Jego towarzyszka broni leżała na ziemi z połową twarzy rozerwaną przez pocisk karabinowy, który przebił się przez ścianę worków z piaskiem. Warren nie pamiętał nawet jej nazwiska. Przez chwilę zawstydził się swojej pierwszej reakcji — radości, że kobiecie zostały jeszcze dwa magazynki. Nagle posypały się na niego cięższe i większe niż poprzednio grudy ziemi i Warren nie poczuł nawet, jak ostrze przebija jego kevlarowy hełm i wchodzi w mózg jak w masło.
Ogień nie okazał się wystarczająco zmasowany. Walkę z Posleenami często opisywano jako próbę powstrzymania lawiny za pomocą węża strażackiego. Udaje się tylko wtedy, gdy masz dość węży strażackich.
Posleeni szli wąskim frontem, nacierając przez otwartą przestrzeń.
Stanowiliby doskonały cel dla dobrze przygotowanej jednostki dysponujących wsparciem weteranów, albo nawet i okopanej zielonej jednostki pancerzy wspomaganych. Ale przy braku zmasowanego ognia artylerii, zwartego batalionu pancerzy, większej ilości żołnierzy, plątańców, drutu kolczastego i min, Ardan’aath nacierał wściekle ze swoim wojskiem i po prostu przytłaczał obrońców.
Jako pierwsza padła kompania Bravo z jednostki pancerzy wspomaganych, pozostawiona bez osłony na skrzydle kompanii zmechanizowanej. Ich węże srebrnych błyskawic atakowały nacierających Posleenów i cięły ich jak papier. Podobna rzeź powstrzymałaby atak ziemskiego wojska, ale teraz na Ziemian nacierało ponad dwanaście tysięcy Posleenów i tuziny Wszechwładców. A Posleeni nigdy się nie zatrzymują.
Najpierw skierowali na kompanię bezpośredni ogień. Pancerze chroniły żołnierzy przed każdym rodzajem broni, oprócz dział plazmowych i pocisków hiperszybkich, ale zmasowany ogień przygwoździł ich do ziemi, a tu i ówdzie trzymilimetrowe pociski trafiały w słabe punkty. Do tego Posleeni mieli ponad sześćset wyrzutni pocisków hiperszybkich i dziewięćset ciężkich karabinów magnetycznych. W ten sposób kompania pancerzy wspomaganych została wyeliminowana, zanim zdążyła zabić więcej, niż sześciuset wrogów.
Wojsko w okopach wytrwało dłużej, ale nie tyle, żeby to miało jakieś znaczenie. W pierwszej kolejności zaatakowano częściowo tylko okopaną kompanię Charlie. Jej Ponurzy Żniwiarze zostali wzięci na cel przez ciężką broń posleeńskiej brygady. Kompania Charlie stawiała opór, ale centaury nie zważały na ścianę ognia i piętrzące się stosy trupów, pragnąć tylko dostać się do opancerzonych ludzi. W końcu bitwa przerodziła się w walkę wręcz. Posleeni dotarli do okopów jednostki i zaatakowali obrońców monomolekularnymi mieczami.
Tymczasem lżejsze karabiny magnetyczne i strzelby posleeńskich wojowników skoncentrowały ogień na jednostce zmechanizowanej, w większości przypadków przygważdżając ją zupełnie. Każdy, kto wyskakiwał z okopu i rzucał się do ucieczki, był rozrywany zmasowanym ostrzałem. Kiedy Posleeni dotarli do okopów strzeleckich, było już po wszystkim. Nieszczęśni żołnierze zostali wyrżnięci jak stado owiec. Jedynie kilku udało się w zamieszaniu uciec. Jednostka przestała istnieć.
— Nie możemy pozwolić, żeby ci metalowi thresh dalej włóczyli się po okolicy — powiedział Kenallurial i wskazał na ekran.
Zżerała go zazdrość. O zwycięskim szturmie te’naal, takim jak ten, jeszcze przez tysiąc lat będą krążyć opowieści, a jego spryt i przemyślność, które sprowadziły ich tutaj, odejdą w zapomnienie.
— Ardan’aath zajmie się nimi we właściwym czasie — powiedział spokojnie Kenallai i wskazał na schemat. — Patrz, jak ci thresh uciekają.
Niedobitki dziesiątego korpusu szybko wycofywały się w kierunku Manassas.
— Jak abat z trupa.
— Powinniśmy ich ścigać — powiedział Kenallai. — Nie wolno nam dopuścić, żeby się zatrzymali i zbudowali umocnienia, zanim dotrzemy do wielkich skarbów północy.
— Zrobimy tak, mój eson’antaiu, zrobimy — powiedział oolt’ondar i nastroszył grzebień. — Powstrzymaj swą zazdrość.
Kenallai odwrócił się zawstydzony, że odgadnięto jego uczucia, i dotknął ekranu, żeby powiększyć obraz. To była wspaniała, bogata w łupy kraina. Dostanie wielu wasalów, jeśli tylko Sieć doceni jego zasługi.
W oddali ucichły już krzyki i warkoty dieslowskich silników.
57
Cally wtarła pomarańczowy rozpuszczalnik w nylon Cordura, żeby usunąć plamy.
— Szkoda, że ci faceci w kitlach tego nie wyczyścili.
Oboje wzięli prysznic, żeby zmyć z siebie krew świętej pamięci Harolda Lockego, ale na pancerzu pozostało trochę obciążających ich śladów. Należało je niezwłocznie usunąć.
— No cóż, chyba będziemy musieli sami trochę się natyrać. — Dziadek O’Neal zaciągnął się dymem z fajki i zajął kolejną plamką krwi.
— Jak sądzisz, kim oni byli? — zapytała poważnie Cally.
Przestał na chwilę szukać plam na czarnym materiale. To było dobre pytanie.
— Skarbie, nie mam zielonego pojęcia. Wiadomo tylko, że przyjechali po to, żeby uratować naszą skórę. Mam wielu przyjaciół w tym interesie, ale żaden z nich nie mógłby zebrać takiego zespołu. Wiedzieli, że Harold tu będzie. Poza tym zaplanowali zatuszowanie tej całej sprawy tak, żeby ten, kto go tu przysłał, nie dowiedział się, co się stało. Gdyby wieść się rozniosła, mielibyśmy poważne kłopoty.
— Zatem nadal pozostaje pytanie, kto ich przysłał.
Wróciła do pracy, ale O’Neal widział z wyrazu jej twarzy, że w dalszym ciągu o tym myśli.
— O czym tak dumasz? — spytał.
— Myślę, że to był ktoś, kto jest winien tacie przysługę.
Już otworzył usta, żeby zaprzeczyć, ale zaraz zamknął je z powrotem. Mike Junior opowiedział mu o prezencie w postaci pancerza bojowego. Pancerz wart pół miliarda kredytów to nie jest drobny podarunek. Ktoś, kto dał mu ten pancerz, mógł też sądzić, że jest mu winien szybką akcję zespołu do zadań specjalnych. Zamiast więc odrzucić tę myśl, przytaknął wnuczce.
— Dobra, kupuję ten pomysł.
Odwzajemniła mu się uśmiechem. Kiedy podnosiła z podłogi szczoteczkę do zębów, w oddali odezwał się naddźwiękowy grom.
Oboje spojrzeli w górę i jednocześnie zaklęli.
— O, kurwa! — powiedział Mike Senior.
— Cholera jasna! — zawtórowała mu Cally.
Michael O’Neal Senior popatrzył na mokry, umazany na pomarańczowo pancerz i pokręcił głową.
— Co nas jeszcze dzisiaj czeka? — zaśmiał się nieco histerycznie.
Dowódca zespołu ścisnął nasadę nosa palcami, jakby chciał z niej wydusić jakąś myśl. W pobliżu nie było żadnych domów, w których mogliby się schować. Nawet gdyby lądownik nie wylądował nigdzie w pobliżu, zespół na pewno zostałby zatrzymany, gdyż wszystkie poruszające się pojazdy mogły być dowodzone tylko przez miejscowe zespoły reagowania.
Była tylko jedna możliwa droga ucieczki.
— Zawracaj — rzucił do kierowcy. — Do domu O’Neala.
Po raz drugi w ciągu godziny wyciągnął telefon komórkowy.
Dziadek O’Neal miał radio nastawione na lokalny kanał meteorologiczny. Oboje z Cally zaciągali teraz story. Mieli ustaloną procedurę na wypadek wylądowania wroga, ale nie mogli jej wcześniej wykonać ze względu na nieoczekiwane pojawienie się przybyszów.