Выбрать главу

— Zostaniesz nagrodzony — rzekł z wdzięcznością Sithas.

— Dziękuję, Wasza Wysokość. — Tamanier objął wzrokiem opuszczoną ulicę. — Może uda się nam zabrać lady Nirakinę do domu.

Panujący na ulicach zgiełk ucichł. Żołnierze Kencathedrusa zagonili buntowników w jedno miejsce, otaczając ich ciasnym kordonem. Kiedy udało się w końcu opanować tłum, do dzielnicy targowej dotarły oddziały straży, której zadaniem było ugasić pożar. Było już jednak zbyt późno — połowa targowiska zdążyła do tej pory przemienić się w dymiące zgliszcza.

Sprawiedliwość wymierzona przez Sithela jego zbuntowanym poddanym była szybka i surowa. Wszyscy uczestnicy zamieszek zostali osądzeni i skazani. Tych, w których żyłach płynęła krew Silvanesti lub Kagonesti, ogłoszono niewolnikami i nakazano im odbudować to, co zniszczyli. Ludzie i buntownicy innych ras zostali wygnani z miasta i pod groźbą śmierci pozbawieni prawa powrotu. Tym spośród kupców, którzy przyłączyli się do zamieszek, odebrano majątki. Oni także zostali dożywotnio wygnani z Silvanostu.

Miritelisinę doprowadzono przed oblicze Mówcy. Na sali prócz Sithela obecni byli także Sithas, Nirakina, Tamanier Ambrodel oraz wszyscy wysocy kapłani Silvanostu.

Kapłanka nie chciała przemawiać; nie przedstawiła żadnej obrony. Pomimo szacunku dla jej szlachetnej osoby Sithel ogłosił kobietę winną mniejszej zdrady. Choć miał powody, by oskarżyć ją o zdradę stanu, za co karą była śmierć, Sithel nie chciał być wobec Miritelisiny aż tak surowy.

Wysoka kapłanka Quenesti Pah została wysłana do więzienia w podziemiach Pałacu Quinari. Jej cela była czysta i przestronna, choć ciemna. Miejsce to obłożono wszelkiego rodzaju czarami zabezpieczającymi, tak by uwięziona kapłanka nie była w stanie uciec za pomocą magii ani dzięki niej komunikować się ze światem zewnętrznym. Choć dla wielu spośród zgromadzonych wyrok ten zdawał się sprawiedliwy, tylko nieliczni uważali go za dobre rozwiązanie, albowiem od czasów burzliwych dni za panowania Silvanosa i Balifa żadna z wysoko postawionych osób nie została zesłana do więzienia.

— Czy naprawdę uważacie, że to słuszne trzymać ją w więzieniu? — spytała Nirakina swego męża i syna, kiedy zostali już sami.

— Zaskakujesz mnie — zmęczonym głosem odparł Sithel. — Ty jedna spośród wszystkich, których życie wisiało na włosku, nie powinnaś mieć żadnych skrupułów co do wyroku.

Twarz Nirakiny była pełna smutku. — Jestem pewna, że nie chciała wyrządzić szkody. Jej jedyną troską było dobro uchodźców.

— Być może nie chciała rozpocząć zamieszek — odparł ze zrozumieniem Sithas — jednak nie jestem przekonany co do tego, czy naprawdę nie chciała wyrządzić żadnych szkód. Zwracając się do tłumu, Miritelisina starała się unieważnić wydany przez Mówcę dekret To samo w sobie jest już zdradą.

— Biedacy — mruknęła Nirakina.

Po tych słowach udała się na spoczynek, podczas gdy Sithel wraz z synem pozostali w sali obrad.

— Twoja matka ma dobre serce, Sith. Całe to cierpienie bardzo ją dotknęło. Potrzebuje teraz odpoczynku. — Sithas ponuro pokiwał głową, na co Mówca dodał: — Wysyłam na zachód oddział pięćdziesięciu żołnierzy pod wodzą kapitana Coryamisa. Mają spróbować pojmać kilku spośród bandytów, którzy terroryzowali osadników, i sprowadzić ich żywcem do Silvanostu. Być może wówczas dowiemy się, kto naprawdę stoi za tymi atakami. — Sithel przeciągnął się i ziewnął. — Jeszcze dziś wieczorem Coryamis opuści Silvanost. W przeciągu kolejnego miesiąca powinniśmy się czegoś dowiedzieć.

Po skończonej rozmowie obaj udali się do swych komnat. Sithel przez chwilę obserwował syna, jak ten opuszcza schody, nie kierując się jednak do pokoi, które dzielił z Hermathyą.

— Dokąd idziesz, Sith? — zapytał zmieszany. Sithas wyglądał na wysoce zakłopotanego pytaniem ojca.

— Do moich starych komnat, ojcze. Hermathya i ja.,, my nie sypiamy w tym samym łożu — odparł sztywno. Sithel ze zdziwieniem uniósł jasne brwi.

— Nie pozyskasz jej, śpiąc osobno — poradził.

— Potrzebuję czasu do namysłu — odparł Sithas. Po tych słowach z szorstkim „dobranoc" udał się do swych komnat. Sithel odczekał, aż kroki syna zupełnie ucichną na kamiennych schodach, po czym westchnął. Sithas i Hermathya pozostawali w separacji i z jakiegoś powodu niepokoiło go to bardziej niż wysłanie Miritelisiny do więzienia. Znał swego syna, ale znał także swoją synową. Oboje byli zbyt dumni, zbyt nieugięci. Jakikolwiek rozłam w ich małżeństwie mógł tylko pogorszyć sytuację w przyszłości Nie wróżyło to niczego dobrego. Ród Silvanosa wymagał stabilizacji i potomstwa, które mogło zapewnić mu ciągłość. Będzie musiał coś z tym zrobić.

Potężne ziewnięcie zawładnęło ciałem Mówcy. Póki co, czekało na niego własne łoże, własna żona i sen.

W czasie tygodni, które nastąpiły po zamieszkach na targowisku, ulice Silvanostu przemierzał regularny patrol królewskiej straży. Późną nocą penetrujący ulice miasta czteroosobowy oddział natknął się na leżące na prowadzących do Świątyni Quenesti Pah schodach ciało. Dwóch spośród żołnierzy natychmiast podbiegło do leżącego i odwróciło go twarzą do góry. Ich zdziwienie było tym większe, że dobrze znali martwego elfa. Był nim Nortifinthas, jeden z ich towarzyszy, który wraz z czterdziestoma dziewięcioma innymi żołnierzami został wysłany na zachodnie prowincje. Przez ponad dwa tygodnie piećdziesięcioosobowy oddział nie przysłał do Silvanostu żadnych wieści.

Strażnicy podnieśli ciało martwego kompana i pospieszyli do Pałacu Quinari. Po drodze dołączali do nich koleni napotkani żołnierze. Zanim grupa dotarta do głównego wejścia, W jej szeregach znajdowało się już przeszło trzydziestu mężczyzn.

W odpowiedzi na energiczne walenie do drzwi w wejściu ukazał się Stankathan — pałacowy majordomus. Mężczyzna stanął w progu, podnosząc do góry skwierczącą lampę naftową.

— Kto tam? — spytał zaspanym głosem. Oficer, który znalazł ciało Nortifinthasa, wytłumaczył wagę sytuacji. Stankathan uważnie przyjrzał się niesionemu na ramionach żołnierzy ciału i pobladł.

— Sprowadzę księcia Sithasa — zdecydował.

Chwilę później spiesznym krokiem oddalił się ku kawalerskim komnatom następcy tronu. Drzwi do pokoju Sithasa były otwarte i stając w nich, Stankathan zauważył, że książę usnął, złożywszy głowę na stole. Nie mówiąc nic, stary elf pokręcił głową. Wszyscy dookoła wiedzieli, że książę Sithas i jego żona żyli w separacji. Świadomość ta wciąż jednak martwiła starego sługę.

— Wasza Wysokość? — rzekł, dotykając delikatnie pleców Sithasa, — Wasza Wysokość, proszę się zbudzić; wydarzyła się... pewna rzecz.

Sithas gwałtownie podniósł głowę. — Co? O co chodzi?

— Nocny patrol znalazł na ulicy martwego wojownika. Najwyraźniej jest to jeden z żołnierzy, których Mówca wysłał kilka tygodni temu na zachód.

Zdezorientowany nagłą pobudką, Sithas odepchnął krzesło i zerwał się na równe nogi.

— Jak to możliwe? — spytał. Odetchnął głęboko, by oczyścić zaspany umysł i poprawiwszy szatę, oznajmił; — Natychmiast spotkam się z tymi żołnierzami.

Majordomus zaprowadził księcia do głównego wejścia, gdzie Sithas ze spokojem wysłuchał opowieści oficera straży o tym, jak znaleziono ciało.

— Pokażcie mi go — nakazał Sithas.

Żołnierze delikatnie złożyli zwłoki Nortifinthasa na schodach. Na ciele wojownika widać było liczne zadane nożem i pałką — rany, które wystarczyły, by pozbawić go życia.

Sithas spojrzał na otaczające go pełne troski, posępne twarze.