— Nie, ale słyszałem, że przeznaczyła jedną trzecią świątynnego skarbu na namioty i opał. — Mówca potarł dłonią brew i westchnął przeciągle. — Czy myślisz, że dojdzie do wojny? Nie ma wszak żadnego dowodu, że ataki te są dziełem Ergothu. Sithas nachmurzył się.
— To nie są pospolici bandyci. Oni nie zrezygnowaliby ze złota na rzecz niszczenia drzew owocowych. Rozumiem zatem, że nowy cesarz Ullves X jest ambitnym, młodym intrygantem. Możliwe, że jeśli zwrócimy się bezpośrednio do niego, powstrzyma bandytów i zwróci wolność naszym zachodnim ziemiom. Sithel wyglądał na niezdecydowanego.
— Ciężko układać się z ludźmi. Są bardziej przebiegli od kenderów, a ich pazerność może wprawić w zdumienie nawet goblina. Z drugiej strony wiedzą jednak, co to honor, lojalność i odwaga. Byłoby łatwiej, gdyby wszyscy ludzie byli albo okrutni, albo szlachetni, jednak prawda jest taka, ze są oni... trudni. — Podnosząc się z tronu, dodał jeszcze: — Mimo to negocjacje są tańsze od wojny. Przygotuj list do cesarza Ergothu. Poproś, aby wysiał do nas swego emisariusza w celu zażegnania konfliktu na równinach. Wyślij również podobny list do króla Thorbardinu. On także ma w tym swój udział.
— Zajmę się tym niezwłocznie — odparł Sithas, składając Mówcy głęboki pokłon.
Dyplomatyczne listy do zagranicznych władców zwykle pisane były przez zawodowych skrybów, jednak tym razem Sithas zasiadł w swej komnacie i przy onyksowym stok zabrał się do pisania osobiście. Zanurzywszy delikatny rylec w kałamarzu z czarnym atramentem, napisał powitanie.
Do Jego Najznakomitszej i Szlachetnie Urodzonej Wysokości, Ullvesa X, Cesarza, Księcia Daltigoth, Wielkiej Księcia Colem, etc., etc
Książę potrząsnął głową. Ludzie uwielbiali tytuły, które bez końca ciągnęły się za ich imionami.
Od Sithela, Mówcy Gwiazd Syna Silvanosa. Bądź pozdrowiony Królewski Bracie...
Nagle do komnaty wpadła Hermathya. Jej ogniste włosy były w nieładzie, a długi płaszcz przekrzywiony. Nieoczekiwane wejście żony do tego stopnia zaskoczyło Sithasa że na welinowym papierze pojawił się czarny kleks.
— Sithasie! — wykrzyknęła zdyszanym głosem, spiesząc w kierunku męża. — Oni wywołują zamieszki!
— Kto?
— Chłopi... osadnicy, którzy ostatnio przybyli z zachodu. Rozeszła się wieść, że Mówca zamierza zmusić ich do opuszczenia Silvanostu, i zaczęli niszczyć i palić rzeczy. Cześć z nich zaatakowała i podpaliła targ!
Sithas rzucił się do balkonu. Choć okna jego komnat nie wychodziły na dzielnicę targową, w parnym, jesiennym powietrzu rozchodziło się echo wrzasków.
— Czy królewska gwardia została już powiadomiona? — spytał wracając do środka. Hermathya odetchnęła z trudem, a jej blada cera nabierała rumieńców w miarę, jak dziewczyna starała się zapanować nad oddechem.
— Tak sądzę. Widziałam biegnących w tamtym kierunku żołnierzy. Moja lektyka została zablokowana przez kolumnę strażników, tak wiec wydostałam się z niej i przybiegłam do pałacu.
— Nie powinnaś była tego robić — odparł surowo Sithas.
Oczami wyobraźni ujrzał swoją żonę biegnącą ulicą niczym jakaś dzika Kagonesti. Co pomyślą poddani, widząc małżonkę ganiająca po mieście?
Kiedy Hermathya oparła ręce na biodrach. Sithas zauważył, że jej długi płaszcz zsunął się na ziemię, odsłaniając mlecznobiałe ramię. Włosy koloru miedzi wyślizgnęły się spod spinki i otaczały niesfornymi kosmykami zarumienioną twarz. Słysząc jego słowa, Hermathya zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
— Pomyślałam, że to ważne, żebym przyniosła ci te wieści.
— I tak wkrótce by do mnie dotarły — odparł krótko. Książę przywoła! dzwonkiem służącą. W drzwiach pojawiła się milcząca, młoda elfka.
— Miskę wody i ręcznik dla lady Hermathyi — nakazał Sithas.
Dziewczyna pokłoniła się i zniknęła za drzwiami. Hermathya odrzuciła na bok zakurzony płaszcz.
— Nie potrzebuję wody! — wykrzyknęła gniewnie.
— Chcę wiedzieć co zamierzasz uczynić w sprawie zamieszek!
— Już niebawem zostaną stłumione przez żołnierzy — beznamiętnym tonem odparł Sithas, wracając do stolika. Grymas gniewu wykrzywił jego twarz, gdy zobaczył zniszczony pergamin.
— Mam nadzieję, że nic złego nie przydarzy się lady Nirakinie — powiedziała Hermathya.
Sithas przestał obracać w palcach rylec.
— Co masz na myśli? — spytał surowym tonem.
— Twoja matka tam jest, w samym środku walk.
Słysząc to, Sithas chwycił Hermathyę za ramiona. Uścisk był tak silny, że z ust dziewczyny wyrwało się ciche westchnienie.
— Nie okłamuj mnie, Hermathyo! Dlaczego moja matka miałaby być w tamtej części miasta?
— Nie wiesz? Była na brzegu rzeki z tym, jak mu tam... Ambrodelem, pomagając tym biednym nieszczęśnikom.
Sithas natychmiast zwolnił uścisk na ramionach żony i cofnął się chwiejnym krokiem. Po chwili zastanowienia odwrócił się ku zrobionej z ognistego drzewa, eleganckiej szafie, zdjął z wieszaka pelerynę i zarzucił ją na ramiom Z kolejnego wieszaka zdjął pas z przytroczonym do niego smukłym mieczem — takim samym, jaki nosił Kith-Kanan. Zapiął go wokół talii, ale ten zawisł krzywo na jego szczupłych biodrach. — Idę odszukać moją matkę — oznajmił.
Hermathya chwyciła swój płaszcz. — Pójdę z tobą!
— Nie — odparł stanowczo. — Nie przystoi ci, byś wałęsała się po ulicach. Zostaniesz tutaj.
— Zrobię, co będę chciała!
Hermathya ruszyła w kierunku drzwi, ale Sithas pochwycił ją za nadgarstek i pociągnął do tyło. Oczy dziewczyny rozbłysły wściekłością.
— Gdyby nie ja, nic wiedziałbyś nawet o całym tym niebezpieczeństwie! — syknęła.
Starając się opanować głos, Sithas odparł:
— Pani, jeśli nadal chcesz pozostać w mych łaskach, zrobisz to, co rozkażę.
Hermathya wysunęła podbródek. — Czyżby? A jeśli tego nie uczynię, co wówczas zrobisz? Uderzysz mnie? Sithas poczuł, jak głęboki błękit jej oczu przybija go do podłogi, i zamiast niepokoju o własną matkę odnalazł w sobie nagły przypływ pożądania. Klejnot gwiazd na szyi Hermathyi rozjarzył się przedziwnym blaskiem. Oblewający jej policzki rumieniec zdawał komponować się z widocznym w jej oczach żarem. Ich wspólne życie było takie zimne. Tak mało było w nim ognia, tak mało uczucia. Ramiona Hermathyi były gładkie i pełne ciepła, podczas gdy ona sama delikatnie przylgnęła do ciała Sithasa. Na chwilę przed tym, zanim ich usta miały się spotkać, elfia panna szepnęła:
— Zrobię, co zechcę! Słysząc to, książę odepchnął żonę i odwrócił się od niej! Oddychał głęboko, starając się uspokoić. Hermathya używała swej urody niczym broni nie tylko wobec pospolitych ludzi, ale nawet wobec niego. Sięgnąwszy szyi, Sithas drżącą ręką zapiął pelerynę.
— Znajdź, mego ojcu. Opowiedz mu, co się stało i co zamierzam zrobić.
— Gdzie jest Mówca? — spytała chłodnym tonem.
— Nie wiem — warknął książę. — Dlaczego nie pójdziesz go poszukać?
Po tych słowach Sithas pospiesznie opuścił komnatę.
W drzwiach napotkał wracającą do komnaty służącą, która niosła misę letniej wody i miękki, biały ręcznik. Elfia panna odsunęła się na bok, by pozwolić Sithasowi przejść, po czym zbliżyła się do Hermathyi. Kobieta zmierzyła służącą pełnym wściekłości spojrzeniem i jednym machnięciem ręki wytrąciła misę z jej rąk. Brązowe naczynie uderzyło z brzękiem o marmurową posadzkę, ochlapując wodą stopy Hermathyi.
12
Idylla końca lata
Arcuballis pochylił głowę nad krystalicznie czystą wodą i spragniony zaczął pić. Nieopodal wydrążonego drzewa, w którym mieszkali Anaya i Mackeli, głęboko spod ziemi tryskało źródło, tworząc na powierzchni dużą, nieruchomą sadzawkę. Woda przelewała się przez jeden z jej brzegów, spływając w dół po naturalnie rzeźbionych w granicie i błękitnoszarym piaskowcu schodkach.