlowa, która miała miejsce rano. Wszystko przez Nessusa. Louis, korzystając z jego usług jako tłumacza, zaproponował Poszukiwaczowi kupno Teeli Brown.
Poszukiwacz skinął poważnie głową i zaoferował kapsułkę eliksiru młodości, stanowiącą równowartość około pięćdziesięciu lat życia.
— W porządku — zgodził się Louis. Uważał, że była to uczciwa propozycja, chociaż nie miał nawet zamiaru brać tego specyfiku do ust. Działanie, jakie mógł wywrzeć na kimś, kto od stu siedemdziesięciu lat zażywał ziemski utrwalacz mogło znacznie różnić się od tego, jakie przewidywali jego twórcy.
— Nie chciałem go obrazić ani dopuścić, żeby pomyślał, że sprzedajesz Teelę za bezcen wyjaśnił później lalecznik. — Zażądałem więcej. Teraz on ma Teelę, a ty kapsułkę, której zawartość będziesz mógł po powrocie na Ziemię poddać szczegółowej analizie. Oprócz tego do czasu, kiedy wejdziemy w posiadanie wystarczającej ilości nici z czarnych prostokątów, Poszukiwacz będzie pełnił rolę naszej ochrony.