Выбрать главу

Bisesa usłyszała brzęk tłuczonego szkła i pijacki śmiech, a potem głuchy huk. Odwróciwszy się, zobaczyła płomienie, które buchały z zaciemnionych górnych okien hotelu Lexington.

53. Aurora

7 grudnia 2070 roku

Mając u boku Billa Carela i Boba Paxtona, Bella Fingal wyjrzała przez małe wypukłe okienko wahadłowca, kiedy zbliżali się do jednego z najsławniejszych statków kosmicznych w całej historii ludzkości.

Po pełnych napięcia ostatnich miesiącach Bella czuła się kompletnie wyczerpana. Ale teraz było już prawie po wszystkim. Zostało jeszcze tylko kilka dni do chwili największego zbliżenia bomby Q do Ziemi, „dnia Q”, jak ochrzcili go sprawozdawcy. Astronomowie i wojsko zapewniali ją codziennie, że bomba wciąż porusza się po zakrzywionym torze, jaki obrała po tym, jak Oko na Marsie nagle obudziło się do życia. Bomba Q miała przejść bardzo blisko, przecinając obszar między Ziemią i Księżycem, ale nie uderzy w planetę.

Bella musiała zaplanować wszystko tak, jakby to była prawda. Na przykład dzisiaj musiała wziąć udział w tej konferencji na Aurorze, wypełniając jeden ze swych ostatnich obowiązków, a mianowicie otwierając nową debatę na temat przyszłości rodzaju ludzkiego. Ale podejrzewała, że tak jak pozostała część ludzkiej rasy naprawdę w to nie uwierzy, dopóki bomba Q rzeczywiście ich nie minie, nie czyniąc żadnej szkody. I podobnie jak większość ludzi zamierzała spędzić dzień Q razem z rodziną.

Potem będzie mogła w końcu zrzucić brzemię swego urzędu i oddać się w ręce trybunału zbrodni wojennych w Hadze i wtedy decyzje będzie musiał podejmować już ktoś inny. Była z tego zadowolona. Nawet po tym, jak została zwolniona ze stanowiska przed ostatnim aktem tego ponurego dramatu, opuszczeniem Marsa.

Wahadłowiec zakręcił. Nudziła się, niemal zapomniała, gdzie się znajduje. Wyjrzała przez okno, skupiając wzrok na niezwykłym, choć dobrze znanym widoku.

Lśniąc w ostrym świetle słonecznym, Aurora 2 wyglądała niezgrabnie i krucho. Przypominała pałkę tamburmajora, stanowiąc cienką, długą na dwieście metrów rurę, łączącą zespoły napędowe i pomieszczenia mieszkalne. Statek był poważnie zniszczony, farba schodziła płatami, ogniwa słoneczne poczerniały i pozwijały się, a część kadłuba, gdzie mieściły się pomieszczenia załogi, była spalona i powyginana, odsłaniając rozpórki i przegrody. Aurora wyraźnie została poddana działaniu straszliwego żaru. Ale wypełniła swoje zadanie.

Aurora była drugim statkiem załogowym, jaki wysłano na Marsa. Planowano, że zabierze Boba Paxtona i jego załogę, która miała powrócić do domu w glorii bohaterów kosmosu. Ale burza słoneczna pokrzyżowała te plany i Aurorę 2, jeden z największych statków kosmicznych owych czasów, trzeba było wykorzystać do innego celu niż badanie kosmosu, dlatego sprowadzono ją na Ziemię. L1, punkt stacjonarny położony między Słońcem i Ziemią, stanowił logiczne miejsce usytuowania tarczy, która miała osłaniać Ziemię przed burzą słoneczną. I właśnie tutaj umieszczono Aurorę, która miała służyć za dom dla budowniczych tarczy.

Teraz tarczy nie było. Burza pozostawiła po sobie monumentalny wrak, który został rozmontowany, a jego części wykorzystano do budowy nowych stacji w przestrzeni kosmicznej i na Księżycu. Ale sama Aurora została tutaj, w punkcie L1, jako trwały pomnik tych zdumiewających dni, a kikut samej tarczy unosił się wokół statku, zaś jej lśniąca powierzchnia wyrastała spiralnie z kadłuba, niczym pajęcza sieć.

Bella spojrzała na współpasażerów. Bill Carel, słabowity i lekko drżący, z twarzą zmienioną gniewem z powodu zdrady swego syna, prawie nie zauważał zbliżającego się statku.

Wyraz twarzy Boba Paxtona trudniej było odczytać.

Sama Bella służyła na tarczy podczas burzy słonecznej i od tego czasu była tu wielokrotnie, z okazji uroczystości upamiętniających kogoś, oddawania czegoś do użytku, otwarcia muzeum czy rozmaitych rocznic. Ale z Bobem Paxtonem było inaczej. Jak tylko powrócił po burzy na Ziemię, uporał się jak najszybciej z całą serią uroczystości nadawania odznaczeń i tym podobnych. Potem wrócił do wojska i ostatecznie poświęcił życie problemowi, jak sobie poradzić z przyszłym zagrożeniem ze strony Pierworodnych. Paxton nigdy nie był w punkcie L1 i prawdopodobnie nawet nie widział Aurory 2 od czasu, gdy przebywał na Marsie i zobaczył, jak przemyka po niebie, porzucając jego i jego załogę. Teraz twarz starego wojownika niebios była pokryta zmarszczkami, zamknięta i Bella nie potrafiła odgadnąć, o czym myśli.

Wahadłowiec zakręcił, czemu towarzyszył daleki brzęk silników sterujących i usiadł na zakrzywionym kadłubie pomieszczeń mieszkalnych Aurory. Teraz Słońce znajdowało się bezpośrednio pod Bellą, rzucając pionowe cienie, a przez małe okienko nad głową widziała Ziemię, błękitną latarnię unoszącą się dokładnie naprzeciw Słońca. Oczywiście Ziemia była w pełni; oglądana z punktu L1 zawsze była w pełni. Żałowała, że nie widzi jej lepiej.

Po zakończeniu dokowania wahadłowiec wyłączył wszystkie systemy.

— Witamy na Aurorze 2 i w Muzeum Tarczy.

Na dźwięk tego łagodnego żeńskiego głosu Bellę przeszył dreszcz. Ta jej wizyta była inna niż wszystkie poprzednie.

— Cześć, Ateno. Witaj w domu.

— Bella. Cieszę się, że znów z tobą rozmawiam. Zapraszam na pokład.

W podłodze otworzył się właz. Bella zwolniła pasy bezpieczeństwa i uniosła się w powietrze.

Aleksiej Carel i Lyla Neal czekali na nich na mostku.

Było to jedyne eleganckie miejsce na statku, miejsce, gdzie Bud Tooke kiedyś planował, jak ocalić Ziemię. Teraz było to muzeum i staroświeckie elastyczne ekrany, słuchawki oraz inne pozostałości z czasów kryzysu były pieczołowicie przechowywane pod warstwą przezroczystego plastiku. Kiedy Bella się tutaj znajdowała, zawsze czuła się stara.

Bill Carel zjawił się na mostku jako ostatni. Poruszając się niezdarnie w warunkach mikrograwitacji, wyraźnie słaby, wyglądał dziwnie komicznie w swym pomarańczowym kombinezonie. Ale kiedy stanął naprzeciw syna, twarz wykrzywił mu gniew.

— Ty cholerny mały durniu. I ty, Lylo. Zdradziliście mnie.

Aleksiej i Lyla przywarli do siebie, lekko się unosząc w powietrzu, spięci, wyzywający. Aleksiej był chudy, miał tylko dwadzieścia siedem lat, a Lyla wyglądała na jeszcze młodszą. Ale w końcu, pomyślała Bella, wszyscy prawdziwi Kosmici byli po prostu dziećmi.

Aleksiej powiedział:

— My widzimy to inaczej, Tato. Zrobiliśmy to, co musieliśmy zrobić. To, co uważaliśmy za najlepsze.

— Szpiegowaliście mnie — warknął Carel. — Skradliście moją pracę. Byłaś błyskotliwą studentką, Lylo. Błyskotliwą. I tak nisko upadłaś.

Lyla była spokojniejsza od swego kochanka.

— Zostaliśmy do tego zmuszeni w wyniku pańskich działań, proszę pana. Trzymał pan wszystko w tajemnicy. Nie mówił pan ludziom tego, co powinni wiedzieć. Kłamał pan! Jeżeli my jesteśmy winni, to i pan także.

— To jest — wtrąciła się Bella — pierwsza rozsądna rzecz, jaką ktokolwiek powiedział.

— Zgadzam się z tym — powiedziała Atena sucho. — Może powinniście wszyscy usiąść. W tylnej części mostka przygotowano małą część dydaktyczną…