Kiedy Jurij z tym się uporał, znikł, aby wykonać, jak to określał, robotę Hanse’a, kontrolując działanie elektrowni, układu wentylacyjnego oraz innych systemów, które zapewniały im przetrwanie. Wyszedł, pogwizdując. Wczoraj zdobył coś, na co czekał. Pojawił się niepilotowany łazik wysłany przez załogę Nowego Lowella. Paula i tamtejsza załoga stopniowo wygrzebywali rozmaite urządzenia z radioaktywnych ruin Lowella. Jurij był zadowolony z tego, co znalazł w ostatniej dostawie, i tego ranka nie mógł się doczekać, kiedy się zabierze do roboty.
Odesłał łazik z powrotem, chociaż jego podróż miała zająć kilka dni. Jurij wydawał się myśleć, że ich obdarzone swoistą wrażliwością maszyny muszą stale mieć jakieś zajęcie, podobnie jak ich panowie, a Myra nie widziała powodu, aby się z nim spierać.
Myra także zabrała się do pracy. Miała do wykonania jedno zadanie, które zostawiła sobie na dzisiaj.
Wcisnęła się w skafander, jak zawsze w pełni respektując wszystkie zasady ochrony planetarnej, i poszła do małego ogrodu pod gołym niebem, w którym rośliny próbowały przetrwać nową marsjańską zimę. Jej stałym zadaniem było usuwanie śniegu, który gromadził się każdego dnia. Używała do tego dmuchawy, podobnej do wielkiej suszarki do włosów.
Pracując zdawała sobie sprawę z obecności Oka, które unosiło się nad ogrodem. Na terenie stacji wszędzie znajdowały się Oczy, nawet wewnątrz niektórych pomieszczeń mieszkalnych. Jak zwykle nie zwracała na nie uwagi.
Dziś uczyniła dodatkowy wysiłek. Pozostawiła sprzęt w możliwie jak najlepszym stanie. Dotknęła grubych, twardych liści każdej rośliny, żałując, że nie może ich poczuć przez grube rękawice.
Tego ostatniego dnia Bella powróciła do miejsca, gdzie znajdował się Mars.
Z przestrzeni kosmicznej, z pokładu Liberatora, można było dostrzec, że coś jeszcze tam jest. To coś było w przybliżeniu kuliste i jarzyło się przyćmioną czerwienią, jak gasnący żar. Nie odbijało sygnałów, a próby osadzenia sondy na powierzchni tego obiektu kończyły się jej utratą; badanie spektroskopowe dowodziło, że powierzchnia obiektu wydaje się oddalać, a jego promieniowanie wykazywało wyraźne przesunięcie ku czerwieni.
Był to jakby supeł masy i energii krążący po orbicie Marsa. Jego pole grawitacyjne było wystarczająco silne, aby utrzymać na orbicie obserwujący to wszystko statek kosmiczny, a nawet dwa małe księżyce Marsa, Phobosa i Deimosa, które wciąż krążyły po swych dawnych torach. Ale to nie był Mars.
Edna powiedziała:
— To jest jak blizna pozostała po wycięciu Marsa.
— A dziś ta blizna się goi — dodała Bella.
Obserwowała monitory, na których było widać coraz więcej statków, coraz więcej upiornych widzów ostatniego aktu tego dramatu. Zastanawiała się, co się dzieje na samym Marsie, jeżeli Mars w jakimś sensie w ogóle jeszcze istniał.
Jurij i Myra przygotowywali sobie lunch.
Składał się z suszonych jajek, ziemniaków i niewielkiej ilości marsjańskiej zieleniny, gumowatej lecz aromatycznej. Jurij zaproponował wino, pochodzące ze znajdującej się pod kopułą winnicy w Porcie Lowella, kiedyś wyjątkowo drogie. Ale to nie wydawało się najbardziej odpowiednie i ostatecznie nie otworzył butelki. Zresztą Myra zawsze uważała, że jest to marne wino, niezależnie od tego, czy jest drogie czy nie.
Przygotowywali lunch razem, rozstawiwszy stół i nie przeszkadzając sobie nawzajem.
— Jesteśmy jak stare małżeństwo — powiedział Jurij i powtórzył to parę razy. Tak też było, pomyślała Myra, mimo że się czasami sprzeczali, i poza sporadycznymi uściskami nigdy nie doszło między nimi do fizycznego zbliżenia, czego można by oczekiwać po jedynych dwóch istotach ludzkich, znajdujących się na biegunie ginącego świata.
Te ostatnie miesiące to nie był zły okres w jej życiu. Pomyślała, że zawsze była w cieniu kogoś innego: najpierw matki, a potem Eugene’a. Nigdy nie miała okazji założyć własnego domu. Nie mogła powiedzieć, że uczyniła to tutaj, na Marsie. Ale to tutaj Jurij zapuścił korzenie, to był świat, który zbudował. I w ciągu tych ostatnich miesięcy mogła dzielić z nim dom. Z seksem czy bez miewała znacznie gorsze związki niż z nim.
Ale tęskniła za Charlie tak mocno, że nigdy by nie uwierzyła, że to możliwe. Kiedy zbliżał się dzień Rozdarcia, to było jak stalowy drut wwiercający się w trzewia. Nie wiedziała, czy Charlie kiedykolwiek się dowie, co się stało z jej matką. Nie miała nawet żadnych aktualnych fotografii, ani nieruchomych ani animowanych, na które mogłaby patrzeć. Zrobiła wszystko, aby o tym zapomnieć, aby to ukryć w jakimś zakamarku swego umysłu. Oczywiście Jurij o tym wiedział.
Zerknęła na zegar.
— Jest później, niż myślałam. Jeszcze tylko godzina.
— Więc lepiej zabierzmy się do jedzenia. Usiedli.
Jurij powiedział:
— Hej, nawiasem mówiąc, miałem bardzo udany ranek. Ci z Lowella w końcu przysłali zapasowe filtry, o które prosiłem. Teraz będziemy mieli świeże powietrze przez cały następny rok. I wyłączyłem reaktor. Jedziemy na bateriach, ale one wystarczą. Chciałem tę kadź z uranem wyłączyć we właściwy sposób. Śpieszyłem się, żeby zdążyć, ale myślę, że zamknąłem wszystko, jak należy.
Widziała, że ta praca przyniosła mu satysfakcję, podobnie jak jej własna praca była dla niej źródłem zadowolenia.
— Och, wczoraj był w łaziku jeszcze jeden pakunek od Pauli. Powiedziała, że powinniśmy go otworzyć właśnie teraz. — Wyciągnął go ze stosu urządzeń, które przeglądał, aby odszukać filtry. Było to małe, plastikowe pudełko, które położył na stole.
Otworzył je, w jego wyściełanym wnętrzu spoczywała kula, mniej więcej rozmiarów piłki tenisowej. W pudełku znajdowała się także plastikowa torebka wypełniona pigułkami. Wyjął ją i położył na stole.
Myra wzięła do ręki kulę. Była ciężka i miała gładką, czarną powierzchnię.
Jurij powiedział:
— Oczekiwałem jej. Jest pokryta materiałem używanym jako osłona termiczna. Jest w stanie pochłonąć znaczną ilość ciepła.
— Więc przetrwa rozpad planety?
— Właśnie.
— Nie rozumiem, co to da.
— Ale rozumiesz, jak działa ekspansja Q — powiedział Jurij z ustami pełnymi jedzenia. — Rozdarcie przebiega w ten sposób, że na początku ulegają zniszczeniu duże struktury. Najpierw sama planeta, potem ludzkie ciało. Ten mały gadżet powinien przetrwać zagładę planety, nawet jeśli zostanie wyrzucony w przestrzeń kosmiczną, i powinien istnieć trochę dłużej niż na przykład człowiek w skafandrze. Przypuszczam, że będzie otoczony rozmaitymi szczątkami. Kamienie obrócą się w drobinki pyłu, coraz mniejsze i mniejsze.
— A wewnątrz znajdują się jakieś instrumenty?
— Tak. Powinny działać, zbierając dane, dopóki ekspansja nie osiągnie centymetrowej skali i Rozdarcie rozwali kulę. Wtedy kula wyrzuci chmurę jeszcze mniejszych, miniaturowych czujników. To nanotechnologia, urządzenia o rozmiarach pojedynczych cząsteczek. Będą zbierały dane, dopóki ekspansja nie osiągnie skali molekularnej. Poza tym punktem nie będzie już niczego. Paula mówi, że tę konstrukcję pomyślano tak, aby przetrwała do ostatniej mikrosekundy. W ten sposób będzie można zgromadzić sporo dodatkowych danych.