Z bronią balistyczną można sobie poradzić, podchodząc do thresh jak najbliżej. Kiedy jego oolt’ondar znajdzie się wśród nich, balistyczna broń będzie musiała przerwać ogień. Wtedy wróg może sobie tkwić w okopach jak abat. Jedyny problem to thresh w metalowych szatach. Na szczęście ich też imają się posleeńskie ostrza, no a poza tym jest ich niewielu. Posleeni mają przewagę liczebną, szczególnie kiedy rozwiną szyki i przypuszczą zmasowany atak.
Sytuacja wymagała szarży szerokim frontem. Nie mogła być lepsza.
— Telaradanie! Naprzód! Assarnathu! Na lewo! Rozwinąć szyk!
I zabić najpierw metalowych threshl Tel‘enaa, fuscirto uut!
— Kopać!
Starszy sierżant kompanii Charlie szedł wzdłuż szeregu pancerzy, wyrównywał ich pozycję, i udzielał ostatnich pospiesznych lekcji.
— Nie! Cholera jasna! — Gwałtownie zerwał ładunek z pasa żołnierza, który kopał ziemię pancernymi rękawicami. Kombinezony mogły przerzucać olbrzymie ilości ziemi w zaskakująco szybkim tempie, ale ładunki kopiące robiły to jeszcze szybciej.
— Użyć ładunków do kopania nor! — krzyknął podoficer na kanale plutonu, zerwał z pasa kolejny ładunek i włożył go w pancerną dłoń zaskoczonego żołnierza.
— Nadchodzą! — krzyknął żołnierz na czatach i wyskoczył z dziury.
Nie zdołał jednak dotrzeć do swojej kompanii, gdy jego pierś rozerwał pocisk. W ciemności wzbiła się w górę flara ze spadochronem. Rozległ się huk eksplozji i na polu bitwy zrobiło się jasno jak w dzień. Wszędzie roiło się od centaurów.
Karabin maszynowy trzeciego plutonu jako pierwszy rozpoczął ostrzał. Pomarańczowe pociski smugowe, które leniwie przecięły nieruchome nocne powietrze i poszybowały w stronę nadchodzącej kompanii, rozpętały prawdziwą burzę ognia.
— Moździerz Trzy! Flary trawersem. Ustawić na pięć! — krzyknął Keren.
Załoga zerwała się ze snu i rzuciła w kierunku moździerza. Kiedy niedobitki korpusu znowu się zebrały, okazało się, że mają do dyspozycji dość wozów bojowych, żeby rozstawić je na całym terenie. Względnie sprawna bateria moździerzy otrzymała dwa porzucone wozy, żeby uzupełnić swoje straty. Zaproponowano im też transporter kierowania ogniem, ale Keren odmówił. Suburban był o wiele wygodniejszy.
Zgodnie z sugestią Kerena moździerze plutonu wycelowano według z góry wybranych koordynatów, aby w razie czego jak najszybciej wesprzeć kompanię. Moździerz Trzy miał strzelać flarami, a jedyne, co musiała robić jego obsługa, to wrzucać w gardziel lufy kolejne pociski.
Amunicyjna moździerza spała na ziemi, owinięta wokół zimnej podstawy moździerza. Słysząc krzyk z Centrum Kierowania Ogniem po prostu obróciła się na plecy z pociskiem w dłoni. Zanim do końca się obudziła, granat zsunął się w dół lufy i moździerz strzelił. Był to zwykły pocisk burzący zamiast flary, a złe ustawienie lufy spowodowało, że poleciał milę aż za nacierających Posleenów.
Dopiero potem odpalono flarę.
Porucznik Leper pobiegł w kierunku stanowiska dowodzenia na linii obronnej. Dowodził nie tylko moździerzami, ale i resztą kompanii. Dlatego nagiął standardowe procedury. Moździerze były wysunięte do przodu, żeby nie znajdowały się daleko od punktu dowodzenia. Miał zamiar zmienić to nad ranem, ale Posleeni nie dali mu na to czasu.
Kiedy dotarł do dużego okopu dowodzenia, załamał się. Kompania nie była w stanie sprostać takiej masie Posleenów. Wróg najwyraźniej miał stukrotną przewagę liczebną.
Zanurkował na dno wykopu i sięgnął po radio.
Jeśli Keren czegokolwiek nauczył się na tej wojnie, to tego, że nigdy nic ma się wystarczających danych. Właśnie dlatego miał jedno radio nastawione na częstotliwość kompanii, drugie na częstotliwość kontroli ognia, a dwa nadprogramowe odbiorniki, które zdobył po drodze, na kanał batalionu i brygady. I właśnie dlatego jako pierwszy usłyszał, jak porucznik spisuje ich już na straty.
— Tatuś Jeden Pięć, tu Listopad Jeden Pięć, odbiór.
W tle przekazu słychać było odległy pomruk karabinów i terkot broni maszynowej.
— Listopad Jeden Piąć, tu Tatuś Jeden Piąć, odbiór.
— Tatuś Jeden Pięć, mamy kontakt z co najmniej pułkiem Posleenów. Oceniam, że nie zdołamy ich zatrzymać, odbiór.
— Roger, przyjąłem. Pancerze wspomagane w drodze, odbiór.
— Oni już tu są, ale Posleeni wyglądają na wypoczętych i w tej chwili szturmują na nas, a pancerze wspomagane są w rozsypce.
Nie zamierzam opuścić stanowiska, ale nie sądzę, żebyśmy mogli ich zatrzymać. Niech korpus przygotuje się do odwrotu, odbiór.
— Listopad Jeden Pięć. Wszystkie rezerwy korpusu są na froncie.
Macie rozkaz się utrzymać, odbiór.
— Chyba żartujesz, Tatuś. Listopad, bez odbioru.
— Tango Trzy Sześć, tu Listopad Jeden Pięć, odbiór.
Przez chwilę było cicho. Centrum Kierowania Ogniem było zajęte; nadal starano się zastąpić centralną sieć kierowania ogniem.
— Jednostka wywołująca, powtórz sygnał wywoławczy, odbiór.
— Tango Trzy Sześć, tu Listopad Jeden Pięć. Ostateczne wsparcie obronne, koordynaty Jeden-Jeden-Bravo. Posleeni w bliskim kontakcie. Ostateczne wsparcie obronne, odbiór.
— Listopad, nie mamy teraz dostępnej artylerii. Większość dziewiątego korpusu, wezwała ostateczne wsparcie obronne odbiór.
— No, jeśli wróg przełamie nasze szyki, cholernie szybko będziecie mieć gości. Zdecydujcie się, bez odbioru.
— Wszystkie moździerze! — wrzasnął Keren z suburbana. — Ostateczne wsparcie obronne! Ogień ciągły!
Kapral Nick Warren kucał w swoim okopie i starał się liczyć zabitych. Okop przygotowano do prowadzenia ognia krzyżowego; miał z przodu wał ziemny i stanowisko strzeleckie skierowane pod kątem czterdziestu pięciu stopni, tak, by móc strzelać do wszystkiego, co się zobaczy, samemu nie narażając się na ogień kucyków. Teraz jednak wał omiatał grad ognia karabinów magnetycznych. Ziemia bryzgała na boki, a pociski rwały zewnętrzną warstwę worków z piaskiem i zaczynały roznosić osłonę.
W strefie ostrzału aż się roiło od centaurów. Było ich tyle, że kapral nie zawracał sobie głowy celowaniem. Gdyby pocisk chybił jednego, na pewno trafiłby w idącego tuż za nim. Warren rzuciłby się do ucieczki, ale wiedział, czym to się skończy. Kucyki biegały o wiele szybciej, niż ludzie. Można więc było tylko je zabijać i znów zabijać tak długo, aż mieli dosyć. Miał nadzieję, że w innych okopach jest dość żołnierzy, żeby powstrzymać natarcie obcych na jego kryjówkę. Żałował, że zużył wszystkie granaty; teraz mogłyby się przydać. Nie miał już ani ręcznych, ani tych do granatnika.
Rygiel uderzył w pustą komorę i plastikowy magazynek wypadł na ziemię. Kapral pomacał zasobnik amunicyjny, próbując znaleźć kolejny magazynek, kiedy nagle za jego plecami rozległ się dźwięk przypominający rozcinanie maczetą arbuza. Spojrzał przez ramię.
Jego towarzyszka broni leżała na ziemi z połową twarzy rozerwaną przez pocisk karabinowy, który przebił się przez ścianę worków z piaskiem. Warren nie pamiętał nawet jej nazwiska. Przez chwilę zawstydził się swojej pierwszej reakcji — radości, że kobiecie zostały jeszcze dwa magazynki. Nagle posypały się na niego cięższe i większe niż poprzednio grudy ziemi i Warren nie poczuł nawet, jak ostrze przebija jego kevlarowy hełm i wchodzi w mózg jak w masło.