Był to plastikowy stół, którego powierzchnię pokrywały podstawowe informacje dotyczące burzy słonecznej, a wokół stołu ustawiono małe siedzenia. Patrząc spode łba, cała piątka usiadła patrząc na migoczące na stole barwy.
— W każdym razie cieszę się, że jestem tutaj — powiedziała Atena.
Bella uniosła wzrok.
— Czy to był żart?
— Pamiętasz mnie, Bello. Zawsze byłam żartownisią.
— Uważałaś się za żartownisię. Więc cieszysz się, że sprowadziliśmy cię tutaj z Cyklopa. — Jeżeli o inteligencji rozproszonej, takiej jak Atena, można było powiedzieć, że gdzieś „jest”, ona sama czy raczej jej najpełniejsza definicja znajdowała się obecnie w zabezpieczonej pamięci w jednej z opuszczonych maszynowni Aurory.
Atena powiedziała:
— W Cyklopie powitano mnie serdecznie. Byłam tam chroniona. Ale narodziłam się, aby kierować tarczą, która powstała tutaj. Oczywiście ja, to znaczy ta moja kopia, nie pamięta samej burzy słonecznej. Moja obecność w tym miejscu w rzeczywistości ma dla mnie charakter edukacyjny. Mam uzyskać dostęp do banków danych, aby się dowiedzieć, co się wydarzyło tamtego dnia, jak gdybym była zwykłym gościem. To upokarzające.
— A mogę pokornie zapytać — kwaśno spytał Bob Paxton — dlaczego, kurwa, nas tutaj ściągnęłaś? — Odezwał się po raz pierwszy od chwili wejścia na pokład statku.
Bella położyła dłoń na stole, tym delikatnym gestem nakazując uwagę.
— Ponieważ dla Ziemian i Kosmitów jest to grunt neutralny. Jakoś udało nam się przetrwać kryzys wywołany bombą Q, chociaż miotaliśmy się jak diabli. Teraz musimy zacząć sobie radzić w inny sposób.
Aleksiej powiedział:
— Słyszałem, że po świętach Bożego Narodzenia ustępujesz ze stanowiska.
— To nie wszystko — warknął Paxton. — Pani przewodnicząca prawdopodobnie będzie musiała stanąć przed trybunałem zbrodni wojennych. Tak jak i ja.
Lyla zmarszczyła brwi.
— A co z atakami na windy? Kto zostanie za to obarczony odpowiedzialnością?
— Chętnie stanę przed sądem — powiedziała Atena stanowczo — jeśli to ochroni tych, na których działania miałam wpływ.
Aleksiej roześmiał się.
— Sztucznej inteligencji nie można postawić przed sądem.
— Oczywiście można — powiedziała Bella. — Atena ma swoje prawa. Jest osobą prawną. Ale prawom towarzyszą obowiązki. Można ją sądzić, tak samo jak mnie. Chociaż wątpię, czy ktokolwiek określił, jaki mógłby być wyrok, gdyby została uznana za winną…
Atena powiedziała:
— Te procesy odbędą się publicznie przed sądami reprezentującymi społeczności zarówno Ziemian jak i Kosmitów. Bez względu na wynik, mam nadzieję, że będą częścią procesu pojednania. Leczenia.
Bella powiedziała:
— Wszyscy zrobiliśmy to, co uważaliśmy, że musimy zrobić. Ale to już należy do przeszłości. Bomba Q odmieniła wszystko. Teraz jest zupełnie inaczej.
Lyla przyjrzała się jej z zaciekawieniem.
— Jak to inaczej?
— Po pierwsze, polityka…
Wymuszona przez Atenę debata nad decyzją dotyczącą odchylenia toru bomby Q wywołała głęboki wstrząs systemu politycznego. Być może była punktem kulminacyjnym napięć, które w coraz bardziej zintegrowanym społeczeństwie narastały przez dziesięciolecia. A potem okazało się, że nie da się przerwać tej debaty.
— Od czasu głosowania wszystko jest płynne. Pojawiły się nowe frakcje, nowe grupy zainteresowań i grupy protestacyjne oraz nowe grupy nacisku. Ostatnie bariery między starymi narodami na Ziemi zostały obalone. Ludzie nie przywiązują wagi do dawnych kategorii, łącząc się dla wspólnej sprawy, obojętnie w jakim świecie przyjdzie im żyć. Rodzi się zintegrowana demokracja, masowa, samoregulująca się mądrość, czy nam się to podoba, czy nie. Może to dobrze, że nasza pierwsza wielka operacja wykorzystująca głos zbiorowości dotyczyła problemu, wokół którego możemy się zjednoczyć, może w ten sposób Pierworodni ostatecznie oddali nam przysługę. Bo tego głosu nie uciszono.
Aleksiej stanął naprzeciw ojca.
— Słuchaj, Tato. W przestrzeni kosmicznej także muszą nastąpić zmiany. Mam na myśli stosunki między Kosmitami i Ziemią.
— To znaczy między nami, tak? — powiedział Bill Carel.
— To także. Idea, że Ziemia może narzucać swoją wolę w kosmosie, to fantazja, bez względu na to, ile statków na antymaterię zdołacie zbudować.
W grudniu 2070 roku nie było deklaracji niepodległości; wśród Kosmitów nie było narodów i obecnie wszyscy Kosmici byli kolonistami, formalnie podporządkowanymi któremuś z ziemskich narodów. Oczywiście Kosmici rywalizowali między sobą. Ale kiedy patrzyli na Ziemię, która była dla nich jedynie błękitnym światełkiem na niebie, jeśli w ogóle mogli ją dostrzec, było im coraz trudniej myśleć o sobie jako o Amerykanach, Albańczykach, Anglikach czy Belgach…
— „Kosmita” to w istocie niedorzeczna etykietka. Faktycznie powinno nią być „Nieziemski”. Wszyscy jesteśmy różni i mamy różne zdania.
— Tutaj masz rację — warknął Bob Paxton. — Jest więcej zdań niż pieprzonych Kosmitów.
— Chodzi mi o to, że już nie możecie nas kontrolować. Nawet sami siebie nie możemy kontrolować, i wcale tego nie pragniemy. Wstąpiliśmy na nową drogę, Tato, choć sami nie wiemy, dokąd prowadzi.
— Albo czym się staniecie — powiedział Carel. — Ale muszę wam na to pozwolić i niech się dzieje, co chce, tak?
Aleksiej uśmiechnął się.
— Obawiam się, że tak.
W tej rozmowie między Ziemianami i Kosmitami tkwił pewien podtekst. Jeśli macierzysty świat rozluźni uścisk, utraci swe dzieci na zawsze.
Bob Paxton chrząknął.
— Chryste, zaraz się rozpłaczę.
— W porządku, Bob — powiedziała Bella. — Słuchaj, to jest poważna sprawa. Jednym z moich ostatnich dekretów było zainicjowanie kongresu poświęconego nowej konstytucji dla nas wszystkich — obejmującej Ziemię i cały układ słoneczny — która byłaby oparta na ogólnie uznanych prawach człowieka. Myślę, że nie pragniemy rządu światowego. To czego potrzebujemy, to nowe mechanizmy, nowe struktury polityczne uwzględniające aktualną płynność. Żadnych ośrodków władzy — powiedziała. — Żadnych tajemnic. Potrzebujemy mechanizmów, które nas zjednoczą oraz zapewnią sprawiedliwość i równość, jeśli chodzi o korzystanie z zasobów i możliwości, a także agencji szybkiego reagowania w razie kryzysu.
— Gdy Pierworodni znów nas zaatakują — powiedział Paxton.
— Tak. Ale musimy wymyślić sposoby, jak się uporać z zagrożeniami, nie ograniczając naszej wolności. — Rozejrzała się wokół. — Nie wiadomo, w jaki sposób cywilizacja obejmująca kilka światów może kierować sama sobą, nie istnieją żadne precedensy. Może Pierworodni to wiedzą. Jeśli tak, to tego nie ujawniają. Chciałabym myśleć, że jest to następny etap naszego rozwoju.
— Rozwoju? To brzmi jak utopia — powiedział Bill Carel.
Bob Paxton chrząknął.
— Tak. I pamiętajmy, że bez względu na to, ile głów wyrośnie z waszych zmutowanych ciał, Kosmici, wszystkich nas nadal będzie łączyć jedno.
— Pierworodni — powiedziała Lyla.
— Cholerna racja — potwierdził Paxton.
— Tak — powiedziała Bella. — Więc przedstaw nam nowe propozycje, Bob. Następną fazę Fortecy Sol.
Spojrzał na nią zaniepokojony.
— Jest pani tego pewna, pani przewodnicząca?
— Otwartość, Bob. To nasza obecna dewiza. — Uśmiechnęła się do pozostałych. — Bob i jego Komitet Patriotów pracowali nad najważniejszymi sprawami. Mimo że po ostatnich wydarzeniach ich status prawny został poddany rewizji.