Выбрать главу

Bella wiedziała, co ma na myśli. Statki A. I wiedziała, że to najprawdopodobniej oznacza wciągnięcie Edny do akcji. Ale na razie oddaliła od siebie tę myśl.

— Opracuj plan operacji, Bob. Ale nie ma powodu, aby wierzyć, że którykolwiek z posiadanych przez nas rodzajów broni coś zmieni. Musimy się dowiedzieć o tej anomalii czegoś więcej i znaleźć jej słabe punkty. Profesorze Carel, niniejszym zostaje pan oddelegowany do udziału w tym przedsięwzięciu.

Carel pochylił głowę. Paxton powiedział poważnie:

— Jest jeszcze coś.

— Tak?

— Bisesa Dutt. Rozminęliśmy się z nią. Uciekła windą jak szczur.

Bella była zdumiona.

— Windą kosmiczną? I dokąd zmierza?

— Nie wiem. Niedawno opuściła hibernaculum. Możliwe, że ona sama tego nie wie. Ale ktoś to wie, jakiś pieprzony Kosmita.

— Panie admirale — warknęła Bella. — Taki język nam nie pomaga.

Uśmiechnął się chytrze.

— Będę grzeczny. Ale musimy odnaleźć Bisesę Dutt, bez względu na to, komu wejdziemy w paradę.

Bella westchnęła.

— Dobrze. A teraz myślę, że muszę o wszystkim poinformować paru prezydentów. Czy jest jeszcze coś?

Paxton pokręcił głową.

— Zwołajmy konferencję za godzinę. I słuchajcie: nie chcemy żadnych przecieków.

Kiedy zebranie się skończyło, Bella poczuła niepokój. Fakt, że Carel musiał się tutaj przedzierać, dowodził, że gładkość prezentacji nie oznaczała wszechstronnej wiedzy. I gdyby nie ta przypadkowa obserwacja bystrej studentki Carela, nie byliby w stanie odkryć prawdziwej natury tego artefaktu, tej broni, tej bomby Q.

Czego jeszcze nie wiedzieli? Czego jeszcze nie dostrzegali? Czego jeszcze?

14. Poza orbitą

Prawie całe podniecenie nieustannym wznoszeniem się minęło w ciągu pierwszych dwudziestu czterech godzin. Bisesa nie uwierzyłaby w to, kiedy opuszczali Ziemię, ale szybko ją to znudziło.

Kiedy nieustannie malała siła ciążenia, unoszące się koce, fragmenty ubrania i jedzenia coraz bardziej zaśmiecały kabinę. Bisesa pomyślała, że przypomina to biwakowanie w spadającej windzie. Szczególnie nieprzyjemne były kawałki ściętych włosów Aleksieja. I trudno było się myć. Mieli wystarczającą ilość wody pitnej, ale w tej kabinie towarowej nie było prysznica. Po pierwszych kilku dniach kabina, jak było do przewidzenia, śmierdziała jak ubikacja.

Bisesa próbowała wykorzystywać czas konstruktywnie. Powracała do zdrowia po pobycie w hibernaculum. Dużo spała, a Aleksiej i Myra pomagali jej wykonywać ćwiczenia w warunkach małej siły ciążenia, zapierając się o ściany, aby wzmocnić mięśnie. Ale można było tylko wykonywać ćwiczenia albo spać.

Aleksiej także miał zajęcie. Rzucił się w wir pracy, sprawdzając systemy pająka, wykonując dwa razy dziennie próby funkcjonowania rozmaitych urządzeń. Dokonał nawet oględzin szwów kadłuba i filtrów. Kiedy pracował, mruczał i podśpiewywał dziwne, szalone hymny do Słońca.

Bisesa dotąd nie porozmawiała z córką, nie tak, jak tego pragnęła. Odniosła wrażenie, że Myra zapadła się w siebie; podczas gdy Bisesa spała, Myra wydawała się pogrążać w mrokach depresji. Bisesa powiedziała sobie, że będzie czas zająć się tym później.

Patrzyła, jak Ziemia maleje, staje się malutkim globem gdzieś na końcu taśmy, która teraz po obu stronach wydawała się nie mieć końca.

Raz powiedziała:

— Szkoda, że świat się nie obraca, wtedy mogłabym poszukać innych taśm. Nawet nie wiem, ile ich jest.

Myra policzyła na palcach.

— Modimo w Afryce. Bandara w Australii — to matka ich wszystkich. Jianmu w Chinach. Marahuaka w Wenezueli. Wszystkie zostały nazwane imionami bogów niebios. W Europie jest Yggdrasil.

— Ta nazwa pochodzi od staroskandynawskiego drzewa świata.

— Tak.

— A Amerykanie mają Drabinę Jakubową.

Aleksiej uśmiechnął się.

— „We śnie ujrzał drabinę opartą na ziemi sięgającą swym wierzchołkiem nieba, oraz aniołów Bożych, którzy wchodzili w górę i schodzili na dół”. Księga Rodzaju, 28.12.

Myra powiedziała:

— Ameryka to wciąż dość chrześcijański kraj. Myślę, że odrzucono wszystkie rdzennie amerykańskie imiona pochodzące od drzewa świata. Przeprowadzono w tej sprawie głosowanie.

— Dlaczego w tak wielu kulturach istnieją mity związane z drzewem świata? To wydaje się dziwne.

Aleksiej powiedział:

— Niektórzy antropologowie twierdzą, że to po prostu reakcja na cechy chmur: zmarszczki i fale, które wyglądają jak gałęzie lub szczeble. A może to mit o Drodze Mlecznej. Inni mówią, że może chodzić o jakieś zjawisko z udziałem plazmy. Może związane z aktywnością Słońca.

Myra powiedziała:

— Wielu ludzi boi się wind kosmicznych. Niektórzy uważają je za bluźnierstwo. Drogę na skróty do Boga. W końcu za ludzkiej pamięci stanęliśmy w obliczu zagrożenia ze strony nieba.

— I dlatego zaatakowano afrykańską windę — powiedział Aleksiej. — To jest bez sensu, ale tak już jest.

— Jak na Kosmitę dużo wiesz o ziemskiej kulturze.

— Bo mnie interesuje. Ale patrzę na nią z zewnątrz. Przypuszczam, że z antropologicznego punktu widzenia.

Bisesa odniosła wrażenie, że została potraktowana protekcjonalnie.

— Przypuszczam, że wszyscy Kosmici są równie racjonalni jak komputery.

— Och, nie — uśmiechnął się Aleksiej. — Pracujemy nad zupełnie nowym rodzajem zahamowań.

Ciągle wznosili się w górę. Kiedy planeta skurczyła się z wielkości piłki nożnej do rozmiarów grapefruita, a potem piłki do krykieta, była już zbyt mała, by Bisesa mogła dostrzec poszczególne kontynenty i zwolna do jej umysłu przenikało niejasne poczucie ogromnej skali tego, gdzie się znalazła.

* * *

Po trzech dniach od chwili wyruszenia z Ziemi minęli pierwszą wyraźną konstrukcję. Zebrali się w środku kabiny, aby patrzeć, jak się zbliża.

Był to luźny pierścień nadmuchanych członów, w przybliżeniu cylindrycznych, jaskrawo pomalowanych, były olbrzymie, każdy wielkości małego budynku, w promieniach słońca świeciły jak wielkie zabawki. Aleksiej powiedział im, że to tematyczny park rozrywki, ale jeszcze niedokończony i niezamieszkany.

— Jego oficjalna nazwa to „U Jakuba”. Głównym inwestorem jest Disney. Mają nadzieję, że odzyskają część pieniędzy, jakie utopili w starych, naziemnych parkach rozrywki.

— Dobre miejsce na hotel — powiedziała Myra. — Tylko trzy dni drogi i nadal jedna dziesiąta siły ciążenia, wystarczy, żeby uniknąć wszelkich niedogodności zerowej grawitacji.

— Teraz zdajesz sobie sprawę, co możesz zrobić, mając do dyspozycji windę kosmiczną — mruknął Aleksiej. — Nie zwykłą, tanią windę, lecz bardzo ciężką. O wielkiej ładowności. Ten park rozrywki to błahostka, ale to dopiero początek. Powstaną inne społeczności, miasta na niebie rozmieszczone wzdłuż wind kosmicznych. Całe nowe królestwo. Jak koleje w dziewiętnastym wieku.

Bisesa poczuła, że musi chwycić Myrę za rękę.

— Żyjemy w niezwykłych czasach, prawda?

— Tak, mamo.

Po chwili park przemknął obok nich i po raz pierwszy od wielu dni Bisesa odczuła prawdziwą szybkość ich ruchu. Ale potem znów powróciło wrażenie braku upływu czasu, braku ruchu, gdy oddalali się coraz bardziej od Ziemi.

* * *

Ósmego dnia minęli orbitę geostacjonarną. Przez jedną krótką chwilę znajdowali się w obszarze o zerowej grawitacji, okrążając Ziemię jak każdy przyzwoity satelita, chociaż od kilku dni siła ciążenia była tak nikła, że prawie nie odczuli różnicy.