— Shelly, daj mi majora Givensa.
Nadszedł czas rozpocząć taniec.
Bob Givens był doświadczonym oficerem. Wiedział więc, że stoją w obliczu prawdziwej klęski i nie jest to bynajmniej koszmarny sen. Szkoda, bo z koszmarnych snów zawsze można się obudzić.
— Wiem, sierżancie Clarke. Zgadzam się — powiedział do podoficera operacyjnego.
Starszy sierżant był jednym z niewielu podoficerów batalionu, którzy nie rozpierzchli się na cztery strony świata. Przyszedł ze skargą. Zadanie przysłane z Dowództwa Armii Kontynentalnej było nie do wykonania. Na drogach było pełno jednostek wojskowych spieszących we wszystkich kierunkach i uchodźców zmierzających w stronę gór. Dotarcie do Waszyngtonu w czasie krótszym niż dwadzieścia godzin graniczyło z cudem.
— Ale takie są rozkazy.
— A jak zdaniem generała Hornera mamy je, do diabła, wykonać? Dał jakieś wskazówki?
— Nie, sami musimy sobie poradzić.
— Zacznę przygotowywać transport — powiedział podoficer. — Ale niech mnie diabli, jeśli wiem, jak się przedostać przez korki uliczne.
— Majorze Givens — zaćwierkał przekaźnik. — Przychodząca rozmowa od kapitana O’Neala.
Givens poczuł nieopisaną ulgę, że kapitan w końcu nawiązał z nim łączność. Bóg jeden wiedział, jak bardzo potrzebował teraz pomocy. Na miejscu był tylko jeden dowódca kompanii i połowa starszych sierżantów. Nie było także innych oficerów batalionu.
Powrót kapitana rozwiązałby wiele problemów, nawet gdyby to nie chodziło o O’Neala. Ale zadzwonił właśnie on. I chociaż Givens należał do doświadczonych oficerów polowych, wciąż miał nadzieję, że waleczny kapitan spowoduje jakiś cud.
Uznał, że najlepiej będzie zareagować z humorem.
— O’Neal, gdzieś ty, u licha, się podziewał?
W głowie O’Neala tak wściekle kłębiły się myśli, że nawet nie zareagował na żart.
— Przedzierałem się przez drogę numer 81, majorze, tak jak jedenasta dywizja.
— Dobrze, że wracasz. Gdzie jesteś?
— W śmigłowcu kiowa, kieruję się w górę drogi numer 70. Planuję dołączyć do pana w Baltimore.
— Cóż, pewnie będziesz tam przed nami.
— Być może, sir. Ale niedługo przed wami.
— Szacuję, że przedostanie się przez korki uliczne zajmie nam około dwunastu godzin, kapitanie. Sierżant Clarke właśnie wezwał ciężarówki.
— Ciężarówki? — zapytał O’Neal. — Nie trzeba nam żadnych cholernych ciężarówek.
Gąsienicowy pojazd dowodzenia gwałtownie się zatrzymał, a jadący za nim hunwee żandarmerii ominął go i podjechał do stojącego przy drodze mężczyzny. Dowódca pojazdu wysiadł i zasalutował pułkownikowi o chłopięcym wyglądzie.
— Pułkownik Cutprice? — spytał.
Na polowym mundurze bojowym widniało tylko oznaczenie rangi, nie było zaś plakietki z nazwiskiem ani identyfikatora Sił Lądowych Stanów Zjednoczonych.
— Tak — potwierdził krótko pułkownik.
Przez ostatnie dwa tygodnie poddawano go procesowi odmładzania i nadal był cholernie obolały. Ale oczekiwanie wraz z resztą bohaterskich oficerów i patrzenie, jak dowództwo wszystko pieprzy było jeszcze gorsze. Musiał przyznać, że to nie była wina Taylora i Hornera. Zastali już większość problemów i starali się tylko im przeciwdziałać. Ale trudno było znieść widok rzezi dokonywanej na doskonałych żołnierzach, i to z powodu nieudolności dowództwa. Była to cholerna powtórka Korei. I Kasserine[14]. I Bull Run. I Sommy[15]. Ci przeklęci wyperfumowani książęta po prostu niczego się nie nauczyli.
— Generał chciałby z panem pomówić — powiedział żandarm i zaprowadził rozmówcę na tył pojazdu.
Horner siedział przed wideotelefonem. Pułkownik, do którego kierował swój jadowity uśmiech, nie wyglądał na zadowolonego z ich rozmowy.
— Pułkowniku, rozkazy z tych jednostek mają priorytet przed wszelkimi innymi rozkazami. Czy to jasne?
— Sir… — zaczął pułkownik.
— Cholera jasna, pytałem, czy to jasne! — Horner stracił cierpliwość. — Jeśli nie otrzymam prostej odpowiedzi, wyślę do was tak szybko jednostkę żandarmerii, że aż wam w głowie zakręci! Już sześciu pułkownikom kazałem ładować amunicję i prowadzić ciężarówki! Chcecie do nich dołączyć?
— Nie, sir, ale…
— Jasne czy nie?
— Tak, sir — odpowiedział wreszcie krnąbrny pułkownik. — Jasne.
— Dobra, a teraz zjeżdżać mi z mojego monitora — rzucił zirytowany generał, po czym odwrócił się i wbił wzrok w Cutprice’a.
Pułkownik pracował już nie raz z generałami o bardziej świdrującym wzroku, więc spojrzenie Hornera spłynęło po nim jak woda po gęsi. Stał na baczność i wpatrywał się w jakiś punkt sześć cali nad głową generała.
— Pułkownik Cutprice zgłasza się na rozkaz.
Horner patrzył na niego jeszcze przez chwilę, a potem odwrócił się i zaczął szperać w biurku. Po chwili wyciągnął mały medal.
— Weźcie to — rzucił medal pułkownikowi — i przypnijcie.
Medal przedstawiał karabin na niebieskim tle, otoczoną wiericetis z dwiema gwiazdami u góry. Naszywka bojowej piechoty oznaczała, że jej właściciel brał udział w walce. Takiej prawdziwej, w której ludzie z tamtej strony naprawdę próbowali go zabić, a on starał się im odwdzięczyć tym samym, tylko szybciej. Gwiazdy zaś wskazywały, że właściciel medalu jest weteranem trzech wojen. Liczba żyjących uprawnionych do jego noszenia była bardzo niewielka.
— Spocznij — rzucił generał. — Słyszałem, że nie nosicie nawet przeklętej plakietki z nazwiskiem, pułkowniku. Więc mam to dla was. Potrzebujecie jeszcze czegoś?
— Nie, sir — odpowiedział cicho Cutprice i spojrzał na generała, tak jak zezwalała na to komenda spocznij. Drzwi za nim otworzyły się i po chwili ktoś stanął obok niego na baczność.
— Sierżant Wacleva zgłasza się na rozkaz, sir.
Cutprice zerknął na przybysza. Był to niski i chudy młody mężczyzna z belkami sierżanta na kołnierzu. Widać było, że także musiał przejść proces odmłodzenia. Wyglądał nieco znajomo.
— Spocznij i rozluźnijcie się obydwaj — powiedział Horner. — Chyba już się znacie.
— Czyżby? — spytał Cutprice.
Sierżant tylko się uśmiechnął, wyjął paczkę pall malli i zapalił. Pomieszczenie wypełnił drażniący zapach dymu z papierosa bez filtra.
— Tak — odpowiedział zaskakująco niskim głosem sierżant — znamy się. Trochę.
Wydmuchał kółko dymu… i zakasłał.
— Och ty! — zaśmiał się Cutprice. — Sprawdzasz nowe płuca?
Horner nie dał im dokończyć.
— Macie zebrać resztę przypisanych wam grup i ruszyć na Washington Mall. Większość jednostek, które przetrwały Lake Jackson i odwrót, jest tutaj. Sprawdźcie, czy któreś nadają się jeszcze do walki. Oczekuję przybycia jednostki pancerzy wspomaganych i mam jedną zbierającą się dywizję. Martwią mnie Posleeni, którzy chcą przejąć most.
— Tak jest, sir — powiedział Wacleva. — Jeśli pozwolimy im przejść Potomac, wdepniemy w niezłe szambo.
— Problem polega jednak na tym, że prawdopodobnie nie będziemy ich mogli zepchnąć z pozycji zajętych przed głównym lądowaniem. A to oznacza całkowitą utratę kontroli w tym rejonie. Właściwie między James a Potomakiem nie ma aż tak wielu ważnych obiektów. Ale utrata terenów na pomoc od Potomacu będzie dla nas klęską. Więc zbierzcie wasze bractwo — Horner uśmiechnął się lekko — i ruszajcie na Mall. Odszukajcie wszystkich żywych żołnierzy i stwórzcie z nich jednostki. Przygotujcie się do walki, bo mam złe przeczucia co do Potomacu.
14
Kasserine — miejscowość w Tunezji, gdzie w grudniu 1942 r. rozegrała się bitwa, w której Alianci stracili dziesięć tysięcy żołnierzy
15
Somma — rzeka w północnej Francji, nad którą w 1916 r. odbyła się wyniszczająca bitwa, podczas której po raz pierwszy użyto czołgów