Выбрать главу

— Rozumiem, że mam wymiary zbliżone do kogoś z jednostki? — spytał prezydent.

Pancerz milczał przez chwilę. Prezydent był pewien, że gdyby mógł zobaczyć twarz oficera, wyrażałaby ona zakłopotanie.

— Właściwie nie powinienem o tym mówić, sir — mruknął wreszcie niechętnie.

— O czym?

Hadcraft rozłożył ręce, a w tym momencie prezydent zdał sobie sprawę, że jest to jedyny gest, jaki może wykonać użytkownik pancerza bojowego.

— Kryterium doboru ponad połowy jednostki było podobieństwo do obecnego prezydenta. Żeby na wypadek, gdyby sytuacja naprawdę się popieprzyła, można było włożyć go w pancerz.

Prezydent spojrzał na szefa Służb, który nie potrafił ukryć zdumienia.

— Co ty na to, agencie Rohrbach?

Oficer potrząsnął głową.

— Wy to zaplanowaliście?

— Hej, agencie — odpowiedział marine z ponurym śmiechem — „Spodziewaj się zwycięstwa, bądź gotów na klęskę”. Tylko tak można było w ogóle przeżyć na Barwhon. Tak, my to zaplanowaliśmy. Wierz albo nie, ale naszą odpowiedzialność za prezydenta bierzemy cholernie serio.

Pancerz ani na jotę nie zmienił swojej pozycji, ale agent Rohrbach czuł, że jest uważnie obserwowany.

— W każdym razie — ciągnął po chwili marine — mamy wolny pancerz. Sierżant Martinez jest na przepustce i nieprędko wróci.

Przebywa w Los Angeles.

— Rozumiem, że sierżant Martinez jest mojego wzrostu — zażartował drobny prezydent.

— Tak — odpowiedział kapitan — to akurat nie stanowi żadnego problemu.

— Więc w czym rzecz?

— Cóż, są dwie kwestie. Jedna bardzo ważna i druga mniej ważna.

— Najpierw ważna — powiedział Rohrbach.

— Otóż pancerze odbierają sygnały z układu nerwowego użytkownika. Program napędzający to niezależny inteligentny przekaźnik, który reaguje nie tylko na nasze sygnały nerwowe, ale i naszą osobowość. Jest zbudowany według zupełnie innego algorytmu niż te — marine wskazał na przekaźniki na biurku prezydenta. — Może przejąć kontrolę nad pancerzem, jeśli jego użytkownik jest ranny, i zrobić wszystko to, na co nie pozwalałoby oprogramowanie zwykłego przekaźnika.

— Chwileczkę — przerwał szef Tajnych Służb. — Czy to oznacza, że w środku jest samosterujący komputer z jakąś osobowością? Jak on zareaguje na obecność prezydenta w środku?

— Właśnie tego nie wiemy — przyznał dowódca jednostki.

— A więc nie ma mowy, żeby prezydent założył pancerz!

— A co — spytał Hadcraft zmęczonym głosem — wolisz go zapakować w bagażnik jednego z tych waszych pieprzonych suburbanów i przewieźć przez strefę lądowania?

— Poczekajcie — przerwał im prezydent. — Tylko spokojnie. Kapitanie, czy można… rozmawiać z tą osobowością? Przekonać ją do czegoś?

— Oczywiście.

— Więc porozmawiacie z nią, zanim założę pancerz?

— Tak, sir. I jeśli stwierdzimy, że jest zbyt niebezpiecznie, nie będziemy pana narażać. — Te słowa kapitał zaadresował bardziej do szefa Służb niż prezydenta.

Prezydent uniósł dłoń, żeby powstrzymać protest agenta.

— Dobra, spróbujmy. Zgadzam się, że ukrywanie się w samochodzie nie jest w obecnej sytuacji najlepszym pomysłem. Podobno jest jeszcze jakaś druga sprawa?

— No tak… — powiedział zmieszany kapitan.

* * *

Roselita Martines musiała być bardzo gwałtowną i pełną gniewu kobietą. Jeśli istniały jakieś przekazy pozazmysłowe, to prezydent Edwards właśnie ich doświadczał. Wściekłość pancerza była wyraźnie wyczuwalna przez łącze, które umożliwiało dwustronną komunikację. Było kilka powodów do gniewu. Pancerz tęsknił za swoim własnym użytkownikiem. Nienawidził Posleenów. Nienawidził dowódców, a właśnie miał jednego z nich w brzuchu. Kochał swoją podopieczną. Uwielbiał ją i musiał ją chronić. Był więc mocno zdezorientowany. Ale przede wszystkim był bardzo, bardzo zły.

— Panie prezydencie — powiedział kapitan.

Jego głos brzmiał niewiarygodnie czysto, gdyż technologia przekazu usuwała wszelkie szumy z otoczenia.

Prezydent próbował obrócić głową w otaczającej go galarecie hełmu. Nie mógł się poruszyć, ale jego pole widzenia gwałtownie się zmieniło, co przyprawiło go o zawrót głowy.

— Panie prezydencie — powiedział znowu kapitan, chwycił pancerz i go obrócił.

Prezydentowi udało się w końcu zatrzymać spojrzenie na oficerze. Obraz przesłaniały jednak dziesiątki nieznanych danych.

— Proszę patrzeć przed siebie i ostrożnie iść naprzód. Jeśli obraz zacznie wirować dookoła, proszę się nie ruszać i zamknąć oczy.

— Tu są jakieś dane — powiedział prezydent i zamknął oczy, bo obraz znów zaczął się gwałtownie przesuwać.

— Przekaźnik, niech pancerz wyczyści obraz i zmniejszy czułość na zmiany pola widzenia o pięćdziesiąt procent — powiedział kapitan. — Sir, nie mamy czasu, żeby nauczyć pana obsługiwać pancerz.

Musimy już iść.

— Dobra — powiedział prezydent, walcząc z ogarniającym go gniewem. Wziął głęboki wdech. — Dobra, chodźmy.

Znowu chciał pokręcić głową, ale powstrzymał go żel wyściółki.

Pole widzenia przesunęło się jednak na boki. W jaki sposób można się przyzwyczaić do tego szalonego sprzętu, pozostawało dla prezydenta zagadką.

59

Niedaleko Harper’s Ferry, Wirginia, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III
05:46 letniego czasu wschodniego USA
11 października 2004

— Jak, do cholery, można się do tego przyzwyczaić? — spytał kapitan O’Neal, walcząc z zawrotami głowy, kiedy śmigłowiec OH58 Kiowa skręcił za Harper’s Ferry, zniżył lot nad drogą krajową 70 i skierował się na Baltimore. Na drodze roiło się od pojazdów wojskowych, z których większość stała w korku.

— Do czego? — spytał pilot, uważnie wypatrując drutów wysokiego napięcia.

Lot na wysokości poniżej trzydziestu metrów powodował spory stres. Nigdy nie było wiadomo, którędy jakaś głupia elektrownia pociągnęła swoją linię, zwłaszcza, że często nie było ich na mapie.

— Nieważne — mruknął Mike i zaczął żałować, że nie mógł włożyć swojego pancerza.

Nie pomagały nawet wojkulary. Marzył o pełnym wyposażeniu pancerza jak narkoman o działce. Ale na razie musiał się zająć innymi rzeczami.

Odchylił się na siedzeniu małego śmigłowca i patrzył na kolejne dane napływające z okularów rzeczywistości wirtualnej. Główne drogi były całkowicie zakorkowane, podobnie jak boczne. Jego misja wymagała dotarcia do Waszyngtonu przed Posleenami, a to wydawało się raczej niemożliwe.

Ale wyraz „niemożliwe” już dawno zniknął z jego słownika.

Posleeni rozerwali świat na kawałki i zakończyli złoty wiek, w którym dorastał. Takiemu gatunkowi nie wolno pozwolić dalej żyć, oddychać i mnożyć się. Ziemia będzie ich ostatnim celem. Włączył przekaźnik.