Układ wałków przechylił się, zamknął wokół taśmy i pająk gwałtownie pomknął w niebo.
11. Taśma
W tym momencie pozostawili chmarę pająków za sobą i po chwili znaleźli się w pełnym blasku światła słonecznego. Spojrzawszy w górę, Bisesa zobaczyła, że taśma ginie w bezchmurnym niebie, a jasne perełki innych pająków poruszają się przed nią, podążając w nieznane.
Kiedy spojrzała w dół, zobaczyła, jak świat się od niej oddala, a przed jej oczyma otwiera się wspaniały widok na przylądek. Zasłoniła oczy przed blaskiem słońca. Widać było wieże wyrzutni rakietowych i schrony, oraz prostoliniowe drogi, którymi przejeżdżały całe pokolenia astronautów. Na pasie startowym stał jakiś samolot kosmiczny, wyglądał jak czarno-biała ćma. A nieco dalej, obok pokrytej rdzą wyrzutni, wznosiła się wysoka biała igła. To musiał być Saturn 5, potomek Apolla 10, prekursora trwających od stu lat wypraw na Księżyc. Ale teraz była już wyżej niż dziób Saturna, wyżej niż astronauci, którzy wspinali się do statków księżycowych.
Wznoszenie się przebiegało szybko i trwało nieprzerwanie. Wkrótce widziała przed sobą całe kilometry plaży. Przylądek Canaveral to była teraz głównie woda i wąski pasek ziemi na srebrzystym bezkresie ciągnącego się na wschód oceanu. Widziała samochody zaparkowane na drogach i koło plaży, na których powiewały maleńkie amerykańskie flagi.
— Ludzie wciąż tu przyjeżdżają, żeby popatrzeć — powiedział Aleksiej, szczerząc zęby w uśmiechu. — Mówią, że kiedy Saturny startują, jest tu niezłe widowisko. Ale Drabina jest na swój sposób bardziej imponująca…
Poczuli szarpnięcie.
— Przepraszam — powiedział Aleksiej. — To koniec przyspieszania. — Postukał w ekran i ukazał się prosty obraz, na którym były wyświetlane wysokość, szybkość, ciśnienie powietrza i czas. — Wysokość trzysta metrów, szybkość maksymalna, i od tej chwili aż do końca ruch będzie się odbywał płynnie.
Ziemia oddalała się coraz bardziej i owo historyczne miejsce, Przylądek Canaveral już po chwili był tylko miejscem na mapie.
Po minucie podróży, na wysokości czterech kilometrów, świat zaczął się zakrzywiać, a wschodni horyzont nabrał kształtu ogromnego łuku. Wielkie skrzydła z ogniwami słonecznymi złożyły się z trzaskiem.
— Nie chwytam — powiedziała Bisesa. — One służą do zasilania? Ogniwa słoneczne są chyba pod spodem.
— Na tym to polega — powiedział Aleksiej. — Pająk jest zasilany przez znajdujące się na ziemi lasery.
— Widziałaś je, mamo — powiedziała Myra.
— Zostawiacie urządzenia zasilające na ziemi. OK. Więc jak długo potrwa ta podróż?
— Poza orbitę geostacjonarną? Aż do punktu spadku? Około dwunastu dni — powiedział Aleksiej.
— Dwanaście dni w tym pudle? — Bisesie nie podobało się to określenie: punkt spadku.
— To naprawdę wielka konstrukcja, mamo — powiedziała Myra, ale najwyraźniej sama była nowicjuszką i nie wydawała się przekonana.
Jeszcze kilka minut i osiągnęli wysokość ośmiu kilometrów, wyżej niż lata większość samolotów. Wtedy usłyszeli huk i poczuli delikatne drgania. Mechanizm blokowy nad ich głowami zmienił ustawienie, włączając inny układ wałków.
I wtedy, nagle, sama taśma uległa zmianie z wąskiego paska o szerokości dłoni na arkusz o szerokości rozłożonej gazety. Była silnie zakrzywiona. Pająk przywarł teraz do zewnętrznego brzegu taśmy.
Aleksiej powiedział:
— To standardowa szerokość taśmy, taka jest przez większą część drogi na orbitę. W dolnych warstwach atmosfery taśma jest węższa ze względu na zagrożenia w dolnej części trasy. Oczywiście obecnie większość złej pogody można utrzymać w bezpiecznej odległości. W rzeczywistości największe zagrożenie dla taśmy istnieje wtedy, gdy wystrzeliwują Saturna; cała powierzchnia Ziemi drży i wierzcie mi, to powoduje wiele skarg.
Dziesięć kilometrów, dwanaście, piętnaście, odległość z każdą chwilą rosła. Krzywizna Ziemi była coraz bardziej widoczna, a niebo nad głową Bisesy przybierało coraz ciemniejszą barwę. Zdała sobie sprawę, że już znajduje się w górnych warstwach atmosfery.
Kolejne gwałtowne przejście nastąpiło, gdy taśma stała się złota.
— To powłoka chroniąca przed korozyjnym działaniem obecnego na dużych wysokościach atomowego tlenu — powiedział Aleksiej.
Wznosili się nieustannie.
— No to rozgośćmy się. — Aleksiej kazał walizce otworzyć się. — Ciśnienie spadnie do jednej trzeciej ciśnienia atmosferycznego, ale będzie bogate w tlen. Tutaj mam maski tlenowe. — Pokazał im maski i zestaw butelek. — Będzie zimno. Kombinezony powinny zapewnić wam ciepło. Mam także ogrzewane koce. — Pogrzebał w walizce. — Spędzimy tu trochę czasu. Są składane łóżka polowe i krzesła. I nadmuchiwany namiot, na wypadek gdybyście nie chciały spać, że tak powiem, pod gołym niebem. Mam podgrzewacze do jedzenia i picia. Obawiam się, że będziemy musieli ponownie wprowadzać do obiegu wodę, ale dysponuję dobrym urządzeniem oczyszczającym.
— I żadnych skafandrów kosmicznych? — powiedziała Bisesa.
— Jeśli wszystko dobrze pójdzie, nie będziemy ich potrzebowali.
— A jeśli nie?
Popatrzył na nią, jak gdyby oceniając jej odwagę.
— Poważnym problemem byłoby, gdybyśmy utknęli na kablu. Jest cała masa mechanizmów odpornych na uszkodzenia, które zapewniają przetrwanie do czasu przybycia pomocy w kolejnym pająku. Nawet gdyby w kabinie miało spaść ciśnienie, mamy kapsuły ratunkowe. Jaja chomika. Niezbyt wygodne, ale praktyczne.
Jaja chomika! Bisesa miała głęboką nadzieję, że do tego nie dojdzie.
— A w najgorszym wypadku?
— Zostaniemy całkowicie odczepieni od taśmy. Musisz zrozumieć, że pewien punkt na trasie windy kosmicznej leży na orbicie geostacjonarnej, co oznacza, że wykonuje pełny obrót wokół Ziemi dokładnie w dwadzieścia cztery godziny. Ściśle mówiąc, tylko na tej wysokości pająk znajduje się na orbicie. Poniżej poruszalibyśmy się zbyt wolno, a powyżej zbyt szybko.
— Więc gdyby pająk się odczepił…
— Znajdując się poniżej orbity geostacjonarnej, spadlibyśmy na Ziemię. — Stuknął w przezroczysty kadłub. — Może na to nie wygląda, ale jest tak skonstruowany, że przetrwa wejście w atmosferę.
— A powyżej tej orbity? Odlecimy od Ziemi, tak?
Mrugnął.
— Istotnie. Ale nie przejmuj się tym. — Wyciągnął butelkę. — Ktoś chce kawy?
Myra chrząknęła.
— Może najpierw powinniśmy ustawić twoją wymyślną toaletę.
— Dobra myśl.
Podczas gdy majstrowali przy toalecie, Bisesa wyglądała przez okno.
Wznosząc się w zupełnej ciszy, wkrótce znalazła się na wysokości stu kilometrów, wyżej, niż latały stare samoloty rakietowe X-15. Niebo nad nią było już prawie czarne, a w zenicie, do którego biegła taśma, lśniąc złociście w promieniach Słońca, migotała gwiazda. Patrząc w tym kierunku, nie widziała śladów jakiejkolwiek konstrukcji powyżej, żadnego śladu przeciwwagi, która, jak wiedziała, musi się znajdować na końcu taśmy, nic poza świecącymi punkcikami innych pająków pełznących po owej nici do nieba. Podejrzewała, że wciąż jeszcze nie zdołała ogarnąć całej skali windy kosmicznej.