Выбрать главу

Paxton powiedział:

— Jeśli chodzi o politykę, musimy koniecznie dopilnować, by nasze pełnomocnictwa i możliwości działania nie zostały osłabione przez politykierów. I jeśli pani wyrazi zgodę, do materiałów odprawy dołączę materiały zebrane przez Komisję.

Poczuła, że włosy zjeżyły się jej na karku; po tym, jak spędziła tyle czasu na wysokich szczeblach wielkich organizacji, wiedziała, kiedy zostaje zastawiona pułapka.

— Ma pan na myśli Komitet Patriotów. Jego uśmiech przypominał grymas rekina.

— Powinna pani nas kiedyś odwiedzić. Pracujemy w starym Biurze Specjalnych Projektów Floty, wielu z nas to dawni lotnicy z paroma naszywkami. Nasza misja, przyznaję, że samozwańcza, polega na monitorowaniu reakcji naszych rządów i agencji nadrzędnych na interwencję obcych, która doprowadziła do burzy słonecznej oraz istniejącego od tego czasu stanu zagrożenia. Pani poprzednik nie chciał o tym wiedzieć. Prawdopodobnie myślał, że kontakty z takimi wariatami zniszczą jego karierę. Ale teraz rzeczywiście coś tam jest, prawdziwa anomalia. Jeśli chce nas pani wysłuchać, to właśnie nadszedł ten czas.

I znów trudno było się z tym nie zgodzić.

— Czuję, że chce mnie pan wciągnąć w dyskusję. OK, ale rezerwuję sobie prawo weta.

— Dziękuję. Jest jeden szczegół.

— Proszę mówić.

— Komisja zawsze miała władzom za złe, że nigdy nie zainteresowały się wskazówkami dotyczącymi obcych. Prace nad własną bronią to jedno, ale ignorowanie potencjału nieprzyjaciela jest karygodne. Jednakże wiemy o kimś, kto może pomóc wyświetlić tę mroczną tajemnicę.

— Kto to taki?

— Kobieta nazwiskiem Bisesa Dutt. Kiedyś służyła w brytyjskiej armii. To długa historia. To ona jest powodem, dla którego jestem dzisiaj w Londynie, ona tu mieszka. Ale jej tu nie ma, ani jej, ani jej córki. Kiedy tu przybyłem, dowiedziałem się, że być może jest w hibernaculum w Stanach Zjednoczonych pod przybranym nazwiskiem. Oczywiście teraz mogła już się stamtąd wynieść. — Przyjrzał się Belli. — Za pani pozwoleniem, postaram się ją odszukać.

Wzięła głęboki oddech.

— Mam do tego prawo?

— Jeżeli pani chce. — Zawiesił glos.

— Dobrze. Proszę ją znaleźć. I przysłać mi jej akta. Ale niech to będzie legalne, admirale. I odbędzie się przyzwoicie.

Wyszczerzył zęby w uśmiechu.

— To jest wliczone w usługę.

Nagle zrozumiała, że Paxton się cieszy. Czekał na tę chwilę, czekał przez całe swoje pełne rozczarowań życie od czasu heroicznych dni spędzonych na Marsie podczas burzy słonecznej. Czekał, aż niebo znów spadnie na głowę.

Bella powstrzymała wzruszenie ramion. Jeśli o nią chodzi, miała jedynie nadzieję, że zdoła uniknąć kolejnych Jamesów Duflotów.

9. Floryda

Myra zabrała Bisesę z hibernaculum i zawiozła ją na Florydę.

Leciały pękatym samolotem o szczątkowych skrzydłach. Był napędzany naddźwiękowym silnikiem strumieniowym.

Bisesa nadal czuła się słaba, ale w wojsku przywykła do latania helikopterami i teraz, z zaciekawieniem przyglądała się temu samolotowi nowej generacji, w każdym razie nowej dla niej. Wyprawa przez cały kontynent, z Arizony na Florydę, to było nic; ten solidny pojazd rzeczywiście doskonale dawał sobie radę podczas lotów dalekiego zasięgu, kiedy mógł wyskoczyć ponad atmosferę, niczym metalowy łosoś.

Ale środki bezpieczeństwa były obłędne. Musiały się poddać rewizji nawet podczas lotu. Ta paranoja była dziedzictwem nie tylko burzy słonecznej, lecz także incydentów, w wyniku których samoloty zostały wykorzystane jako pociski; jeden z nich zniszczył Rzym kilka lat przed burzą.

W istocie środki bezpieczeństwa od początku stanowiły problem. Bisesa opuściła zbiornik hibernaculum bez najnowszych tatuaży identyfikacyjnych. Na terenie hibernaculum znajdowała się placówka FBI, która zajmowała się takimi pacjentami, uchodźcami z nieco bardziej niewinnych czasów, oraz pilnowała, by nikt ukrywający się przed wymiarem sprawiedliwości nie próbował umknąć przez meandry czasu. Ale Myra zjawiła się w pokoju Bisesy z urządzeniem, za pomocą którego umieściła tatuaż na jej twarzy i zrobiła jej zastrzyk, który opisała jako „terapię genową”. Następnie wymknęły się z hibernaculum przez drzwi dla dostawców, omijając biuro FBI.

Potem przeszły bez problemów przez wszystkie punkty kontrolne.

Bisesa była lekko zaniepokojona. Ten, z którego pomocy Myra korzystała, najwyraźniej dysponował znacznymi możliwościami. Ale ufała jej bezgranicznie, chociaż była to dziwna nowa Myra, nagle postarzała i zgorzkniała, nowa osoba, z którą niepewnie nawiązywała stosunki na nowo. Ale naprawdę nie miała wyboru.

Opuściły samolot w Orlando i spędziły noc w tanim hotelu turystycznym w centrum.

Bisesa była lekko zaskoczona faktem, że ludzie nadal jeżdżą po świecie i zaglądają do takich miejscowości. Myra powiedziała, że głównym powodem jest nostalgia. Najnowsze systemy wirtualnej rzeczywistości połączone bezpośrednio z centralnym układem nerwowym potrafiły nawet symulować wrażenie ruchu. Jeśli ktoś chciał, mógł jeździć na kolejce górskiej wokół księżyców Jowisza. Jaki park rozrywki mógł z tym konkurować? Kiedy ostatnie pokolenie urodzone przed burzą słoneczną zrezygnowało z pogoni za marzeniami z okresu dzieciństwa i wymarło, wydawało się prawdopodobne, że większość ludzi rzadko będzie opuszczać bezpieczne schronienie swych przypominających bunkry domów.

Zjadły podany do pokoju posiłek i napiły się wina z minibaru, po czym poszły spać. Spały źle.

* * *

Następnego dnia rano przed hotelem czekał na nie samochód bez kierowcy. Był to jakiś dziwny model, którego Bisesa nie znała.

Znalazłszy się wewnątrz, ruszyły z szybkością, która Bisesie wydała się zawrotna, niemal ocierając się o inne pojazdy. Ucieszyła się, kiedy okno przesłoniła srebrzysta powłoka. Siedziały z Myrą w niemal zupełnej ciszy i tylko ledwo wyczuwalne przyspieszenie dowodziło, że opuszczają miasto.

Kiedy pojazd zatrzymał się, drzwi otworzyły się i do środka wdarło się jasne światło słoneczne, a Bisesa usłyszała krzyki mew i poczuła wyraźnie słony zapach morskiego powietrza.

—  Chodź. — Myra wygramoliła się z samochodu i pomogła zesztywniałej matce wysiąść.

Był marzec, ale mimo to gorąco uderzyło w Bisesę jak młot. Stały na asfalcie, ale nie była to droga ani parking, raczej przypominało to pas startowy biegnący w dal, wzdłuż którego stały schrony. Na horyzoncie zobaczyła wieże wyrzutni rakietowych, niektóre pomarańczowe od rdzy, tak odległe, że spowijała je mgła oddalenia. Na północy — to musiała być północ, sądząc po wiejącym znad morza wietrze — ujrzała coś migocącego, jakby kreskę na tle nieba, lekko odchyloną od pionu. Trudno się było zorientować, co to jest, może była to smuga kondensacyjna.

Nie było wątpliwości, gdzie się znajdują.

— To Przylądek Canaveral, prawda?

Myra wyszczerzyła zęby w uśmiechu.

— A cóżby innego? Pamiętasz, jak przywiozłaś mnie tutaj na wycieczkę, kiedy miałam sześć lat?

— Przypuszczam, że od tego czasu trochę się tutaj zmieniło. Szykuje się niezła przejażdżka, co?

— Witaj na Przylądku Canaveral. — Zbliżył się do nich młody człowiek, za którym toczyła się „inteligentna” walizka. Pocił się pod grubym, pomarańczowym kombinezonem, na którym widniało logo NASA.

— Kim pan jest, przewodnikiem?

— Cześć, Aleksiej — powiedziała Myra. — Nie zwracaj uwagi na moją mamę. Po dziewiętnastu latach snu wstała z łóżka lewą nogą.