Nie była to praca, która wymagała wielkich specjalistycznych umiejętności w warunkach panujących na Marsie, było to więc idealne zadanie dla Myry. Ze względów bezpieczeństwa nie mogła jednak tych dalekich wypraw łazikiem odbywać sama, przydzielono jej więc do towarzystwa Ellie, która była fizykiem, nie zaś specjalistką od spraw Marsa. Ellie była całkiem zadowolona, że jedzie razem z nią; mogła równie dobrze kontynuować pracę w poruszającym się łaziku, jak na stacji Lowella czy Wellsa. Powiedziała, że tak jest nawet lepiej, bo to ją mniej rozprasza.
Oczywiście praca Ellie była daleko ważniejsza niż polowanie na jakieś trofea. Ellie pracowała z grupą fizyków i kosmologów nad przewidywaniem tego, co ma się stać z Marsem. W tym momencie przeglądała obrazy dalekich gwiazd. Z tego co Myra była w stanie pojąć, najlepsze dane pochodziły nie z samego Marsa, lecz z badań nieba. Chociaż było to trudne do zinterpretowania, dalekie gwiazdy nie wyglądały teraz z Marsa tak samo jak z Ziemi. Myra zupełnie nie pojmowała, jak to jest możliwe.
Tak czy owak program poszukiwania szczątków dawnych wypraw badawczych odnosił sukcesy. Przy pomocy map orbitalnych Myra i inni zdołali dotrzeć do Vikingów oraz fragmentów wielotonowych konstrukcji z czasów Zimnej Wojny, które wciąż spoczywały na suchych, skalistych pustyniach, gdzie je pozostawiono. Słynny Pathfinder został wydobyty ze „skalnego ogrodu” na Ares Vallis — to akurat było łatwe; było to niedaleko Portu Lowella, miejsca lądowania pierwszego lotu załogowego. Myra wiedziała, że Brytyjczycy są zainteresowani odzyskaniem fragmentów Beagle 2, misternie skonstruowanej, pomysłowej sondy, która nie przetrwała podróży na Isidis Planitia. Poza tym odnaleziono łaziki badawcze, Spirit i Opportunity, zniszczone podróżami, które znacznie przekraczały ich założoną wytrzymałość. Wszystkie te artefakty miały się następnie znaleźć na Ziemi i na Księżycu.
Wyprawy te miały także cel naukowy. Interesowano się, jak materiały syntetyczne wytrzymały stuletni pobyt w warunkach panujących na Marsie. Miejsca lądowań były interesujące same w sobie, w przeciwnym razie sondy nie zostałyby tam wysłane. Tak więc Myra i Ellie realizowały ostatni program naukowy zbierania próbek, sporządzania map i wykonywania wierceń.
Czyniono wysiłki, aby odzyskać niektóre starsze sztuczne satelity, nadal okrążające Marsa, ale od dawna milczące. Nastąpiło powszechne rozczarowanie, kiedy odkryto, że Mariner 9, pierwszy sztuczny satelita Marsa, zniknął; jeżeli przetrwał do lat czterdziestych, z pewnością pochłonęła go burza słoneczna, która wywołała ekspansję atmosfery Marsa.
Myra była zadowolona, że ma do roboty coś konstruktywnego. Ale nie spodziewała się takiej intensywnej kontroli, każdy jej ruch śledziła widownia obejmująca cały świat. Załogom obiecano, że z kabiny łazika nie będą przekazywane żadne obrazy. Ale Myra pamiętała, że do systemów łazika łatwo się włamać, można ją było obserwować przez cały czas.
Dzień mijał i światło, już i tak przyćmione wskutek wzbijanych przez łazik tumanów pyłu, zaczęło blednąć. Myra obawiała się, że w szybko zapadającej ciemności mimo wszystko nie odnajdą wraku Marsa 2.
Nagle Ellie odchyliła się do tyłu, wpatrując się w skomplikowany wykres na ekranie.
Myra przyjrzała się jej. Poznała tę nerwową kobietę na tyle dobrze, że wiedziała, iż nie pozwala sobie na okazywanie żadnych emocji oprócz irytacji. To wpatrywanie się w ekran oznaczało u Ellie prawdziwy wybuch.
— O co chodzi?
— No, mamy to. — Ellie postukała w ekran. — Los Marsa. Rozgryźliśmy to.
— Świetnie. Więc możesz prostymi słowami powiedzieć, co to oznacza?
— Nawet będę musiała to zrobić. Zgodnie z otrzymaną informacją za parę godzin mam wziąć udział w światowej konferencji prasowej, poświęconej tej kwestii. Oczywiście matematyka jest zawsze łatwiejsza. Bardziej dokładna. — Zmrużyła oczy myśląc. — Powiem to tak. Gdybyśmy mogli widzieć niebo i gdybyśmy dysponowali dostatecznie silnym teleskopem, zobaczylibyśmy, że dalekie gwiazdy oddalają się coraz szybciej, jak gdyby ekspansja wszechświata nagle przyspieszyła. Ale z Ziemi tego nie zobaczylibyśmy.
Myra zastanowiła się nad tym, co usłyszała.
— I co to oznacza?
— Bomba Q jest bronią kosmologiczną. Wiedzieliśmy to od samego początku. Bronią opartą na technologii Pierworodnych stwarzania wszechświatów. Tak?
— Tak. Więc…
— Więc wyrzuciła Marsa w jego własny, mały kosmos. Jakby pączkujący. W tym momencie ten niemowlęcy kosmos Marsa jest połączony z jego kosmosem macierzystym. Ale to dziecko się oddzieli, pozostawiając Marsa samego.
Myra usiłowała to zrozumieć.
— Samego we własnym wszechświecie?
— Właśnie. Żadnego Słońca, żadnej Ziemi. Tylko Mars. Widać stąd, że ta broń miała na celu oddzielenie kawałka Ziemi. Wywołałoby to globalne zniszczenia, ale samą planetę pozostawiłoby prawie nietkniętą. Ale dla Marsa była zbyt potężna. I zniszczy ten mały świat doszczętnie. — Wyszczerzyła zęby w uśmiechu, ale spojrzenie miała niewesołe. — W tym nowym wszechświecie będzie zupełnie samotny. I zimny. Ale to nie potrwa długo. Wszechświat niemowlęcy ulegnie implozji. Chociaż od wewnątrz będzie to wyglądało jak eksplozja. To model w zmniejszonej skali Wielkiego Rozdarcia, które pewnego dnia rozerwie nasz wszechświat. Takie Małe Rozdarcie, jak sądzę.
Myra zaczęła się zastanawiać, ale nie próbowała drążyć paradoksu implozji i eksplozji.
— Skąd to wszystko wiesz?
Ellie pokazała na ciemne niebo.
— Na podstawie szybszego oddalania się gwiazd, które obserwujemy za pomocą teleskopów na Marsie, a którego nie widać z Ziemi. To oczywiście złudzenie. W rzeczywistości wszechświat Marsa zaczyna się oddalać od jego wszechświata macierzystego. Albo na odwrót.
— Ale nadal możemy uciec z jego powierzchni. W przestrzeń kosmiczną i na Ziemię.
— Och, tak. Na razie. Między tymi wszechświatami istnieje płynne połączenie. — Zerknęła na ekran, przewijając jego zawartość, aby zobaczyć więcej wyników. — Faktycznie to będzie fascynujący proces. Narodziny wszechświata niemowlęcego wewnątrz naszego układu słonecznego! Dzięki temu dowiemy się więcej o kosmologii niż w ciągu całego stulecia. Zastanawiam się, czy Pierworodni zdają sobie sprawę, jak wiele nas nauczyli…
Myra rozejrzała się niespokojnie po kabinie. Jeśli je obserwowano, ten chłodny, akademicki wywód nie zabrzmiał zbyt dobrze.
— Ellie. Wróć na chwilę w szeregi zwykłych ludzi.
Ellie spojrzała na nią ostro. Ale dała za wygraną.
— Przepraszam.
— Jak długo?
Ellie znów spojrzała na ekran i jeszcze raz przewinęła jego zawartość.
— Dane są jeszcze niekompletne. Trudno powiedzieć. Uwzględniając dopuszczalne granice, jesteśmy jakieś trzy miesiące przed oddzieleniem.
— Więc Marsa trzeba ewakuować do lutego, tak?
— Tak jest. A potem może jeszcze dalsze trzy miesiące, zanim wszechświat niemowlęcy ulegnie implozji.
— I to będzie koniec Marsa. — A więc jeszcze tylko sześć miesięcy do końca świata mającego pięć miliardów lat. — Co za draństwo — powiedziała.
— Tak. Hej, popatrz. — Ellie wskazywała pogniecioną, pokrytą pyłem płachtę, wystającą z czerwonej ziemi. — Myślisz, że to spadochron?