Выбрать главу

Te osobliwe wagoniki stały w rzędzie przed srebrzyście połyskującą taśmą o szerokości nie większej niż szerokość dłoni Bisesy, która wznosiła się nad platformą. Każdy wagonik podjeżdżał do taśmy, opuszczał wrzeciono krążka, podczepiał się, po czym szybko unosił się w górę.

Bisesa cofnęła się i podniosła głowę, próbując dojrzeć, dokąd biegnie taśma. Ginęła gdzieś w górze; Bisesa widziała, jak wagoniki wznoszą się do góry jak nanizane na naszyjnik paciorki. Taśma wyglądała w górze jak lśniąca nić, lekko odchylona od pionu, jak rysa na błękitnym niebie. Przechyliła głowę jeszcze bardziej, szukając czegoś, co utrzymuje taśmę w górze…

Ale niczego tam nie było.

— Nie mogę w to uwierzyć — powiedziała. — Winda kosmiczna.

Aleksiej wydawał się zaciekawiony jej reakcją.

— Nazywamy ją Drabiną Jakubową. W 2069 roku to zwykły cud, Biseso. Witaj w przyszłości. Chodź, czas ruszać. Dasz się namówić na małą wspinaczkę?

* * *

Musieli się wspiąć po zardzewiałych szczeblach, przymocowanych do ruchomej platformy. Osłabiona po pobycie w hibernaculum i zamknięta w kombinezonie Bisesa wspinała się z trudem. Aleksiej szedł przodem, pomagając jej, a Myra ubezpieczała z tyłu.

Kiedy znaleźli się na platformie, dali jej kilka sekund dla złapania oddechu. Wagoniki poruszały się regularnie tam i z powrotem, a ich silniki cicho powarkiwały.

Zakłopotana Bisesa spróbowała powiedzieć coś mądrego.

— Po co ten pojazd gąsienicowy?

Aleksiej powiedział:

— Dobrze, jeśli baza windy jest ruchoma. W rzeczywistości większość z nich znajduje się na morzu — na ponownie wykorzystywanych platformach wiertniczych — takich jak Bandara.

— Bandara?

— Winda australijska, która znajduje się koło Perth. Teraz nosi nazwę Bandara. Według starej legendy Aborygenów to drzewo świata.

— Dlaczego trzeba przesuwać bazę? W razie huraganu?

— Tak, chociaż jak powiedziałem, już w zasadzie poradzono sobie z huraganami. — Spojrzał na niebo. — Ale tam wysoko grożą inne niebezpieczeństwa. Szczątki satelitów na niskich orbitach okołoziemskich. Nawet obiekty znajdujące się w pobliżu Ziemi. Takie jak asteroidy. Ta winda sięga bardzo daleko, Biseso i musi dawać sobie radę z mnóstwem niebezpieczeństw. Jesteś gotowa?

Zaprowadził je do jednego z wagoników. Nazywał go „pająkiem”. Miał składane po bokach skrzydła zaopatrzone w ogniwa słoneczne, a na dachu ów skomplikowany mechanizm blokowy. Przezroczysty kadłub był załadowany jakimiś paletami i skrzyniami. W rzeczywistości pająk się poruszał, chociaż wolniej niż człowiek idący spacerowym krokiem, tocząc się razem z innymi, identycznymi wagonikami, które różniły się tylko wybitymi na kadłubie numerami rejestracyjnymi. Bisesa zobaczyła, że pająki zbliżają się do taśmy, poruszając się po zawiłej spirali.

Aleksiej szedł obok pająka. Wyjął z kieszeni plastikowy krążek i klepnął nim w kadłub wózka.

— Poczekajmy chwilę, aż upora się ze wszystkimi protokołami i uzyska połączenie… — Szybko wskoczył na dach wagonika i przyłożył następny krążek do mechanizmu blokowego. Kiedy zszedł na dół, otworzyły się przezroczyste drzwi, a Aleksiej wyszczerzył zęby w uśmiechu. — Wchodzimy. Myra, możesz mi pomóc? — Wskoczył do środka i zaczął niedbale wyrzucać zawartość przez drzwi. Myra pomagała mu, odpychając wszystko na bok.

— Żebym miała jasność — niepewnie powiedziała Bisesa. — Nie powinniśmy tego robić, prawda? Faktycznie pojedziemy na gapę wagonikiem towarowym.

— Jest przystosowany do przewozu ludzi — śmiało oświadczył Aleksiej. — Kabina jest ciśnieniowa. Zaopatrzona w osłonę przed promieniowaniem, która rzeczywiście będzie nam potrzebna, sporo czasu spędzimy w obszarze pasów van Allena. Mając sprzęt, który zabrałem, wszystko będzie dobrze. Uważaliśmy, że będzie najlepiej, gdy wywieziemy cię z planety możliwie jak najszybciej, Biseso.

— Dlaczego? Myro, uciekamy? Ja też?

— Coś w tym rodzaju — powiedziała Myra.

Aleksiej powiedział:

— Ruszajmy. Jesteśmy już prawie na taśmie.

Kiedy uprzątnięto ładunek, Aleksiej wezwał walizkę, która wysunęła małe nóżki hydrauliczne i bez trudności wskoczyła do środka. Myra poszła jej śladem i teraz tyko Bisesa szła obok toczącego się wagonika.

Myra wyciągnęła rękę.

— Mamo? Chodź. To tylko krok.

Bisesa rozejrzała się wokół, spoglądając przez mrowie wagoników na niebieskie niebo nad przylądkiem Canaveral i dalekie wieże wyrzutni rakietowych. Miała dziwne przeczucie, że może już nigdy nie wrócić. Że już nigdy nie postawi nogi na Ziemi. Odetchnęła głęboko, nawet pośród zapachu oleju czuła słony zapach oceanu.

Wtedy niespiesznie weszła z platformy do środka kabiny. Myra przytuliła ją, witając na pokładzie windy.

Wnętrze kabiny, chociaż puste, było przeznaczone do wykorzystania przez ewentualnych pasażerów. Na wysokości pasa zamontowano poręcz, a w ścianach tkwiły małe składane siedzenia. Widok przez przezroczysty kadłub przesłaniały owe duże składane skrzydła z ogniwami słonecznymi.

Aleksiej miał ręce pełne roboty. Rozłożył elastyczny ekran, postukał weń i drzwi zamknęły się.

— Gotowe. — Wziął głęboki oddech. — Powietrze z puszki — powiedział. — Nie ma nic lepszego. — Wydawało się, że kiedy znalazł się wewnątrz kabiny, odetchnął z ulgą.

Bisesa zapytała:

— Jesteś Kosmitą?

— Niezupełnie. Urodziłem się na Ziemi, ale większą część życia spędziłem poza planetą. Myślę, że przywykłem do środowiska, które można kontrolować. Tam, na zewnątrz, jest trochę… głośno. — Sięgnął i odlepił od twarzy tatuaż.

Bisesa dotknęła policzka i stwierdziła, że jej własny tatuaż odchodzi jak kawałek wosku. Wsunęła go do kieszeni kombinezonu.

Aleksiej poradził im, żeby usiadły. Bisesa wyciągnęła siedzenie i znalazła wąski plastikowy pas, który zapięła wokół talii. Myra z wyrazem niepokoju na twarzy poszła za jej przykładem.

Wagoniki znajdujące się przed nimi odpływały, odsłaniając taśmę, srebrzystą pionową linię, prostą jak drut.

Aleksiej powiedział:

— Teraz nasz pająk przyczepi się do taśmy za pomocą tego układu wałków nad naszymi głowami. OK? Jak tylko złapie przyczepność, ruszy do góry. Poczujecie przyspieszenie.

— Jak duże? — spytała Bisesa.

— Tylko pół g czy coś koło tego. I tylko przez dziesięć sekund. Potem, kiedy osiągniemy maksymalną szybkość, będziemy się poruszać płynnie.

— A jaka jest ta maksymalna szybkość?

— Och, około stu na godzinę. W rzeczywistości taśma jest przystosowana do dwa razy większej szybkości. Na wypadek gdybyśmy tego potrzebowali, wyłączyłem inhibitor szybkości.

— Miejmy nadzieję, że to nie będzie konieczne — sucho powiedziała Bisesa.

Myra wyciągnęła rękę i wsunęła dłoń w dłoń matki.

— Pamiętasz, jak pojechałyśmy, żeby obejrzeć otwarcie australijskiej stacji windy? To było zaraz po burzy słonecznej. Miałam wtedy chyba osiemnaście lat. To tam ponownie spotkałam Eugene’a. Teraz takie windy są na całym świecie.

— To dopiero był dzień! Tak jak i dzisiejszy.

Myra ścisnęła jej dłoń.

— Cieszysz się, że cię obudziłam?

—  Na razie wstrzymam się z opinią. — Ale uśmiechnęła się. Któż mógłby się temu oprzeć?

Aleksiej niepewnie obserwował tę scenę.

Toczyli się w stronę taśmy. Nad głowami z hukiem rozwinął się mechanizm blokowy. Taśma była naprawdę wąska, miała nie więcej niż cztery lub pięć centymetrów szerokości. Wydawało się niemożliwe, że jest w stanie utrzymać ciężar tego wagonika, a tym bardziej setek — tysięcy? — pozostałych. Ale pająk bez wahania toczył się naprzód.