Выбрать главу

— Przyjąłem, Golf Jeden Jeden — odpowiedział głos. — Spróbujemy zdobyć dla was dostawę. Zameldujcie się, kiedy odzyskacie kontrolę, bez odbioru.

Keren przełączył się z powrotem na częstotliwość plutonu i wysiadł z suburbana, unosząc ręce w uspokajającym geście.

— Dobra, mówcie pojedynczo. Co się, kurwa, stało?

— Ten sukinsyn…

— Ta zakłamana cipa…

Keren uniósł pistolet kaliber 9 mm i wystrzelił w stronę Potomacu.

— Powiedziałem: pojedynczo. Sierżancie Chittock?

Wycelował w żołnierzy lufę pistoletu. Jeżeli ktokolwiek zachodził w głowę dlaczego starszy kapral wydaje rozkazy sierżantowi, widać nie miał zamiaru pytać.

Okrągła i zwykle przyjazna twarz sierżanta przybrała surowy wyraz.

— Mówi, że to jej karabin, a ten żołnierz wraz z kolegami zgwałcił ją i go ukradł.

Keren zastanowił się przez chwilę. Elgars w żadnym razie nie wyglądała na łatwą ofiarę gwałtu.

Zwrócił się więc do niej i ostrzegawczo uniósł palec.

— Tylko spokojnie. Wyjaśnij, o co chodzi.

Wzięła głęboki oddech i skrzyżowała ręce na piersiach.

— Byłam snajperem w trzydziestej trzeciej. Kompania Bravo, drugi batalion pięćset dziewięćdziesiątego pierwszego pułku piechoty. Byliśmy w trzeciej brygadzie. Mój pluton przyłączył się do dwudziestej pierwszej dywizji kawalerii w tym pierdolniku przy Dale City. Byłam po zachodniej stronie, kiedy zarządzili odwrót.

W ten sposób wylądowałam wśród tych pajaców — wskazała kciukiem na barczystego kaprala, którego wcześniej zaatakowała. — Nie wiem, gdzie jest reszta, ale on był w kolumnie transportowej.

Utknęłam z nimi przy Lake Jackson, bo nie wiedziałam, gdzie mam, kurwa, iść. Chciał wypróbować mój karabin i kilka razy się do mnie dobierał. Nie przejmowałam się tym, bo takie gówno czasem się zdarza. Potem, kiedy znowu się wycofaliśmy, postanowiłam trochę odpocząć. Byliśmy z tyłu w ciężarówce jadącej drogą do Manassas. — Urwała i znowu głęboko odetchnęła. — Kiedy się obudziłam, dwóch mnie przytrzymywało, a Piździec ściągał mi spodnie. Kiedy wszyscy trzej skończyli, wyrzucili mnie do rowu z tą gównianą bronią i jednym pieprzonym magazynkiem! Chyba myśleli, że są ostatnim cofającym się oddziałem. To tam mnie znaleźliście. — Spojrzała na Kerena oczami miotającymi błyskawice.

— Chcę z powrotem mój pieprzony karabin i żeby Piździec stanął przed sądem! Wolałabym sama go wykastrować, ale nie chcę trafić do Leavenworth.

Kiedy skończyła mówić, Keren odwrócił się do barczystego kaprala. Zauważył, że na jego identyfikatorze widnieje nazwisko Pittets. Stało się więc jasne, skąd Elgars wymyśliła przezwisko Piździec.

— Co macie do powiedzenia? — zapytał spokojnie.

Był w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach przekonany, że Elgars mówi prawdę. Ale skoro wszyscy czekali, że to właśnie on rozsądzi spór, musiał starać się być bezstronny.

— Ta kurwa łże — rzucił krępy kapral i zacisnął pięści. — Nigdy wcześniej jej nie widziałem. Ta suka po prostu chce mi zabrać karabin. Nie mogę uwierzyć, że pozwalacie jej tak mnie wpieprzyć!

Sierżant Chittock w samą porę złapał Elgars za kołnierz munduru, ale zarobił za to łokciem w brzuch.

Keren pogładził w zamyśleniu zarost na podbródku.

— Jaki jest numer seryjny broni? — spytał Pittetsa.

Barczysty specjalista kilka razy mrugnął oczami.

— Po co, u licha, miałbym pamiętać numer seryjny? Nie rozumiem, co to…

— BR 19784 — syknęła Elgars. — Skrót oznacza producenta Barrett Rifles. A na dole kolby są wydrapane moje inicjały A-L-E — uśmiechnęła się lekko. — Skoro nigdy się nie spotkamy, to nie mogłam widzieć tego karabinu, prawda, Piździelcu?

Sierżant Chittock zaczął oglądać karabin i oczywiści znalazł na nim numer seryjny.

Keren ściągnął brwi i spojrzał na Pittetsa.

— Owińcie go taśmą izolacyjną i przyczepcie na zewnątrz Pojazdu Jeden. Oddamy go odpowiednim władzom, kiedy je spotkamy. Jeśli będzie się wydzierał, zaklejcie mu też usta.

— Nie możecie tego zrobić! Mam swoje prawa… — krzyczał kapral, kiedy ciągnęli go w stronę pojazdu moździerzowego

— No, Elgars — powiedział Keren z ponurym wyrażeń twarzy — masz z powrotem swój karabin. Co ty z nim, u diabła, zdobisz?

Oparła kolbę na ziemi i otworzyła jedną ręką magazynek.

— Najpierw go dobrze wykąpię, a potem wyzeruję celownik — Nie wiem tylko, jak będę jedną ręką przeładowywać magazynek — No — powiedział z lekkim uśmiechem Keren — chyba przyda ci się pomoc.

68

Waszyngton, Dystrykt Kolumbia, Stany Zjednoczone Ameryki, Sol III
10:48 letniego czasu wschodniego USA
11 października 2004

— Możemy w czymś pomóc, poruczniku? — spytał sierżant Leo.

Stary miał tak smutną minę, że podoficer jeszcze u niego takiej nie widział. Nawet smutniejszą niż wtedy, kiedy myślał, że skończyła im się żywność.

Siedział na schodach pomnika Lincolna i patrzył w wodę basenu.

Był kolejny wspaniały jesienny dzień. Wydawało się, że przyroda lekceważy ich głupie gry wojenne. Nawet bombardowania kinetyczne nie miały żadnego wpływu na przepiękne wschody i zachody słońca.

Porucznik Ryan patrzył na odbicie pomnika w wodzie. Jego nastrój wahał się między histerią a depresją. Uważał, że wypełnił swój pierwszy zawodowy obowiązek lepiej niż ktokolwiek miał prawo oczekiwać. Nawiązanie łączności z Missouri pozwoliło mu dokonać rzezi Posleenów, a żołnierze jego plutonu spisali się pod ostrzałem jak weterani.

Zgubili wprawdzie swoją jednostkę, ale to nie była ich wina. Nie było także jednostki, do której mogliby się przyłączyć. A jednak teraz zastanawiano się nad przebiegiem jego dalszej kariery. Fakt, że zamienił większą część dywizji Posleenów w krwawą papkę, nie miał żadnego znaczenia.

A teraz jeszcze na dodatek i to.

Brał udział w prawdziwej walce dopiero kilka dni, ale miał wrażenie, że wykształcił się u niego pewien instynkt. A on podpowiadał mu, że Posleeni zmiotą z powierzchni ziemi jedyny punkt kontroli ładunków wybuchowych, a to oznacza, że przejmą most. Wtedy byle jak sklecone jednostki na Mall rozsypią się jak potłuczone szkło, a Posleeni zdobędą samo serce Ameryki.

Utrata Mall wytnie Stanom Zjednoczonym serce. Cholera, może mieć nawet poważny wpływ na morale żołnierzy. Amerykanie narzekają na swój rząd przez cały czas, ale to nie znaczyło, że nienawidzą symboli przeszłości, które tutaj, w tym miejscu się wznosiły.

A do tego wszystkiego może dojść tylko dlatego, że jeden głupi oficer nie zwraca uwagi na to, co mówi mu podręcznik, doświadczony młodszy oficer i zdrowy rozsądek.

— Wszystko w porządku, sierżancie.

Wstał i głęboko odetchnął. W powietrzu czuło się lekki swąd z pożarów na południu, gdzie piechota morska zaminowała Pentagon mikrobombami jądrowymi.

Miałem rację, pomyślał Leo, siedzimy w gównie. On wiedział, co trapi porucznika, i czuł to samo. Był w końcu instruktorem minowania. A kapitan totalnie spierdolił sprawę. Kiedy porucznik minował most 123, Leo czekał, żeby w razie czego pomóc w rozplanowaniu ładunków. Ale porucznik sam wyliczył odpowiednie wagomiary ładunków wybuchowych, i nie tylko obmyślił trzy metody zapłonu, ale także trzy różne punkty kontroli. Była to może zbytnia ostrożność, ale dowódca wolał dmuchać na zimne. Ryzykanctwo przy rozkładaniu ładunków burzących było baaaardzo stanowczo niewskazane.