Выбрать главу

W połowie drogi jego świeżo wyostrzone zmysły pochwyciły donośne pluski dobiegające od strony wody. Zaciekawiony książę bezszelestnie wślizgnął się pomiędzy gęste zarośla. Przez chwilę czołgał się w leśnym podszyciu, aż w końcu dotarł do wychodzącego na sadzawkę wzniesienia.

Dopiero wówczas zauważył pośrodku stawu ciemnowłosą elfkę. Jej kruczoczarne pukle unosiły się na powierzchni wody, otaczając smukłą sylwetkę niczym chmura gęstego dymu. Minęła dłuższa chwila, zanim Kith-Kanan zdał sobie sprawę, że kobieta, na którą patrzy, to Anaya. Jej długi warkocz został rozpleciony, pokrywająca ciało farba zniknęła i niewiele brakowało, by książę w ogóle nie rozpoznał wyszorowanej do czysta twarzy elfki. Uśmiechając się, usiadł pod oblepionym porostami pniem potężnego dębu i w milczeniu podziwiał pływającą Kagonesti.

Pomimo zwinności, jaką wykazywała na lądzie, Anaya nie była najlepszą pływaczką. Przemierzała sadzawkę w tę i z powrotem, rozgarniając wodę topornymi uderzeniami rąk i nóg. Widząc to, Kith-Kanan zdecydował, że elfka mogłaby nauczyć się kilku rzeczy od pływających po Thon-Thalasie rybaków.

Kiedy Anaya w końcu wyszła z wody na plaski, granitowy brzeg, książę zauważył, że Kagonesti jest zupełnie naga. Przyzwyczajony do widoku tak bardzo cenionej w mieście bladej skóry uznał jej brązowe od słońca ciało za przedziwnie piękne. Zdziwiło go to, ze jest ono tak gibkie i umięśnione. Nogi Anayi były silne, a w każdym jej ruchu można było dostrzec niezamierzony, prosty wdzięk. Była niczym leśny duch; dzika i wolna. Z chwilą, gdy elfka przeczesała palcami mokre włosy i zaczęła nucić nieznaną melodię, Kith-Kanan poczuł przypływ uczuć, o których myślał, że umarły w nim dawno temu, gdy opuścił Silvanost.

Wsparłszy głowę na ugiętym ramieniu, Anaya położyła się na skalnej półce. Przymknęła oczy i wydawało się, że zasnęła. Kith-Kanan podniósł się z ukrycia, zamierzając okrążyć sadzawkę i zaskoczyć Kagonesti. Wzgórze było jednak strome, a winorośle wciąż zbyt zielone, by ukryć jego obecność, kiedy deptał je sandałami. Nic to jednak czyniło każdy jego krok bardziej zdradzieckim, a fakt, że Kith-Kanan nic odrywał oczu od leżącej na skale Anayi.

Książę zdołał uczynić zaledwie dwa kroki, kiedy upadł i ślizgając się w dół zbocza, wpadł do sadzawki.

Krztusząc się i plując, wypłynął na powierzchnie. Anaya nie poruszyła się i powiedziała tylko:

— Zadajesz sobie wiele trudu, by zobaczyć, jak się kąpię.

— Ja... — potężne kichnięcie przerwało Kith-Kananowi — usłyszałem, że ktoś jest u źródła i przyszedłem zobaczyć kto to. Nie wiedziałem, że to ty.

Mimo ciężaru mokrych ubrań i przytroczonego do pasa miecza, książę płynął z gracją w kierunku skały, na której leżała elfka. Anaya nie uczyniła nic, by zakryć swe nagie ciało, a tylko przesunęła się, tak by Kith-Kanan mógł usiąść na kamieniu. — Nic ci nie jest? — spytała.

— Tylko moja duma ucierpiała. — Młodzieniec wsiał, szybko odwracając wzrok od Anayi. — Przepraszam, że przeszkodziłem. Pójdę już.

— Idź lub zostań. Mnie jest to obojętne. — Widząc, że książę się waha, dodała: — Nie jestem równie skromna jak kobiety z twojego miasta.

— Mimo wszystko nosisz ubrania.

Kith-Kanan poczuł, że musi to powiedzieć. Mimo że jej nagość niezwykle go krępowała, czuł, te wcale nie ma ochoty rezygnować z towarzystwa elfki.

— Tunika ze skóry jelenia stanowi świetną ochronę przed cierniami. — Anaya z rozbawieniem przyglądała się Kith-Kananowi, który po raz kolejny zerkał na jej nagie ciało i natychmiast odwracał zawstydzony wzrok — Przeszkadza ci to. Podaj mi swoją tunikę. Mimo protestów księcia Anaya obstawała przy swoim, tak więc Kith-Kanan zdjął swoją mokrą szatę.

Elfka przełożyła ją przez głowę. Tunika sięgała jej do kolan.

— Tak lepiej

Młodzieniec uśmiechnął się z zakłopotaniem.

— Nie mogę się nadziwić temu, jak inaczej wyglądasz — rzekł. — Bez tych namalowanych na twarzy linii, oczywiście.

To, co mówił, było prawdą Jej orzechowe oczy były duże i ciemniejsze od oczu jego brata. Anaya miała małe, pełne usta i wysokie czoło.

W odpowiedzi na jego słowa Kagonesti przeciągnęła się leniwie, niczym wielki kot. Zdawała się wkładać w to więcej zaangażowania i czerpać więcej przyjemności niż którakolwiek ze znanych Kith-Kananowi osób.

— Czy kobiety z twojej rasy nie zdobią twarzy? — spytała zaciekawiona.

— Owszem, ale nie do tego stopnia, by zupełnie zmieniać swój wygląd — odparł szczerze. — Podoba mi się twoją twarz. Szkoda, że ją zakrywasz.

Anaya usiadła na kamieniu i spojrzała na niego z wyraźnym zainteresowaniem.

— Dlaczego to mówisz?

— Bo to prawda — odparł. Anaya potrząsnęła głową.

— Nie opowiadaj bzdur.

— Mam nadzieję, że nie jesteś już na mnie zła za to, że uczę Mackeliego walczyć? — spytał Kith-Kanan z nadzieją, że rozmowa potoczy się dalej. Poczuł, że sprawia mu ona przyjemność.

Kagonesti wzruszyła ramionami. — Rana sprawiła, że stałam się wybuchowa. Nie byłam na ciebie zła. — Przeniosła wzrok na lustro wody, po czym dodała: — Cieszę się, że Mackeli ma przyjaciela.

Słysząc te słowa, Kith-Kanan uśmiechnął się i wyciągnął dłoń, by dotknąć jej ramienia.

— Ty także masz przyjaciela, wiesz? Anaya poderwała się ze skały i płynnym ruchem zrzuciła z siebie tunikę. Cisnąwszy ją na ziemię, z powrotem zanurkowała w jeziorze. Nie wypływała na powierzchnię tak długo, te Kith-Kanan zaczął się niepokoić. Właśnie szykował sic do skoku, kiedy niespodziewanie po drugiej stronie sadzawki pojawił się Mackeli z torbą pełną kasztanów

— Witaj, Kith! Dlaczego cały jesteś mokry?

— Anaya wskoczyła do wody i do tej pory nie wypłynęła na powierzchnię!

Mackeli położył worek na ziemię. — Nie przejmuj się — rzekł. — Pewnie udała się do twojej jaskini. Kith-Kanan pojrzał na niego w osłupieniu — W sadzawce jest tunel łączący się z jaskinią. Anaya znika tam, kiedy coś ją martwi. Znowu się posprzeczaliście?

— Niezupełnie — odparł Kith-Kanan, patrząc na powierzchnię wody. Powiedziałem tylko, że podoba mi się jej twarz i że ma we mnie przyjaciela.

Mackeli ze sceptycyzmem podrapał się po policzku.

— Cóż, nie ma sensu czekać tu na nią. Anaya może nie opuszczać groty przez kilka dni. — Zarzucił worek na szczupłe ramię i dodał: — Jaskinia jest tajemnicą Ny. Nie możemy tam wejść.

Kith-Kanan podniósł leżącą na ziemi tunikę i okrążając sadzawkę, dołączył do chłopca. Po chwili obaj pięli się ścieżką ku polanie. Średnio co trzy kroki książę odwracał się, zerkając z nadzieją na nieruchome lustro jeziorka. Jakże trudno było zrozumieć Strażniczkę Lasu. Wciąż liczył na to, że Anaya wyłoni się z głębin, jednak tak się nie stało.

Słonce zachodziło, gdy Mackeli i Kith-Kanan smażyli w ognisku kasztany. Kiedy najedli się do syta, położyli się na trawie, podziwiając spadające z nieba gwiazdy.

Każda z nich zdawała się rozcinać czarne płótno nocy swym ognistoczerwonym ogonem i Kith-Kanan nie mógł nadziwić się pięknu, jakie drzemało w tym niezwykłym widoku. Przez całe swoje życie w Silvanoście zaledwie kilka razy widział podobne zjawisko. Podczas gdy książę zafascynowany wpatrywał się w niebo, delikatny wiaterek mierzwił mu włosy i kołysał gałęziami drzew.

Kith-Kanan wstał, żeby sięgnąć po kolejną garść kasztanów. Dopiero wówczas spostrzegł siedzącą przy ognisku ze skrzyżowanymi nogami Anayę i wzdrygnął się z przerażenia.