Cassie zastanowiła się.
— Cieszę się, że twojej córce nic się nie stało.
— Dziękuję. Ale atak nie powiódł się. — Rozłożyła ręce. — Jak myślisz, co powinnam teraz uczynić?
Cassie znów się zastanowiła.
— Wszyscy widzieli to zderzenie, na Ziemi i poza nią. Wiedzą, że coś się wydarzyło. Pytanie, co im powiesz.
— Prawdę? Że świat się skończy w dniu Bożego Narodzenia? — Roześmiała się, sama nie bardzo wiedząc dlaczego. — Bob Paxton powiedziałby, że będzie panika.
— Ludzie już przedtem stawali w obliczu trudnych sytuacji — powiedziała Cassie. — I na ogół przetrwali.
— Zbiorowa histeria to powszechnie znane zjawisko, Cassie. Doniesienia o niej pojawiają się już w średniowieczu. Występuje na przykład w wyniku utraty zaufania do rządu. Ważną częścią mojego działania jest, aby do niej nie dopuścić. Powiedziałaś, że rządy, dla których pracuję, utraciły zaufanie.
— OK. Znasz swoje obowiązki. Ale ludzie będą musieli poczynić przygotowania. Rodzina i tak dalej. Jeżeli się dowiedzą.
Oczywiście to była prawda. Patrząc na twarz Cassie, kamienną i pełną determinacji, twarz kobiety, której dzieci także znalazły się w niebezpieczeństwie, Bella pomyślała, że w nadchodzących dniach i tygodniach może wykorzystać tę kobietę u swego boku. Jako głos rozsądku, pośród przepełnionych gniewem ludzi.
A ktoś właśnie jej wymyślał. Spojrzała w dół i zobaczyła rozwścieczoną twarz Boba Paxtona, który darł się, żeby zwrócić jej uwagę. Niechętnie zwiększyła głośność.
— Mamy jeszcze jedną opcję, pani przewodnicząca. Może powinniśmy ją wykorzystać, zanim zaczniemy rozdawać pigułki na samobójstwo.
— Bisesa Dutt.
— Kluczyliśmy wokół tych popaprańców na Marsie. Teraz musimy ściągnąć stamtąd tę kobietę i umieścić ją w bezpiecznym miejscu. Najwyraźniej od tego zależy przyszłość Ziemi. Bo niech mi pani wierzy, nie mamy już nic innego. — Przerwał, ciężko dysząc.
Cassie mruknęła:
— Nie jestem pewna, o czym on mówi. Ale jeśli jest jeszcze jakaś opcja… — Wzięła głęboki oddech. — Nie mogę uwierzyć, że to mówię. Myślę, że to nie jest coś takiego jak burza słoneczna, kiedy wszyscy musieliśmy wiedzieć, co się zbliża, żeby zbudować tarczę. Tym razem nic nie możemy zrobić. Można ludziom oszczędzić zmartwień, dopóki ta ostatnia opcja istnieje. A potem, kiedy naprawdę nie będzie już żadnej nadziei…
— Więc im skłamiemy.
— Powiemy, że był to test nowej broni i że nie powiódł się. Zresztą jest to bliskie prawdy.
Bella wskazała obraz Edny.
— Talesie, chcę wysłać wiadomość do Liberatora. Supertajną.
— Tak, Bello.
— Słuchaj Cassie, czy jesteś wolna w ciągu najbliższych kilku godzin? Chciałabym jeszcze z tobą porozmawiać.
Cassie była zaskoczona. Ale powiedziała:
— Oczywiście.
— Kanał jest otwarty. Możesz mówić, Bello.
— Edna, to ja. Posłuchaj, kochanie, mam dla ciebie nowe zadanie. Chcę, żebyś się udała na Marsa…
Mówiąc zerknęła na kalendarz. Zostało jeszcze tylko kilka miesięcy. Od tej chwili, jak przeczuwała, cokolwiek się wydarzy, napięcie będzie rosło i wypadki będą biegły coraz szybciej. Miała jedynie nadzieję, że będzie w stanie zachować trzeźwy osąd sytuacji.
CZĘŚĆ CZWARTA
Decyzje
47. Opcje
Jurij wbiegł do środka i rozłożył elastyczny ekran na stole.
— W końcu udało mi się ściągnąć to z Mira…
Ekran zaczęły wypełniać obrazy, zamglone fotografie i niebiesko-zielone ołówkowe szkice.
Puszka nr Dwa w Stacji Wellsa, czyli „dom”, była wyposażona w jeden duży, nadmuchiwany stół, używany podczas posiłków i konferencji, który służył także jako powierzchnia robocza. Stół miał budowę modułową, można go było rozdzielić na dwie lub trzy części. Myra doszła do wniosku, że to jeszcze jeden przejaw psychologii odosobnienia. Członkowie załogi nie musieli spożywać posiłków wspólnie, jeśli nie mieli na to ochoty.
Teraz części stołu zestawiono razem. Przez wiele dni był wykorzystywany jako miejsce niekończącej się konferencji. Jurij próbował coś wywnioskować z obrazów alternatywnego Marsa, które telefon Bisesy nieznośnie powoli przesyłał przez wąskopasmowe łącze Oka. Ellie ślęczała nad analizą klatki grawitacyjnej Oka. Jedynie Hanse Critchfield nie zajmował się żadnym aspektem zagrożenia związanego z bombą Q, twierdząc, że jest bardziej przydatny, pracując przy swoich ukochanych maszynach.
A Myra, Aleksiej i Grendel Speth, mając stosunkowo niewiele do zaofiarowania, siedzieli ponuro przy porysowanym stole, popijając chłodną niskociśnieniową kawę.
Myra pomyślała, że w tym marsjańskim okrąglaku widać ślady zaniedbania, w porównaniu z drogim, rzec można wystawnym, jasno oświetlonym otoczeniem Cyklopa. Mimo to, jak nie przestawała ich zapewniać Atena, znajdowali się w centrum reakcji na zagrożenie o kosmicznych rozmiarach. Detonacja w pasie asteroid była widoczna we wszystkich zasiedlonych przez człowieka światach. Większość mieszkańców Ziemi, wciąż nie mogąc się otrząsnąć z szoku po burzy słonecznej, zgromadziła się w podobnych do bunkrów domach i czekała.
Ale czas się kończył. A na Marsie czuło się rosnącą panikę. Statek wojenny Liberator był teraz tylko o kilka dni drogi i wszyscy wiedzieli, dlaczego się zbliża.
— Dobrze — powiedział Jurij. — Oto, co mamy. Jak rozumiem, zgadzamy się co do tego, że wszechświat Mira składa się z szeregu plastrów czasu. Prezentacja form życia w układzie słonecznym w jego apogeum w każdym ze światów.
— Wszystkie dzieci Słońca w najlepszej formie — powiedziała Grendel. — Ale to nie może tak trwać. Chodzi mi o to, że zarówno Wenus, jak i Mars musiały osiągnąć szczyt lokalnej różnorodności biologicznej we wczesnych okresach istnienia układu słonecznego, kiedy Słońce było znacznie zimniejsze. Z tego co wiemy, Słońce Mira jest Słońcem z trzynastego wieku. Tamto Słońce jest zbyt gorące dla tych światów. Nie przetrwają długo.
— Ale — warknął Jurij — rzecz w tym, że są to światy układu słonecznego, jakimi były w odległej przeszłości. Chodzi o to, jak ewoluowały z przeszłości do teraźniejszości, co takiego się wydarzyło, co uczyniło je takimi, jakie są teraz. Popatrzcie na Wenus. Wydaje nam się, że rozumiemy ten przypadek — powiedział. — Tak? Olbrzymia cieplarnia, parujące oceany, woda rozkładana przez światło słoneczne i utracona na zawsze… Kiedyś Wenus była wilgotna, błękitna i pogodna. Znajdując się zbyt blisko Słońca, uległa przegrzaniu, a oceany wyparowały. Po ucieczce wody w przestrzeń kosmiczną na Wenus utworzyła się nowa, gęsta atmosfera z dwutlenku węgla, uwolnionego z wyschniętego dna morskiego, a efekt cieplarniany potęgował się, aż ziemia, rozgrzana do czerwoności, zaczęła świecić. Prawdziwy horror, ale rozumiemy to. Nasze modele sprawdzają się dla Wenus — powiedział Jurij. — Tak? Ale przejdźmy teraz do Marsa. Mars był niegdyś podobny do Ziemi, ale jako zbyt mały i zbyt odległy od Słońca, wysechł i ostygł. Tyle rozumiemy. Ale spójrzcie na to.
Pokazał profile starego Marsa, na którym się znajdowali i młodego Marsa z wszechświata Mira. Półkula północna starego Marsa była wyraźnie obniżona w stosunku do regularnego łuku jego młodszego wcielenia.
— Coś się tu wydarzyło — powiedział Jurij z rosnącym gniewem. — Coś niezwykle gwałtownego.