Na orbicie geostacjonarnej znajdowała się kolejna konstrukcja, ogromne koło, którego piasta obejmowała taśmę. Konstrukcja była niedokończona. Bisesa widziała małe statki poruszające się wokół olbrzymiego rusztowania i błyski palników spawalniczych. A gdzie indziej ogromne szklane panele, za którymi widać było zielonkawy blask żywych istot.
Stacja geostacjonarna spłynęła w dół i minęli ją, patrząc, jak maleje w oddali.
Obecnie efektywna siła ciążenia wewnątrz pająka zmieniła orientację, gdy siła odśrodkowa zrównoważyła siłę ciążenia ziemskiego i przekroczyła jej wielkość, próbując odrzucić ich na zewnątrz. Teraz „dół” był skierowany od Ziemi, która wyglądała jak ziarnko grochu. Musieli „przemeblować” kabinę, sufit bowiem stał się podłogą i na odwrót. Aleksiej powiedział, że kabiny przeznaczone do przewozu pasażerów dokonują takiej zmiany automatycznie.
Ta zmiana była jedynym interesującym wydarzeniem w ciągu dni po minięciu orbity geostacjonarnej.
Ale Bisesa dowiedziała się, że nie będą ciągnieni przez całą drogę aż do przeciwwagi, która znajdowała się o trzynaście dni drogi od orbity geostacjonarnej i dwadzieścia jeden dni drogi od Ziemi. I w końcu zrozumiała, że tam znajduje się cmentarz pająków.
— Trzeba zwiększać masę przeciwwagi, by zrównoważyć rosnącą masę taśmy — powiedział Aleksiej. — I dlatego, jeśli nie liczyć budowaczy, żaden pająk towarowy nie wraca na Ziemię.
Bisesa rozejrzała się po zagraconej, brudnej kabinie. Poczuła ukłucie żalu.
— I tam właśnie wyląduje nasz pająk?
— Och, nie — powiedział Aleksiej. — Nie dotrze dalej niż dwanaście dni drogi od Ziemi.
Bisesa spojrzała na Myrę, która, jak wyczuwała, ma niemal równie mgliste pojęcie, co ich czeka, jak ona sama.
— I co wtedy?
— Pamiętacie, jak powiedziałem, że gdyby pająk został odczepiony poniżej orbity geostacjonarnej, spadlibyśmy z powrotem na Ziemię? Ale jeśli stanie się to powyżej…
— Zostaniemy wyrzuceni z obszaru przyciągania Ziemi — powiedziała Myra. — W przestrzeń międzyplanetarną.
— Jeśli wybierzemy odpowiednią wysokość, na której opuścimy windę, będziemy mogli wykorzystać pęd pająka, żeby się dostać, gdziekolwiek chcemy. Na przykład na Księżyc.
— I tam właśnie zmierzamy?
Aleksiej uśmiechnął się.
— Och, trochę dalej.
— Więc dokąd, u licha? Teraz tajemnica nie ma już żadnego sensu. Jak tylko opuścimy windę, władze dowiedzą się, dokąd zmierzamy.
— Na Marsa, mamo. Na Marsa.
Bisesa była oszołomiona.
— Na Marsa?
— Gdzie… gdzie coś na ciebie czeka.
— Ale ta mała kapsuła nie pozwoli nam utrzymać się przy życiu przez całą drogę na Marsa.
— Jasne, że nie — powiedział Aleksiej. — Ktoś nas zabierze. Spotkamy się ze statkiem świetlnym. Statkiem poruszanym przez żagle słoneczne. Już jest w drodze.
Bisesa zmarszczyła brwi.
— Nie mamy rakiet, prawda? Kiedy się odczepimy od taśmy, nie będziemy dysponować żadną siłą napędową.
— Nie będziemy jej potrzebowali. Statek nas odnajdzie.
— Wielki Boże — powiedziała Bisesa. — A jeśli coś pójdzie nie tak…
Aleksiej tylko się uśmiechnął nieporuszony.
Rozmawiając z nim w ciągu tych długich dni, Bisesa myślała, że zaczyna rozumieć jego psychikę — psychikę Kosmity, nieco odmienną od psychiki Ziemianina.
Aleksieja przenikał jakiś chorobliwy lęk przed awarią znajdujących się wokół mechanizmów, ponieważ był od nich zależny przez całe życie. Ale z drugiej strony nie miał żadnych wątpliwości co do pewności orbit, trajektorii i spotkań; zamieszkiwał królestwo, w którym mechanika nieba najwyraźniej rządziła wszystkim, potężny, cichy mechanizm, który nigdy się nie psuł. Więc kiedy się odczepi od taśmy, wierzył, że będzie bezpieczny, było dla niego nie do pomyślenia, że spotkanie ze statkiem świetlnym może nie dojść do skutku. Natomiast Bisesa i Myra były przerażone taką ewentualnością.
Gdzieś tu leży klucz do zrozumienia Aleksieja i tego pokolenia Kosmitów, pomyślała Bisesa. Pomyślała też, że rozumiałaby go jeszcze lepiej, gdyby mogła zrozumieć osobliwe modlitwy, które cicho recytował, kiedy się czymś niepokoił — psalmy do „Słońca Niepokonanego”.
Dwunastego dnia siedzieli na składanych siedzeniach, przywiązawszy wszystkie swoje rzeczy, w oczekiwaniu na nagły stan nieważkości, jaki wystąpi, gdy Aleksiej odpali sworznie wybuchowe, które oderwą kabinę od bloku.
Aleksiej przyjrzał się swym towarzyszkom.
— Czy ktoś czeka na odliczanie?
— Zamknij się — powiedziała Myra.
Bisesa popatrzyła na taśmę, która przez dwanaście dni stanowiła jej więź ze światem realnym, a potem na Ziemię, która teraz zmniejszyła się do rozmiarów kamyka. Zastanawiała się, czy jeszcze kiedykolwiek zobaczy ją w całej krasie. I co ją czeka, zanim to się wydarzy.
Aleksiej szepnął:
— Uwaga…
Na dole, na suficie kabiny, która teraz była podłogą, zajaśniał błysk. Taśma zdumiewająco szybko opadła i grawitacja znikła. Nieumocowane rzeczy toczyły się wokół, a Aleksiej nie przestawał się śmiać.
15. Liberator
John Metternes, mechanik statku, wywołał Ednę z Achillesa. Było kolejne opóźnienie. Technicy pracujący na asteroidzie ciągle nie byli zadowoleni z osłony magnetycznej granulek antymaterii.
Jeszcze parę takich opóźnień i Liberatorowi umknie kolejny dogodny moment startu do próbnego rejsu.
Edna Fingal wyjrzała przez grube panoramiczne okno, patrząc w stronę przeciwną do pozwijanej powierzchni asteroidy, aby odszukać Słońce, które tu, na orbicie Jowisza, znajdowało się tak daleko, że prawie nie było widać jego tarczy. Niecierpliwiła się, tkwiąc pośród cichego szumu mechanizmów kabiny załogi i zapachu nowej wykładziny. Czekanie nie było jej mocną stroną.
W głębi ducha wiedziała, że musi czekać, aż technicy zyskają absolutną pewność. Liberator zależał od nowej i jeszcze niesprawdzonej technologii i o ile Edna się orientowała, te magnetyczne butle zawierające antymaterię nigdy nie były idealnie stabilne; można było najwyżej oczekiwać kontrolowanej niestabilności, która trwała wystarczająco długo, żeby się wycofać. Uważano, że awaria osłony była przyczyną utraty prototypowego poprzednika Liberatora oraz Mary Lanchester i Theona Woese’a, dwóch członków jego załogi.
Ale tutaj coś się zbliżało z mroków kosmosu, coś cichego, obcego i wrogiego. Już było wewnątrz orbity Jowisza, bliżej Słońca niż Edna. Edna była kapitanem jedynego poruszającego się w przestrzeni kosmicznej statku wojennego, już bliskiego gotowości bojowej, jedynego sprawnego statku w pierwszej eskadrze Kosmicznej Grupy Uderzeniowej. Paliła się do spotkania z obcym.
Jak to często robiła, próbowała uwolnić się od napięcia, myśląc o rodzinie.
Spojrzała na chronometr. Był nastawiony na czas Houston, jak wszystkie zegary główne na obszarach zamieszkanych przez człowieka, i w myśli przeliczyła go na czas DC. Trzyletnia córka Edny, Thea, powinna o tej porze być w przedszkolu. Dom Edny znajdował się na zachodnim wybrzeżu, ale wybrała szkołę w Waszyngtonie, tak aby Thea mogła być blisko babki. Edna lubiła sobie wyobrażać, gdzie jest Thea o każdej porze dnia.