„Niemożliwy” ruszył w drogę, ciągnąc za sobą to napinającą się, to znów zwisającą bezwładnie nić. Dziesiątki, a potem i setki budynków runęły w gruzy, przecięte niczym olbrzymim nożem. Przytwierdzony do ściany uchwyt nawet nie drgnął.
Miasto nie mogło zniknąć za horyzontem, bo go po prostu nie było. Widzieli je jeszcze przez kilka dni, coraz mniejsze, aż wreszcie jego kontury zatarła sama odległość.
Prill siedziała u boku Nessusa. Nie mogła mu pomóc, ale nie chciała od niego odejść. Najwyraźniej bardzo cierpiała.
— Musimy coś dla niej zrobić — powiedział Louis. — Została uwarunkowana taspem, a teraz, kiedy go nie ma, zabije albo siebie, albo Nessusa, albo mnie!
— Chyba nie oczekujesz w tej sprawie rady ode mnie?
— Nie. Chyba nie.
Chcąc pomóc cierpiącemu człowiekowi odgrywa się rolę cierpliwego, wyrozumiałego słuchacza. Louis spróbował tej metody, ale po pierwsze zbyt słabo znał język, a po drugie Prill nie chciała mówić. Kiedy był sam, zagryzał bezsilnie zęby; kiedy był z Prill, próbował po raz kolejny.
Miał ją ciągle przed oczami i koło siebie. Gdyby mógł się jakoś od niej oddzielić, odseparować, jego sumienie może by się uspokoiło. Ona jednak ani na moment nie opuszczała sterowni.
— Stopniowo uczył się języka i stopniowo Prill zaczynała mówić.
Próbował opowiedzieć jej o Teeli, o Nessusie, o gambicie boga…
— Naprawdę myślałam, że jestem bogiem — powiedziała. — Naprawdę. Dlaczego? Przecież nie ja zbudowałam Pierścień. On jest dużo starszy ode mnie.
Ona także się uczyła. Używała prostych zdań i jeszcze prostszych słów. Dwa czasy, prawie żadnych, określników, przesadnie staranna wymowa.
— Tak ci powiedziano.
— Ale ja czułam. Wiedziałam.
— Każdy chce być bogiem. — Każdy chciałby mieć władzę, nie będąc za nic odpowiedzialnym.
— Potem on się zjawił. Dwugłowy. Miął maszynę?
— Miał tasp.
— Tasp — powtórzyła starannie. — Wiedziałam. Tasp zrobił go bogiem. Stracił tasp, nie jest bogiem. Czy Dwugłowy nie żyje?
Trudno było powiedzieć.
— Dla niego głupio być martwym — odparł Louis.
— Głupio dać sobie uciąć głowę. — Żart. Spróbowała zażartować.
Zaczęta odzyskiwać zainteresowanie innymi rzeczami: seksem, lekcjami języka, roztaczającym się za oknem widokiem. Natrafili na szkółkę słoneczników. Prill nigdy przedtem ich nie widziała. Nie zwracając uwagi na niezdarne próby młodych roślin, usiłujących spalić ich słabym blaskiem swoich nie w pełni rozwiniętych kwiatów, wykopali małą siewkę i zasadzili ją w dużej donicy na dachu „Niemożliwego”, po czym ominęli szerokim łukiem obszar, na którym występowały pola d0rosłych słoneczników.
Kiedy skończyła im się żywność, Prill zupełnie straciła zainteresowanie dla lalecznika. Louis uznał, że została wyleczona.
W najbliższej wiosce Prill i Mówiący spróbowali gambitu boga. Louis czekał z niepokojem, mając nadzieję, że kzin utrzyma nerwy na wodzy. Chciał ogolić sobie głowę i iść z nimi, ale jego wartość jako akolity była niewielka — ciągle zbyt słabo znał język.
Wrócili z darami. Mieli co jeść.
Dni łączyły się w tygodnie, a oni powtarzali to samo. Byli w tym naprawdę dobrzy. Futro kuna odzyskało dawną świetność, toteż znowu przypominał olbrzymią, pomarańczową panterę, prawdziwego boga wojny. Louis poradził mu tylko, żeby nie rozpościerał swoich wachlarzowatych uszu.
Odgrywanie roli boga wrzało się jednak z pewnymi obowiązkami. Pewnego wieczoru kzin przyszedł do Louisa z problemem.
— Nie mam kłopotów z byciem bogiem — powiedział. — Ale nie chcę nim być źle.
— Co przez to rozumiesz?
— Oni zadają pytania, Louis. Kobiety zadają pytania Prill i ona na nie odpowiada, a ja zazwyczaj nie rozumiem ani pytań, ani odpowiedzi. Mężczyźni też powinni pytać Prill, bo ona jest człowiekiem, ja zaś nie. Ale oni pytają właśnie mnie. Mnie! Dlaczego ode mnie, obcego, oczekują pomocy w rozwiązywaniu ich problemów?
— Bo jesteś bogiem — powiedział Louis. — Bóg wojny, nawet jeśli jest jak najbardziej realny, przede wszystkim jest symbolem. Symbolem męskości.
— Męskości? Śmieszne. Przecież nawet nie mam zewnętrznych narządów rodnych. Ty, jak przypuszczam, masz.
— Ale jesteś duży i budzisz strach. To automatycznie czyni z ciebie symbol męskości. Jest nierozerwalnie związane z twoją boskością.
— W takim razie potrzebujemy jakiegoś systemu łączności, żebyś mógł odpowiadać za mnie na te pytania.
Prill zadziwiła ich. „Niemożliwy” stanowił kiedyś siedzibę władz policyjnych. W jednym z magazynów Prill znalazła zestaw przenośnych interkomów, zasilanych bezprzewodowo z głównego źródła energii w budynku. Nie wszystkie co prawda były sprawne, ale po drobnych naprawach dwa działały bez zarzutu.
— Jesteś sprytniejsza, niż myślałem — powiedział jej w nocy Louis. Zawahał się, ale nie znał wystarczająco dobrze języka, żeby powiedzieć to w sposób bardziej taktowny. — Sprytniejsza, niż spodziewałem się po dziwce.
Prill roześmiała się.
— Głupie dziecko! Sam mi mówiłeś, że wasze statki latają bardzo szybko, prawie tak szybko, jak nasze.
— Dużo szybciej. Szybciej niż światło.
— Powinieneś poprawić, tę opowieść — roześmiała się ponownie. — Według naszej teorii to niemożliwe.
— Może stosujemy się do różnych teorii.
To ją zastanowiło. Louis nauczył się odczytywać jej uczucia raczej z napięcia mięśni, niż z wyrazu jej najczęściej pustej twarzy.
— Podczas długich podróży, kiedy statek leci z planety na planetę, nuda może być bardzo groźna — powiedziała. — Rozrywki muszą być różne i łatwo dostępne. Dziwka musi znać medycynę ciała i duszy, musi umieć kochać i rozmawiać. Musi wiedzieć, jak działa statek, żeby nie powodować wypadków. Musi być zdrowa, musi grać na jakimś instrumencie.
Louis patrzył na nią z szeroko otwartymi ustami. Prill zaśmiała się melodyjnie, po czym dotknęła go tutaj… i tutaj…
Interkomy spisywały się znakomicie, pomimo tego, że ich słuchawki dostosowane były raczej do kształtu małżowin człowieka, a nie kzina. Louis wykształcił w sobie umiejętność błyskawicznego myślenia i udzielania odpowiedzi takich, jakich można było oczekiwać od potężnego boga wojny. Pomagała mu w tym świadomość; że nawet w razie jakiegoś błędu mogli przemieścić się szybciej od wiadomości o nim. Każde spotkanie było pierwsze.
Mijały miesiące.
Od jakiegoś czasu teren wznosił się w górę, zamieniając się powoli w pustkowie. Przed sobą widzieli już wyraźnie Pięść Boga — z każdym dniem była większa. Louis tak wpadł już w rutynę codziennego życia, że dopiero po dłuższym czasie uświadomił sobie, co to oznacza.
Pewnego dnia poszedł do Prill.
— Czy słyszałaś kiedyś o prądzie indukcyjnym? — zapytał, po czym wyjaśnił, o co mu chodzi. — Jeżeli oddziałuje się bezpośrednio na mózg prądem o niewielkim napięciu, można wywoływać w nim uczucia rozkoszy lub bólu. Tak właśnie działa tasp.
Mówił dalej, w sumie co najmniej dwadzieścia minut.
— Wiedziałam, że ma maszynę — przerwała mu Prill. — Po co ją teraz opisujesz?
— Opuszczamy cywilizację. Nie napotkamy już żadnych wiosek.
Najbliższe źródło żywności znajduje się na naszym statku. Chciałem, żebyś wiedziała wszystko o taspie, zanim podejmiesz decyzję.