Czasem zdarzają się kłopoty ze skurwielami z tyłów i wtedy jest potrzebna mała lekcja. Kapujesz?
Mike Senior zapragnął nagle dowiedzieć się, o co tu, u licha, chodzi.
— Harold, tu jest moje miejsce. Jestem już stary. Naprawdę stary.
— Spoko, chłopie. Ja też — powiedział przybysz i rozłożył ręce — spójrz na mnie. Potrzebni im doświadczeni ludzie. A przez tę mobilizację coraz trudniej takich znaleźć. Komputer wypluł twoje nazwisko i to było jak znak od Boga.
— Zastanawiam się, dlaczego tak dobrze wyglądasz. Odmłodzenie? — spytał O’Neal.
— Mamy wszystko co potrzebne — powiedział Harold i pochylił się jeszcze bardziej do przodu. — Możesz dostać, co tylko chcesz.
— Co tylko chcesz.
Mike skinął głową w zamyśleniu i w tym momencie zdał sobie sprawę, że to nie jest oferta, którą można odrzucić. Harold powiedział mu, że pracuje dla grupy, której nie dotyczą żadne konstytucyjne ograniczenia, która ma pełny dostęp do galaksjańskiej technologii medycznej i która może zdobyć dowolną broń i wsparcie.
Fakt, że on nie ma pojęcia o tej grupie świadczył, że jej istnienie jest utrzymywane w głębokiej tajemnicy.
Ponieważ nie miał zamiaru przystąpić do tej grupy, na pewno będą chcieli upewnić się, że już nigdy nikomu nie będzie mógł o niej opowiedzieć.
Pozostawienie Cally w pokoju było ze strony jego byłego ucznia sprytnym posunięciem. Harold przypuszczał, być może słusznie, że Mike nie będzie chciał pozbyć się go na oczach dziewczynki, chociaż sam nie miałby takich skrupułów. To był jeden z problemów służby wojskowej, niemożność wyboru współpracowników albo podwładnych. Co do Harolda, Mike Senior zawsze skrycie nim gardził. Facet był podręcznikowym psychopatą. Gdyby przez pomyłkę zastrzelił małą dziewczynkę, jedyną rzeczą, jaką by poczuł, byłby odrzut broni.
Mike Senior czuł, że znalazł się w sytuacji bez wyjścia. W dodatku nie był całkiem pewien, czy uda mu się z niej wyjść z życiem.
Harold miał tyle samo doświadczenia co on, ale teraz był znacznie młodszy. Jeśli spodziewał się, że Mike Senior może odrzucić jego ofertę, był niewątpliwie uzbrojony i gotowy zabić jego i Cally. Potrafił także zignorować albo zlikwidować wszystko, co mogło go rozproszyć. Gdyby Mike nagle wstał, skończyłoby to rozmowę definitywnie. Ruchem uprzedzającym.
Mógł więc tylko grać na zwłokę. Oczywiście Harold będzie podejrzewał, że O’Neal to robi. I właśnie dlatego może być bardzo interesująco.
— Cóż — powiedział O’Neal i złożył dłonie w kształt piramidy, czując nagłe olśnienie. Nic nie powinno wskazywać na to, że przejrzał całą sytuację. — To ciekawa oferta.
Dokładnie w chwili, gdy to powiedział, jego pager znowu zabrzęczał.
Harold pochylił się błyskawicznie do przodu, a jego dłoń powędrowała do boku, ale Dziadek O’Neal po prostu dalej spokojnie siedział. Kiedy Harold zamarł, Mike uśmiechnął się lekko.
— To tylko brzęczyk — powiedział z uśmiechem.
Harold zaśmiał się.
— No tak. Twój?
Zabójca pochylił się do przodu i położył ręce na udach. Broń miał ukrytą w kaburze z boku albo na plecach, zauważył Mike, zastanawiając się kogo znów diabli nieśli. Uniósł koszulę i odsłonił pager, po czym najspokojniej w świecie wyjął urządzenie zza paska. Mógł tylko mieć nadzieję, że Harold wierzył, iż jego rozmówca nie ma o niczym pojęcia.
Ręce Harolda pozostały na widoku, nadal oparte na udach. A więc kabura z boku. Dziadek O’Neal udał, że sprawdza pager.
— To od mojego syna — skłamał. — Jest w drodze do swojej jednostki.
Czujniki wskazywały kolejny pojazd, ale ten miał sygnaturę ciężkiego metalu. Albo to duża ciężarówka, albo furgonetka z metalem w środku. Ostatnim razem widział taką sygnaturę, kiedy razem z kumplami wracali z Dahlonega, z zawodów strzeleckich.
Ponieważ nie spodziewał się żadnego wsparcia, musieli to być przyjaciele jego gościa, jadący upewnić się, czy rozkazy zostały wykonane.
— Jak mówiłem — ciągnął dziadek O’Neal — to bardzo ciekawa oferta. Szczególnie odmłodzenie. Bo chyba o tym mówimy?
— Tak. — Harold lekko się rozluźnił. — Masz to w zestawie.
— Cóż, Bóg jeden raczy wiedzieć, jak często w swoim czasie wykonywałem mokrą robotę…
— Dziadku, czy tatuś ci powiedział, jak to się układa? — przerwała mu Cally.
— Nie, skarbie — rzucił, nie spuszczając oczu z przybysza.
Ciężarówka pewnie wyjeżdżała właśnie z lasu. Przybysze mogli wysiąść w ukryciu i spróbować się podkraść, albo władować się prosto przez frontowe drzwi. W tym drugim przypadku będą tu za niecałą minutę. A to oznacza, że czas kończyć rozmowę.
— Sama spróbuj się z tym uporać.
— Trochę mi się spieszy — powiedział Harold, jakby czytał mu w myślach. — Potrzebna mi jasna odpowiedź. Tak czy nie. I to teraz.
Pochylił się do przodu, a jego prawa dłoń zsunęła się w dół po udzie.
— I tak nigdy nie lubiłam tych galaksjańskich gówien — powiedziała do siebie Cally.
Rozległ się cichy dźwięk odbezpieczania broni.
Mike Senior zdążył tylko zamknąć oczy, zanim ochlapała go krew i kawałki mózgu Harolda Locke’a. Pocisk rozrywający kaliber. 380 z walthera Cally rozłupał czaszkę przybysza jak melona.
Mike zerwał się na równe nogi, wytarł oczy i wypluł kawałki mózgu, przypominające w smaku jajko na miękko.
— Dobra robota, dziewczyno, ale mamy towarzystwo.
— Wiem, dlatego tak się spieszyłam. Miałam nadzieję, że zdradzi coś więcej. Bunkier?
— Tak. — Patrzył, jak ostrożnie zabezpiecza mały pistolet i rusza w stronę bunkra. — Skąd wiedziałaś?
— Trzęsie ci się prawa ręka, kiedy masz złe karty. Poza tym skłamałeś z tym pagerem. — Nie wspomniała już o tym, że przybysz patrzył na nią tak, jak dziadek patrzy na kurczaka, kiedy ma zamiar ubić go na obiad.
Kiwnął głową i uśmiechnął się.
— Nie wydaje mi się, żebyś nauczyła się tego od ojca, co?
— Nie — powiedziała i ruszyła ku drzwiom — ale tata nie uczył mnie też grać w karty. To zasługa mamy. Chodźmy.
54
Dowódca drużyny uniósł głowę na odgłos wystrzału z pistoletu.
W domu było dwóch podopiecznych, w tym młoda kobieta. Zważywszy na profil zabójcy nie zapowiadało to niczego dobrego.
Gestem ręki nakazał postój i odwrócił się do eksperta technicznego, który odszyfrowywał właśnie odczyty dostarczonych im przez Galaksjan czujników życia. Wskazywały one na trzy osoby, w tym jedną martwą. Żył mężczyzna i młoda kobieta.
Dowódca drużyny machnięciem ręki rozkazał obiec budynek i ostrożnie wejść do środka. Niecierpliwie czekał na więcej danych.
Mike Senior skończył zapinać rzepy założonego na Cally kevlarowego pancerza i zarzucił na siebie swój własny. Cally trzymała w ręku brytyjski bullpup kaliber 7.62. Ubiór, broń i wysychająca na jej blond włosach krew — to był naprawdę niecodzienny widok.
— Guzdrasz się, dziadku.
— Ty też nie jesteś zbyt szybka — zaśmiał się, zapiął dwa ostatnie rzepy i podniósł MP-5. Potem podskoczył kilka razy, upewniając się, że nic nie grzechocze. — Ciężko będzie doczyścić dywan w gościnnym.