Myra zrozumiała. To musiało być jak młot wbijający się w czaszkę, potężne uderzenie skierowane tutaj, w biegun północny. Było na tyle silne, że utworzyło Vastitas Borealis, jakby krater obejmujący całą półkulę północną.
Wszyscy natychmiast zrozumieli implikacje tego, co zobaczyli.
— Bomba Q — powiedział Aleksiej. — Odpowiednio dobrana do masy Marsa. I skierowana tutaj, prosto w biegun północny. Taki byłby rezultat. Ale dlaczego? Dlaczego uderzenie skierowano w Marsa, a nie w Wenus?
— Ponieważ Wenus była niegroźna — warknął Jurij. — Wenus to był wodny świat. Nawet gdyby powstały tam istoty obdarzone inteligencją, byłaby to jedynie jakaś kultura istniejąca na dnie morza, wykorzystująca metale z otworów termicznych w skorupie ziemskiej. Istoty takie po prostu nie mogłyby utworzyć żadnych struktur, które byłyby widoczne z oddali. Dróg czy miast.
— Ale Marsjanie tak — powiedziała Myra.
I w nagrodę nastąpiło potężne, niszczące uderzenie.
Grendel była coraz bardziej podekscytowana.
— Myślę, że widać tutaj elementy pewnej strategii. Celem Pierworodnych wydaje się być zahamowanie rozwoju zaawansowanych technologicznie cywilizacji. Jednak działają oszczędnie. Jeśli jakiś układ gwiezdny stanowi dla nich powód zaniepokojenia, najpierw zsyłają nań burzę słoneczną. Działa jak prymitywna lampa lutownicza, ale jest to tani sposób wyjałowienia całego układu. Założę się, że jeśli zaczniemy kopać dostatecznie głęboko, znajdziemy ślady co najmniej jednej burzy słonecznej z odległej przeszłości. Ale jeśli burza słoneczna nie przyniesie wyniku, jeśli światy nadal stanowią problem, wykonują uderzenie o charakterze chirurgicznym. Tak jak to uczynili w wypadku Marsa. I tak jak teraz mają to uczynić z Ziemią.
— Musicie przyznać, że są staranni — powiedział Jurij.
Aleksiej powiedział:
— Wiemy od Ateny i tego Świadka, że nie jesteśmy jedyni. Operacje Pierworodnych obejmują znaczne obszary czasu i przestrzeni. „Przed nim ogień pożerający, a za nim płomień palący, ziemia ta jest przed nim jak ogród Eden, lecz po nim będzie pustym stepem i przed nim nikt nie ujdzie”. Księga Joela.
Myra uniosła brwi.
— Nie bądźmy hipokrytami. Może fauna Australii i Ameryki czuła to samo w stosunku do nas.
— Oni są jak bogowie — powiedział Aleksiej, wciąż w apokaliptycznym nastroju. — Może powinniśmy im oddawać cześć.
— Lepiej nie — sucho powiedział Jurij. — Marsjanie tego nie robili.
— To prawda — odezwała się Ellie. Wpadła do pokoju z elastycznym ekranem. — Marsjanie ruszyli do walki. Może i my możemy. — Pośród panującego w pokoju pełnego lęku przygnębienia Ellie szczerzyła zęby w uśmiechu.
— Pamiętacie to?
Rozłożyła swój ekran tak, aby wszyscy mogli zobaczyć znajomy łańcuch symboli: trójkąta, czworokąta, pięciokąta i sześciokąta.
— Moje programy analizujące spekulowały, co to może znaczyć. I doszły do zgodnego przekonania — także co do czasu — i myślę, że to się trzyma kupy.
— Mów — warknął Jurij.
— Popatrzcie na te figury. Co widzicie?
Aleksiej powiedział:
— Trójkąt, czworokąt, pięciokąt, sześciokąt. I co z tego?
— Ile boków?
Jurij powiedział:
— Trzy, cztery, pięć, sześć.
— A gdybyś kontynuował ten ciąg? Co dalej?
— Siedem boków. Siedmiokąt. Osiem. Ośmiokąt. — Był w rozterce i spojrzał na Myrę. — Dziewięciokąt?
— Brzmi prawdopodobnie — powiedziała Myra.
— A potem? — nie ustępowała Ellie.
Aleksiej powiedział:
— Dziesięć boków, jedenaście, dwanaście…
— A jeśli będziesz wciąż szedł dalej? Gdzie kończy się ten ciąg?
— W nieskończoności — powiedziała Myra. — Wielokąt o nieskończonej liczbie boków.
— Czyli?
— Koło…
Jurij spytał:
— Co ty właściwie tam masz, Ellie?
— Marsjanom nie udało się zapobiec uderzeniu bomby Q, czy też tego, co Pierworodni użyli przeciw nim. Ale myślę, że to jest symboliczny zapis tego, co osiągnęli. Zaczynając od tego, co mogli zbudować — rozumiecie, trójkąt, kwadrat, proste figury geometryczne — jakoś udało im się dokonać ekstrapolacji. Wykorzystując swoje skończone środki, schwytali nieskończoność. I uwięzili Oko, które musiało się znajdować bezpośrednio nad punktem zerowym, aby być świadkiem zniszczenia planety. — Zerknęła na Aleksieja. — Rzucili wyzwanie bogom, Aleksiej. Grendel chrząknęła.
— Jakie to pocieszające — powiedziała kwaśno. — Ale mimo to Marsjanie zostali zmieceni z powierzchni ziemi. Jaka szkoda, że nie ma ich tutaj, abyśmy mogli poprosić ich o pomoc.
— Ależ oni istnieją — powiedziała Ellie.
Wszyscy wlepili w nią wzrok.
Myśli Myry galopowały.
— Ona ma rację. A gdyby istniał sposób wysłania wiadomości nie do naszego Marsa, ale do Marsa z wszechświata Mira! Och, tam nie ma statków kosmicznych.
— Ani radia — wtrącił Aleksiej.
Myra nie poddawała się.
— Ale mimo to…
Jurij warknął:
— Co ty, u diabła, mówisz?
Ellie powiedziała szybko:
— Na początek moglibyśmy po prostu wysłać te symbole. Żeby pokazać, że rozumiemy. Moglibyśmy w ten sposób sprowokować Marsjan z wszechświata Mira do działania. Chodzi mi o to, że przynajmniej niektórzy z nich mogą pochodzić z plastra czasu, w którym zdawali sobie sprawę z istnienia Pierworodnych.
Grendel pokręciła głową.
— Mówisz poważnie? Zgodnie z twoim planem mamy wysłać wiadomość do równoległego wszechświata, w nadziei że jest tam wyrwana z czasu marsjańska cywilizacja, coś jak space opera w układzie słonecznym. Czy dobrze cię zrozumiałam?
— Myślę, że teraz nie czas na zdrowy rozsądek, Grendel — powiedziała Myra. — Żadne konwencjonalne środki, jakich użyła flota, nie przyniosły rezultatu. Potrzebujemy więc środków niekonwencjonalnych. Zaprojektowanie tarczy przeciw burzy słonecznej wymagało mnóstwa niestandardowych pomysłów, a jej zbudowanie niesłychanego wysiłku nas wszystkich. Może znowu musimy uczynić to samo.
Posypał się grad pytań i rozpętała się dyskusja. Czy niepewna łączność wykorzystująca marsjańskie Oko do nawiązania kontaktu z telefonem Bisesy jest na tyle niezawodna, aby doprowadzić rzecz do skutku? A poza tym w jaki sposób dziewiętnastowieczni Amerykanie ze skutego lodem Chicago mają się komunikować z Marsjanami? Za pomocą telepatii? Wiele pytań, niewiele odpowiedzi.
— OK — powoli powiedział Jurij. — Najważniejsze pytanie brzmi: co się stanie, jeśli Marsjanie rzeczywiście zareagują? Co mogą zrobić?
— Odeprzeć atak bomby Q za pomocą swych trójnogich machin wojennych i palących promieni — powiedziała Grendel szyderczo.
— Mówię poważnie. Musimy się nad tym zastanowić — powiedział Jurij. — Opracujmy możliwe scenariusze. Ellie, może ty mogłabyś się tym zająć. Gry wojenne w odpowiedzi na atak bomby Q.
Ellie kiwnęła głową.
Aleksiej powiedział:
— Nawet jeśli Bisesa znajdzie sposób, by to zrobić, może powinniśmy mieć prawo weta, próbując dojść, jak mogą zareagować Marsjanie. I powinniśmy to przekazać Atenie. Decyzja nie powinna należeć jedynie do nas.
— OK — powiedział Jurij. — W międzyczasie możemy się do tego zabrać. Dobra? Chyba że ktoś ma lepszy pomysł. — Jego złość zastąpiło coś w rodzaju euforii. — Hej. Skąd te ponure twarze? Słuchajcie, jesteśmy tu jak banda pogrążonych w śnie zimowym niedźwiedzi polarnych. Ale jeśli to się powiedzie, będziemy sławni. Namalują obrazy przedstawiające tę scenę. Jak podpisanie Deklaracji Niepodległości.