W odpowiedzi Sithas przyzwalająco machnął dłonią, Kith-Kanan ucałował policzek matki i życząc wszystkim dobrej nocy, pożegnał się z resztą towarzystwa. Twarz Nirakiny promieniała radością, co sprawiło, że kobieta zdawała się kilkadziesiąt lat młodsza.
— Dobranoc, synu — rzekła z oddaniem. Chwilę później w sali pojawił się służący, który — trzymając w dłoni potężny kandelabr — zaprowadził Mackeliego do jego pokoju. Po nim salę opuścili Nirakina i Sithel. Sithas wraz z Kith-Kananem zatrzymali się przy drzwiach.
— Zostawię cię już z twoja żoną — rzekł Kith-Kanan kiwając głową w kierunku śpiącej Hermathyi. Po chwili dodał z zakłopotaniem.
— Przykro mi, że nie przybyłem na ślub, Sith. Mam tylko nadzieję, że oboje jesteście szczęśliwi.
Sithas przez kilka sekund przyglądał się pogrążonej we śnie małżonce, po czym rzekł: — Nie jest łatwo być jej mężem, Kith. — Słysząc słowa brata, Kith-Kanan nie mógł ukryć zdumienia. Szeptem spytał go więc, w czym tkwi problem. — Cóż, wiesz przecież, jak uparta jest Hermathya. Wykorzystuje każdą nadarzającą się okazję, by stać się sławną pośród ludu. Kiedy opuszcza pałac, wyrzuca przez okna swej lektyki rozmaite błyskotki. Ludzie idą za nią, wykrzykując jej imię. — Sithas zacisnął usta w wąską kreskę. — Wiesz Jak nazywają nas miejscowi dowcipnisie? „Cień i Kwiat". Nie sądzę abym musiał ci wyjaśniać, kto jest kim, prawda?
Kith-Kanan z trudem zapanował nad kpiarskim uśmiechem.
— Thya zawsze była żywiołowa.
— Sadzę jednak, że chodzi tu o coś więcej. Przypuszczam, że... — Sithas urwał gwałtownie, widząc służącego, który idąc korytarzem, kierował się wprost ku otwartym drzwiom. Żółty blask świec płynął przed nim, niczym skradziony wschód słońca. — Dobranoc, Kith — rzekł nagłe Sithas, po czym wezwawszy służącego, nakazał mu odprowadzić księcia prosto do jego komnaty. Kith-Kanan z zaciekawieniem spojrzał na swego bliźniaczego brata.
— Do zobaczenia rankiem — rzekł. Sithas skinął głową w odpowiedzi i przytrzymał dłonią skrzydło drzwi. Kiedy tylko Kith-Kanan opuścił salę, Sithas szczelnie zamknął masywne podwoje.
Chwilę później zaczął gwałtowną rozmowę z Hermathyą.
— Udawanie, te śpisz, pani, było niezwykle dziecinne.
Słysząc te słowa, elfia panna wyprostowała się na krześle i ziewnęła.
— To niebywały komplement, zwłaszcza że pochodzi z ust samego mistrza udawania.
— Pani, czy nie masz nawet krzty szacunku dla nas, czy naszej pozycji?
Hermathya odepchnęła do tyło ciężkie krzesło. — Szacunek to wszystko, co posiadam — odparła ze spokojem — Ciężki, wielki, sztywny szacunek.
Pałac Quinari pogrążony był we śnie, niemalże wszyscy jego mieszkańcy odpoczywali, wykończeni niespodziewanym powrotem Kith-Kanana. Tymczasem w mrokach sąsiadującej z główną wieżą galerii spotkały się dwie postaci, które swymi szeptami przerwały panującą dookoła ciszę.
— On wrócił — rzekł kobiecy głos.
Też tak słyszałem — odparł mężczyzna. — To nie problem.
— Ale książę Kith-Kanan jest czynnikiem, którego nie braliśmy pod rozwagę! — Wyraźnie przestraszona kobieta zaczęta mówić głośniej, niż było to konieczne, czy też rozważne.
— Ja wziąłem go pod uwagę — odparł ze spokojem męski głos — Jeśli w ogóle będzie to miało jakieś znaczenie, jego powrót zadziała na naszą korzyść.
— W jaki sposób?
Kith-Kanan cieszy się sympatią tych, którzy uważają brata za chłodnego i ponurego — elfów takich jak na przykład królewska straż. Co więcej, moja ocena zbłąkanego księcia podpowiada mi, że jest on dużo bardziej ufny niż jego ojciec czy brat; a osoba ufna jest zawsze bardziej przydatna niż jakikolwiek niedowiarek.
— Jesteś bystry. Mój ojciec dokonał słusznego wyboru, kiedy wybrał ciebie.
Kobiecy głos był teraz znów spokojny i jedwabisty. Chwilę później ciszę wypełnił szelest gniecionej, ciężkiej tkaniny i odgłos pocałunku.
— Chciałabym, abyśmy nie musieli ukrywać się pośród cieni. — Czy nie uważasz, że to romantyczne? — mruknął męski głos. — Tak... ale drażni mnie to, że niemal wszyscy widza w tobie kogoś zupełnie nieszkodliwego. — To moja najlepsza broń. Czyżbyś chciała mi ją odebrać?
— Ależ nigdy... Przez chwilę w zamku panowała kompletna cisza, którą niebawem przerwał ten sam kobiecy głos.
— Jak długo jeszcze do wschodu słońca?
— Około godziny.
— Martwię się.
— Czym? — spytał mężczyzna.
— Cała ta sprawa staje się zbyt skomplikowana. Czasami, kiedy siedzę w sali audiencyjnej, mam ochotę krzyczeć; tak wielkie czuję napięcie.
— Wiem — rzekł uspokajająco męski głos. — Jednak nasze zadanie jest dość proste. Musimy jedynie opóźniać, taić i dbać o to, by elfy wciąż mówiły. Z dnia na dzień rośniemy w siłę. Czas jest naszym sprzymierzeńcem, ukochana. Mając go wystarczająco wiele, doprowadzimy do upadku elfiego narodu.
Ich stopy zaszurały tylko na chłodnej, marmurowej posadzce. Spiskowcy, przecinając galerię, skierowali się ku schodom. Musieli powrócić do swych komnat, jeszcze zanim pałac obudzi się do życia. Nikł nie może zobaczyć ich razem, nawet członkowie ich własnej delegacji.
24
Następnego dnia
Wejście Kith-Kanana do Wieży Gwiazd wywołało spore poruszenie. Potargane odzienie z koźlęcej skóry, w którym książę powrócił do Silvanostu, zniknęło. Teraz syn Sithela ubrany był w gładkie, białe szaty, a jego głowę zdobiła srebrna opaska. Uroczyście został przedstawiony lordowi Dunbarthowi. Krasnolud uchylił przed nim kapelusza i rzekł:
— Wielki to dla mnie zaszczyt spotkać cię, książę. Wiele o tobie słyszałem.
— Możliwe, iż pomimo tego wciąż będziemy mogli być przyjaciółmi — odparł Kith-Kanan. Spotkanie z delegacją ludzi było dużo bardziej wymuszone. Pretor Ulwen siedział w swym przenośnym krześle niczym odlana z wosku figura. Jedynie delikatne falowanie koca, który okrywał jego pierś, zdradzało, że człowiek ten żyje. Lady Teralind przyjęła dłoń Kith-Kanana, przez długą minutę przyglądając się nowemu uczestnikowi konferencji. Kith-Kanan niemalże natychmiast zauważył ciemne koła pud oczami kobiety. Z całą pewnością ubiegłej nocy nie spała ona dobrze.
Zwyczajem ludzi Ulvissen zasalutował księciu, który odwzajemnił jego gest.
— Czy myśmy spotkali się już wcześniej? — spytał
Kith-Kanan, z uwagą przyglądając się brodatemu mężczyźnie.
— Nie sądzę, szlachetny książę — odparł chłodno Ulvissen. — Większość swej żołnierskiej kariery spędziłem na statkach. Być może Wasza Wysokość spotkał kogoś innego, podobnego do mnie. Rozumiem, iż elfom ciężko jest rozróżnić jednego brodacza od drugiego.
— Jest wiele prawdy w tym , co mówisz. — Po tych słowach Kith-Kanan opuścił ludzi, jednak przeczucie, że gdzieś już widział Ulvissena, wciąż go niepokoiło. Zatrzymawszy się przed ojcowskim tronem, pokłonił się i zajął swe dawne miejsce po prawicy Mówcy. Człowiek z gęstą, rudobrązową brodą... gdzie go widział?
— Rozpoczyna się piętnaste posiedzenie Rady Trzech Narodów — ogłosił Sithas, występując w roli herolda Mówcy. — W roli przedstawiciela Silvanostu zasiada dziś książę Kith-Kanan. — Siedzący przy stołach skrybowie zapisywali gorliwie każde wypowiedziane słowo.
Dunbarth wstał, co w oczach innych uczyniło go jeszcze niższym, jako że nogi krzesła, na którym siedział, były dłuższe od tych, które faktycznie należały do krasnoluda.
— Wielki Mówco, szlachetni książęta, lordzie pretorze, lady Teralind — zaczął. — Gromadzimy się tu od wielu dni, podczas gdy podstawowym problemem na drodze do pokoju jest pytanie: Kto rządzi zachodnimi równinami i lasami? Szlachetny Mówca i jego następca na dowód swych roszczeń przedstawiają prastare traktaty i dokumenty. Przemawiająca w imieniu imperatora Ergothu lady Teralind żąda praw do owych ziem na podstawie większości, twierdząc, że znaczną część mieszkańców rzeczonego terytorium stanowią Ergothianie. — Dunbarth wziął głęboki oddech. — Streściłem roszczenia obu narodów w taki sam sposób, jak przedstawiłem je mojemu królowi. Tego dnia otrzymałem jego odpowiedź.