Teela ocknęła się i ruszyła za Louisem. Ostatni zjawił się Mówiący-do-Zwierząt. Zatrzymał się przy rampie, poczekał aż Teela zniknie we wnętrzu „Niemożliwego”, po czym zawrócił i pognał w kierunku, z którego przyszli.
Po co?
Louis nie miał czasu na zastanawianie, wspinając się po schodach. Kiedy dotarł do sterowni, miał wrażenie, że lalecznik waży co najmniej pięć razy więcej niż na początku. Położył go przy zatopionym w plastiku skuterze, sięgnął do wnętrza maszyny, wydobył zestaw pierwszej pomocy i przyłożył go do zakończonego krwawym kikutem karku. Zestaw ten, w przeciwieństwie do tego, który miał Louis, był połączony wiązką przewodów z tablicą kontrolną skutera. Po kilkunastu sekundach z podajnika żywności wystrzelił długi, giętki przewód i zagłębił się w skórę na szyi lalecznika. Wyglądało to dosyć niesamowicie. Louis wstrząsnął się… Odżywianie dożylne. Najwidoczniej lalecznik jeszcze żył.
„Niemożliwy” był już w powietrzu. Byli tak zaaferowani, że nie zauważyli nawet chwili startu. Mówiący siedział na służącej jako rampa platformie, trzymając coś ostrożnie w dłoniach.
— Czy lalecznik umarł? — zapytał.
— Nie. Ale stracił masę krwi. — Louis usiadł ciężko obok kzina. Był wykończony i przygnębiony. — Czy laleczniki mogą doznać szoku?
— Skąd mam wiedzieć? Sam mechanizm szoku nie jest jeszcze dokładnie zbadany. Potrzebowaliśmy kilku stuleci badań, żeby dojść wreszcie dlaczego torturowani ludzie tak szybko umierają. — Kzin najwyraźniej myślał o czymś innym. — Czy to też sprawka szczęścia Teeli Brown? — zapytał wreszcie.
— Tak mi się wydaje.
— Ale dlaczego? W jaki sposób może skorzystać na tym, co spotkało pożeracza liści .
— Musiałbyś spojrzeć na to moimi oczami — powiedział Louis. — Kiedy ją poznałem, była taka… jednostronna. Jak w tej historii…
Występowali w niej dziewczyna i bohater. Bohater był kompletnym cynikiem i wyruszył na jej poszukiwanie tylko dlatego, że otaczał ją Mit.
Kiedy ją znalazł, wcale nie był przekonany, że Mit jest prawdą. Do chwili, kiedy odwróciła się do niego plecami. Wtedy zobaczył, że z tyłu jest zupełnie pusta. Była tylko maską, niezwykle wierną maską przedstawiającą całą postać, a nie tylko twarz. Nie można jej było w żaden sposób skrzywdzić ani dotknąć. O to właśnie chodziło bohaterowi. Wszystkie kobiety, z jakimi miał do tej pory do czynienia prędzej czy później czuły się skrzywdzone, a on myślał, że to jego wina. Miał już tego dosyć.
— Nic z tego nie rozumiem, Louis.
— Kiedy Teela się tutaj zjawiła, była tylko maską. Nie wiedziała, co to ból. Jej osobowość nie była osobowością człowieka.
Czy to źle?
— Źle, bowiem miała być człowiekiem, zanim Nessus uczynił z niej coś innego. Nieżas! Rozumiesz, co on zrobił? Chciał stworzyć boga na swój obraz i podobieństwo, a otrzymał Teelę Brown.
Ona jest tym, czym chciałby być każdy lalecznik. Nie może jej być źle. Nie może jej być niewygodnie, chyba, że sama tego zechce.
Właśnie dlatego znalazła się tutaj. Na Pierścieniu może doświadczyć wszystkich przeżyć, które pozwolą jej stać się człowiekiem. Wątpię, czy jest więcej takich, jak ona. Musieliby też znaleźć się na pokładzie „Kłamcy”.
Chociaż… Może być i tak, że są ich tysiące. Zaczną się dziać dziwne rzeczy, kiedy przekonają się, jak bardzo są potężni. Będziemy musieli możliwie szybko usunąć im się z drogi.
— Co zrobimy z głową pożeracza liści? — spytał kzin.
— Nie potrafiła nikomu współczuć — kontynuował Louis. — Musiała więc zobaczyć, jak jej przyjaciela spotyka nieszczęście. Nieważne, że mogło to kosztować życie Nessusa.
Wiesz, czym zahamowałem upływ krwi? Jej apaszką. Dała mi ją, domyślając się, co zamierzam zrobić. Po raz pierwszy zachowała się w obliczu niebezpieczeństwa tak, jak powinna.
— Po co to robiła? Przecież jej i tak nic by się nie stało.
— Nie wiedziała do tej pory, że stać ją na coś takiego. Nie była nigdy zmuszona do działania.
— Naprawdę nic z tego nie rozumiem.
— Uświadamianie sobie własnych ograniczeń stanowi część procesu dorastania. Teela nie mogła stać się dorosłą, dopóki nie stanęła twarzą w twarz z autentycznym, fizycznym niebezpieczeństwem.
— To musi być coś właściwego wyłącznie ludziom — stwierdził Mówiący.
Louis słusznie uznał, że stwierdzenie to stanowi przyznanie się do absolutnej bezradności i niemożności zrozumienia.
— Zastanawiam się, czy dobrze zrobiliśmy, zatrzymując „Niemożliwego” wyżej od zamku, który tubylcy nazywają „Niebem” — dodał kzin. — Być może zaatakowali nas dlatego, że uznali to za świętokradztwo. Chociaż to i tak nie ma znaczenia, skoro wszystko dzieje się tak, jak tego chce szczęście Teeli Brown…
Louis ciągle nie mógł dostrzec, co Mówiący tak ostrożnie trzyma w swoich dłoniach.
— Wróciłeś po głowę? Jeśli tak, to traciłeś tylko czas. Nie damy rady odpowiednio jej przechować.
— Nie, Louis. — I Mówiący pokazał, co trzyma w dłoni. — Nie dotykaj tego. Mógłbyś stracić palce.
Był to jakby podłużny uchwyt, rozszerzający się na jednym końcu, a zwężający na drugim. Węższy koniec przechodził w cienką, czarną nić.
— Wiedziałem, że tubylcy potrafią jakoś nią manipulować, skoro urządzili zasadzkę, więc wróciłem, żeby zobaczyć, jak to robią.
Po prostu — znaleźli jeden koniec. To widocznie zaczep, łączący nić z czarnym prostokątem. Mieliśmy szczęście, że udało nam się go znaleźć.
— Jasne! Teraz możemy ją za sobą ciągnąć. Nie powinna się o nic zaczepić, bo wszystko przecina!
— Dokąd lecimy, Louis?
— Z powrotem. Do „Kłamcy”.
— Oczywiście. Musimy ratować Nessusa. A potem?
— Zobaczymy.
Pozostawił Mówiącego na platformie a sam poszedł na górę, żeby sprawdzić, czy zostało jeszcze choć trochę supertwardego plastyku. Zostało. Za jego pomocą przytwierdzili koniec nici do ściany. Plastyk twardniał i kzin mógł spokojnie opuścić swój posterunek na świeżym powietrzu.
Teelę, Poszukiwacza i Prill znaleźli w maszynowni.,
— Udajemy się w innym kierunku — powiedziała od razu Teela. — Ta kobieta mówi, że może zbliżyć się do latającego zamku. Powinniśmy dać radę przejść tam przez jakieś wybite okno.
— I co dalej? Zginiecie, jeżeli nie uda wam się ruszyć go z miejsca.
— Poszukiwacz twierdzi, że zna trochę czarów. Jestem pewna, że da sobie radę.
Louis nawet nie próbował jej tego wyperswadować. Wolał usunąć się jej z drogi tak samo jak usunąłby się z drogi szarżującemu bandersnatchowi.
— Jeżeli będziecie mieli jakieś kłopoty z uruchomieniem silników, po prostu naciśnij pierwszy guzik, jaki nasunie ci się pod rękę — poradził jej.
— Zapamiętam — uśmiechnęła się. — Zaopiekujcie się Nessusem — dodała poważniej.
Kiedy w dwadzieścia minut później Poszukiwacz wraz z Teelą opuszczali pokład „Niemożliwego”, obyło się bez pożegnań. Louis nawet i miałby sporo do powiedzenia, ale nie odezwał się ani słowem. Czy miał jej uświadamiać, jaką dysponuje mocą? Będzie musiała sama się uczyć metodą prób i błędów, podczas gdy jej szczęście zatroszczy się o to, żeby nie spotkało jej nic złego.
W ciągu kilku następnych godzin ciało lalecznika stygło coraz bardziej, aż wreszcie stało się zimne jak zwłoki. Światełka na jego zestawie pierwszej pomocy mrugały tajemniczo. Najprawdopodobniej wszystkie zachodzące w jego ciele procesy zostały spowolnione do minimum.