Wyciągnął rękę.
— Aleksiej Carel. Miło mi panią poznać, pani Dutt. Przypuszczam, że istotnie będę dzisiaj kimś w rodzaju przewodnika.
Ma dwadzieścia pięć albo dwadzieścia sześć lat, przystojny chłopak, pomyślała Bisesa. Miał szczerą twarz i wygoloną głowę, choć widać było odrastające czarne włosy. Jednak sprawiał wrażenie, że czuje się dziwnie nieswojo, jak gdyby nie był przyzwyczajony do przebywania na dworze. Bisesa poczuła się jak ambasador z przeszłości i chciała zrobić dobre wrażenie na tym młodym mężczyźnie. Uścisnęła jego ciepłą dłoń.
— Mów mi Bisesa.
— Nie mamy wiele czasu. — Pstryknął palcami i jego walizka otworzyła się. Zawierała dwa starannie złożone pomarańczowe kombinezony i rozmaite inne rzeczy: koce, manierki, paczki suszonego jedzenia, zespół chemicznej toalety, zestaw do oczyszczania wody i maski tlenowe.
Bisesa patrzyła na to wszystko z lękiem.
— To wygląda jak sprzęt, który zabieraliśmy ze sobą na wyprawy terenowe w Afganistanie. Wybieramy się na przejażdżkę?
— Właśnie. — Aleksiej wyciągnął kombinezony z walizki. — Proszę to założyć. Ta część kompleksu jest słabo monitorowana, ale im szybciej się zamaskujemy, tym lepiej.
— Tutaj?
— Tak, mamo. — Myra już rozpinała bluzkę.
Kombinezon łatwo się zakładało, wydawało się, że sam układał się jak należy i Bisesa zastanawiała się, czy jest zaopatrzony we własny układ sztucznej inteligencji. Aleksiej podał jej buty, a w kieszeni kombinezonu znalazła rękawice i rodzaj hełmu.
Kiedy już się ubrała, stojąc w słońcu Florydy, zrobiło jej się gorąco. Ale najwyraźniej zmierzała w jakieś znacznie zimniejsze miejsce.
Myra wepchnęła ich ubrania do małej paczki wyjętej z samochodu, w której znajdowała się także zapasowa bielizna i przybory toaletowe. Wrzuciła paczkę to walizki, która się złożyła i zamknęła. Następnie klepnęła samochód, który zamknął się i odjechał.
Aleksiej wyszczerzył zęby w uśmiechu.
— Wszystko gotowe?
— Jak zawsze — powiedziała Myra.
Aleksiej znów pstryknął palcami. Asfalt pod stopami Bisesy zadrżał.
I jego wielki kawał szybko opadł w dół, po czym cała trójka wraz z walizką znalazła się w ciemności. Nad ich głowami ze szczękiem zamknęła się metalowa pokrywa.
— Jasna cholera — powiedziała Bisesa.
— Przepraszam — powiedział Aleksiej. — To jest przeznaczone do transportu ładunków, nie ludzi.
Zapłonęły lampy fluoroscencyjne i przed ich oczyma ukazał się betonowy korytarz.
10. Wyrzutnia rakietowa nr 39
Aleksiej zaprowadził je do otwartego pojazdu trochę przypominającego wózek golfowy.
Wgramolili się do środka. Bisesa poruszała się w kombinezonie niezdarnie. Nawet walizka poruszała się z większym wdziękiem.
Wózek łagodnie ruszył w głąb tunelu. Tunel był długi i prymitywnie wydrążony, słabo oświetlony umieszczonymi w dużych odstępach lampami fluoroscencyjnymi. Unosił się w nim zapach stęchlizny, ale przynajmniej było tu trochę chłodniej.
— To rodzaj kanału towarowego — powiedział Aleksiej. — Nie jest przeznaczony dla pasażerów.
— Ale jest z dala od wścibskich spojrzeń — powiedziała Bisesa.
— O to chodzi. Bardzo szybko będziemy na miejscu.
Ma w zasadzie amerykański akcent, pomyślała Bisesa, ale z osobliwą domieszką francuskiego: długie samogłoski i wibrujące „r”.
— Gdzie jedziemy?
— Przespałaś odbudowę, prawda? Jedziemy do WR-39.
W głowie Bisesy obudziły się mgliste wspomnienia.
— Wyrzutnia rakietowa 39. Stąd wystrzeliwano statki Apollo.
— Tak, a później wahadłowce.
— Teraz jest używana do czegoś zupełnie innego — powiedziała Myra. — Zobaczysz.
— Oczywiście musieli używać WR-39 — powiedział Aleksiej. — I to musiał być Przylądek Canaveral. Chodzi o to, że to jest nie najgorsze miejsce, zwłaszcza teraz, kiedy poradzono sobie z huraganami. Są lepsze miejsca, bliżej równika, ale to musiało być tutaj. Ironia polega na tym, że aby wystrzelić rakietę Saturn, która wynosi na orbitę elementy Apollo, musieli zbudować zupełnie nowe stanowisko startowe.
Bisesa ciągle nie wiedziała, o czym właściwie mówią. Nowe stanowisko? Po co?
— Carel, skąd ja znam twoje nazwisko?
— Może spotkałaś mojego ojca. Billa Carela. Pracował z profesor Siobhan McGorran.
Bisesa już dawno nie słyszała tego nazwiska. Siobhan była Astronomem Królewskim w czasie burzy słonecznej i odegrała istotną rolę w reakcji ludzkości na ten kryzys oraz wywarła znaczny wpływ na losy samej Bisesy.
— Mój ojciec był razem z nią słuchaczem studiów magisterskich. Zajmowali się wspólnie badaniami nad kwintesencją.
— Czym?… Mniejsza o to.
— To było przed burzą słoneczną. Teraz tata sam jest profesorem.
— Wózek zwolnił. — Jesteśmy na miejscu. — Wyskoczył zwinnie na zewnątrz, jeszcze zanim wózek się zatrzymał. — Kobiety, a wraz z nimi walizka, opuściły wózek nieco bardziej ostrożnie.
Stanęli na bloku asfaltu. Nad ich głowami otworzyła się z metalicznym trzaskiem pokrywa, ukazując kawałek błękitnego nieba. Aleksiej powiedział:
— Kiedy będziemy już nad ziemią, nie powinni się nas czepiać. W razie kłopotów ja będę mówił. A teraz trzymajcie się!
— Pstryknął palcami.
Blok asfaltu okazał się windą, która ruszyła do góry tak gwałtownie, że Bisesa aż się zachwiała.
Wynurzyli się na światło dzienne. Wyglądało na to, że Aleksiej czuł się pewniej pod ziemią. Teraz, kiedy znalazł się pod gołym niebem, aż się wzdrygnął.
Bisesa rozejrzała się wokół, próbując się zorientować w otoczeniu. Znajdowali się na zbiegu dróg wijących się na nadbrzeżnej równinie i zatłoczonych pojazdami, głównie samochodami ciężarowymi. Była tam nawet kolej jednoszynowa i po torze mknął lśniący, futurystyczny pociąg z przedziałami w kształcie kapsuł. Cały ten ruch zmierzał w to miejsce.
Przed nią widniała ogromna pokryta rdzą płyta, która dziwnie przypominała jej platformę wiertniczą umieszczoną na olbrzymich pojazdach gąsienicowych. Na surowej metalowej powłoce wymalowano rozmaite logo, między innymi „Konsorcjum Windy Kosmicznej”, która to nazwa wydała się Bisesie dziwnie znajoma. W pobliżu stały jakieś urządzenia, przysadziste rury umieszczone na ruchomych stanowiskach, jak działa wymierzone w bladoniebieskie niebo.
— Ta platforma wygląda zupełnie tak, jak jeden z tych starych pojazdów gąsienicowych, których używano do przeciągania rakiet Saturn i wahadłowców na stanowisko startowe.
— Bo tym właśnie jest — powiedział Aleksiej. — To ruchoma platforma wyrzutni rakietowej.
— A czym są te działa? To jakaś broń?
— Nie — powiedział Aleksiej. — To zespoły zasilające.
— Zasilające co?
Myra powiedziała łagodnie:
— Wiele się zmieniło, mamo. Popatrz w górę.
Na wielkim pojeździe gąsienicowym zainstalowano coś, co wyglądało jak niewielkie urządzenie przemysłowe, po którym toczyły się maszyny o niezwykłym wyglądzie. W zasadzie przypominały wózki bagażowe, ale na bokach miały zainstalowane ogniwa słoneczne, a na wierzchu mechanizm blokowy, który sprawiał, że wyglądały jak wagoniki kolejki linowej. Kadłuby miały oznakowane logo windy kosmicznej.